niedziela, 17 lutego 2019

Przed siebie bez celu.. (gdzieś w opolskim) - wersja zimowa

Coś w tym jest, że Oława to jakis biegun ciepła. Wyjeżdżamy mając za oknem wiosenną pogode, a juz 30 km dalej zaczynają sie pojawiać łachy śniegu, a zbiorniki wodne pokrywa całkiem gruba tafla lodu. Miała być ciepła i sucha wycieczka - a wyszło nieco zimno i lodowato. Ale cóż zrobić…

Sympatyczne, przykolejowe zabudowania w miejscowości Lipowa Śląska.



Nieopodal stacyjki stoi taki oto budyneczek drewniany. Co to mogło być? Z balkonikiem, ławeczką, lampą w szklanym kloszu? Pasowałby tu jakis bar! :)


Żarów… Wioska wśród pól gdzie nie prowadzi żadna asfaltowa droga… Ta, którą jedziemy jest najgłówniejsza. W wiosce nie ma chyba nowych domów, a połowa stojących wyglada na niezamieszkaną.






Musimy tu kiedys wrócic. Najlepiej rowerami powłóczyć sie wiosną - taką kwitnącą bzem albo rzepakiem!

Pasiaste pola…



Coś dla miłośnika wiosennej kupy wśród pól.. ;) Kibelek na stacji benzynowej w Grodkowie!





Jedno ze ściennych zdjęć wzbudza mój wybitny niepokój - przyspieszone bicie serca i zapewne bardzo gwałtowny skok cisnienia... Przywołuje różne dawne urazy psychiczne. Pewien obrazek znów mi staje przed oczami.. Jest rok chyba 2002. Jesteśmy gdzieś we wschodniej Polsce. W nocy szukaliśmy miejsca na biwak, wieś sie nie chciałą skończyć, a tak troche łyso spać miedzy domami, jeszcze ktoś sie zwlecze i kłopoty murowane. Na nocleg rozłożyliśmy sie w zbożu. Całkiem spore pole, zboże wysokie, nie widać leżących osób. Bezpiecznie, miło, spokojnie… Do snu grały nam świerszcze i szumiące kłosy, a między nimi pobłyskiwały gwiazdy. Myślałam, że poranek będzie tak samo piękny jak wieczór… Myliłam sie - i to bardzo… ;) Bladym świtem obudził mnie krzyk mojego towarzysza: “Spierdalamy!!!!!!” i ostre szarpanie za ramiona, nos, włosy. Są momenty kiedy nie ma czasu na pytania. Złapałam tylko plecak (na szczescie wieczorem przywiązałam do niego buty, a wszystko było spakowane w środku) i w nogi. I zobaczyłam przed sobą właśnie to… W Grodkowie w kiblu zobaczyłam to po raz drugi…


I wszystko staneło przed oczami jak żywe… Ryk maszyny, zmielony na pył kilkanaście sekund później śpiwór i karimata, przekleństwa padające za nami i szaleńczy bieg na bosaka przez zboże w strone najbliższego lasu. A wieczorem wydawało nam sie, że las jest daleko…. A dotarliśmy tam w mig! Rolnik nas gonił. Ale chyba na granicy lasu spasował. Po chaszczach biegaliśmy juz sami ;) Ale żeby żniwa sobie robić o 5 rano????

Nie znam dalszych losów kombajnu. Nie wiem czy przez nas komuś w bułeczce zazgrzytał zamek śpiwora albo drożdżówka z makiem miała aromat aluminiowej folii… Wiem tylko, że do dzis boje sie maszyn rolniczych i bardzo nerwowo reaguje na wszystkie biwaki niedaleko pól… gdzie od upraw nie oddzielają mnie solidne drzewa albo betonowy mur… ;)


Szukamy jeziorka położonego między wioskami Osiek i Głębocko. Prowadzą do niego dwa mostki.



Kiedyś był tu ośrodek “Leśna Przystań”. Różne znaki na niebie i ziemi wskazują, ze chyba jest on juz czynny ;)



Beton starych płyt - igliwie i mech...





Pod lasem stoją sobie przestronne i przewiewne parterowe zabudowania, zapewne związane z niegdysiejszym ośrodkiem... Różnorakie ślady wskazują na mniej lub bardziej sporadyczną obecność bezdomnych. Dziwi nas to troche - w pomieszczeniach temperatura jest taka jak i na zewnątrz - tylko pizga wiatrem, tworzą sie wręcz powietrzne wiry. Nie znaleźliśmy pomieszczenia gdzie nie ma przeciągu. Upadł wiec tez pomysł palenia tu ogniska (ślady ognisk też widać). W lesie jakoś zaciszniej!












W świecie kół….



Nadjeziorne lodowe klimaty.





Nad jednym z jeziorek udaje sie znaleźć kawałek niezasnieżonego terenu. Pieką sie grzaneczki, buja sie hamak, jakieś ptactwo grzdyka w pobliskich trzcinach…








Miła kapliczka gdzieś wśród lasu...


Czas do domu… Jeszcze trochu zimno, aby tą noc spędzić w terenie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz