piątek, 11 stycznia 2019

Kilka migawek z zasypanych Gór Bystrzyckich (2018)

Byl to wyjazd, który prawie że, a nie doszedłby do skutku.. W Oławie nie było i nie ma śniegu tej zimy (i mam nadzieje, ze rowniez nie bedzie ;) ). Pojechaliśmy w góry go szukac. Ja śniegu nie cierpie, toperz ma podejście wyważone, ale jest jedno takie małe coś, co buczy za śniegiem juz od dwóch miesięcy! W okolicy Strzelina śniegu rowniez nie bylo, ale byla za to tak oblodzona droga, że przy prędkości 20 km/h busio zaczął jechac bokiem a potem wywijać bączki, tanecznym krokiem zbliżając sie do przeciwległego rowu.. A rowy teraz w modzie są głębokie. To pewnie dla bezpieczenstwa kierowców - ponoc dla tego celu sie wycina przydrożne drzewa, a rowy kopie takie, ze ewentualnie wpadnięte auto musi wyjmować dźwig - jak stoi na dachu z kółkami do góry.. Bardzo dziwne jest to obecne podejscie do porzadku i bezpieczenstwa - z obłędem w oczach kosi sie wszedzie trawe na 2 mm, przefukuje z miejsca na miejsce opadłe liście i pakuje w worki, opyla chodniki, ogławia drzewa - w imie "rozwoju" i "zadbania" podejmuje wiele niepotrzebnej roboty. Ale żeby posypac piaskiem i solą szosy i chodniki - to nie ma ani kasy ani ochoty. Niech auta sie rozbijają a babcie łamią nogi…

Tym razem coś jednak nad nami czuwało - busio postanowił sie zatrzymać jakies 10 cm od rowu. No ale ostatecznie udało sie znaleć w Górach Bystrzyckich, gdzie śniegu okazało sie byc nadpodziw sporo!

Na jedną z wycieczek wyruszyliśmy z sankami. Tak sobie udumaliśmy, ze kabak bedzie na nich siedziec a my bedziemy ją ciągnąć i wszyscy bedą szczesliwi. Jednak nasze nowe sanki okazały sie jakies wybrakowane - co chwile robiły “fajt” i siedzący na nich ekwipunek lądował w śniegu. A śnieg okazał sie nieco głęboki, nieraz wystawały same nóżki ;) Po trzeciej wywrotce sankowy pasażer odmówił dalszej współpracy. Na tym etapie wymyśliłam sobie, ze na sankach bedą jechac plecaki. Jednak losy plecaków były identyczne - co kilka metrów trzeba było je wybierac z zaspy, a sanki leżały radośnie z płozami do góry. Ostatecznie sanki zaakceptowały wożenie na swym grzbiecie worka suchego drewna. Słyszałam takie historie o np. złośliwych osłach - ale żeby sanki? Kolejnym wiec celem gromadzenia naszego wyjazdowego ekwipunku beda sanki - jakieś szersze, niższe i krótsze. A może najlepsza do naszych celów by była płaska miednica z doczepionym sznurkiem? Albo koryto? Pomyślimy jeszcze - acz wszelakie sugestie mile widziane!

A i na sam początek coś sobie naklikałam w aparacie, ze mi sie wyłączyły kolory. Zanim sprawa została zauważona i skorygowana pare zdjec cyknełam. Choc z drugiej strony - świat i tak byl calkowicie wyprany z kolorów wiec szkoda niewielka ;)



Suniemy wśród zasypanych lasów, przed nami tafla sniegu nietknieta ludzką stopą. Tylko zwierzych tropów moc.





Ulubione zajęcie kabaka - strząsanie na toperza puchu osiadłego na gałęziach mijanych choinek... A może to zemsta za te śnieżne nurkowania z sanek? ;)


Odwiedzamy tez naszą ulubioną chatke. Jest więc ognicho, żurek z termosa i radosne bieganie w kółko.







Bujanie w hamakach - zewnetrzne, wewnętrzne, ogólnie leśna sielanka w wydaniu zimowym ;)





Nietypowe smażonki czy co? :P


Mamy okazje tez połazić nocnymi lasami, gdzie mróz szczypie w gęby a dziwne mgliste tumany wirują dookoła ;)



Jako ze biesiad i minibiwaków nigdy dość - mamy też okazje zabawić w innej wiacie, koło zamku Szczerba.









Ciekawa roślinka. Wydaje fajny dźwiek, gdy upadają na nią płatki padającego śniegu. Ni to skrzypienie, ni to szelest miętego papieru?



Zajrzelismy tez do zamku, ale ciemnawo juz bylo.




Rożniste budki na ptaki mają tu w rejonie! Ciekawie zdobione. Chyba musze kiedys osobną relacje zapodac o samych budkach ptasich!



Ta duża to chyba na bażanty ;) Acz kiedys slyszałam, ze takie giganty to chyba dla nietoperzy robią?


Dzwoniłam do schroniska Jagodna. Babka mi powiedziała, ze da rade dojechac, ale lepiej nie pchać sie w “tą boczną droge” bo jest nieutrzymywana zimą. Rzut oka na mape. Boczna to zapewne ta nienumerowana. Głowna to trzycyfrówka relacji Międzylesie - Duszniki. Zatem jedziemy od Międzylesia. Momentami śniegu do pół opony. Łańcuchy mamy… ale to te od skodusi.. za małe. Chyba jak bedzie bardzo źle to trzeba bedzie je sznurówkami przywiązać ;) I jak sie potem okazało - to własnie to była owa niepolecana droga boczna! :D Widać los zawsze chce nas wpuścić w maliny i manowce :D



Klimaty schroniskowe. Było poza weekendem wiec nas nie zadeptali ;)





Głowną atrakcją dla niektórych był kot. Dawniej tu było wiecej zwierzaków. Teraz na posterunku zostało tylko jedno biedne młode kocie. Prawie juz zagłaskane i zmęczone wszelakimi zabawami i wylewnością przejawianych uczuć.

Zresztą tą “melancholie” chyba widać w kocich oczach.



Czasem udało mu się drapnąć do innej sali. Gdzie wielkość szczeliny w drzwiach pozwalała prześlizgnąc sie kotu a innym, niedorosłym osobnikom juz nie.. Tu próby odłowu futrzaka i skłonienia do wspolnej zabawy ;) Nieudane..


Aaaa! i byl jeszcze Mały Riko! Jeszcze nie mówi - ale ponoc sa plany, ze zacznie.


Rano za oknem zadymka i zastanawialiśmy sie czy wykopiemy busia - czy moze zostajemy do wiosny? Wyjechac sie udało ale do tego procesu łopata okazała sie niezbędna.


A za Bystrzycą Kłodzką śnieg sie skończył. Do domu wracamy w klimatach jesiennych, acz kolorach nieco nieziemskich, jakby je kiczowatą farbką pomalowac!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz