piątek, 2 listopada 2018

Starunia, Hwizd - Ukraina 2018 cz.11








Wulkany błotne odwiedzaliśmy juz dwukrotnie - na półwyspie Kerczeńskim na Krymie, koło Bondarenkowa i w Rumunii. Ale tutejsze "wulkany" sa nieco inne, bo oprocz błota wypluwają coś ropopodobnego.

Koło wsi Hwizd szukamy stawku z ropą. Ponoć miał fajnie bulgotac! Jest takowy, na górce, kolo czynnego zakładziku pełnego cystern i pokreteł. A wokol wszedzie góry. Nie przypuszczalam, ze na tym wyjezdzie zobacze tyle karpackich widokow!




Mijane po drodze tłuste ciężarowki wożące niecodzienne ładunki.


Droga...



Pokrętła.




Zakładzik.


Poszukiwany stawek.


Szczątki poprzedniego eksploratora, ktory podszedł zbyt blisko krawędzi ;)


Desenie...




A potem jedziemy do Staruni, gdzie wulkanów ma byc wiecej. Droga strasznie kluczy i w koncu wychodzi w pola za rozwleczoną wsią. Przysadziste snopki grzeją sie do słonca.




Na placu, pokrytym jakby zastygłym, popękanym błotem, jest kilka wulkaników i stawków. Kazdy pachnie odrobine inaczej.









Jest też błoto. Takie zwykłe, podeszczowe. Bez tęczowych krążków i bulgotków. Dziwne, ze na placach zabaw nie robią zamiast piaskownic “błotownic” - cieszyłyby sie duzo wiekszym uznaniem!


Desenie…










W jednym miejscu płonie “wieczny ogien” co niesamowicie wygląda, zwlaszcza w nocy! Nie dziwie sie, ze dawniej ludzie uwazali takie miejsca za świete! Jest w tym jakas moc i magia!





Dzis nie palimy ogniska na biwaku ;) Troche strach na takim terenie przesiąkłym ropą.. Nawet marusi tu nie rozpalam ;) A poza tym co - mamy ognisko! Takie idealne dla leniwych - nawet dokladac nie trzeba! Acz nie wiem jak z pieczeniem kiełbasy - nie próbowalismy. Na ziemniaczki napewno sie nie nadaje ;)

Wyziewy z wnetrza ziemi chyba nie sa tu zbyt dobre, przynajmniej dla żaby, myszy i zaskrońca okazały sie mało przychylne. Przy ogniu faktycznie troche wali.



I tak nam mija wieczór... świszczący ogien, wino jeżynowe.. Gdzies w tle muczenie krów, wizg pił w lesie, śpiewy pastereczek i inne odlosy wieczornej wsi.






A my tu siedzimy w niecce sami. Tylko my, ogień i powietrze przesiąkniete specyficznym aromatem :)




Dzisiaj jakos nie śpie zbyt dobrze. Najpierw długo nie moge zasnąć. Potem mam jakies pokręcone sny i co chwile sie budze. W nocy czasem człowiek wpada w taki dziwny stan półświadomości, ze sobie wkręca rozne głupie rzeczy. Wiec tym razem ja sobie wkręcilam, ze tutaj napewno w nocy wydostaje sie z wulkanów wiecej gazów i na bank sie nimi otrujemy. Że pewnie zaśniemy i juz sie rano nie obudzimy. Faktycznie z wieczora, jak sie układalismy, "ognisko" dwukrotnie urosło i miało bardziej intensywny zapach. Chyba ze trzy razy w nocy zaglądałam do toperza i kabaka sprawdzic czy jeszcze żyją ;) Do teraz nie wiem czy to było naprawde czy to byl sen. Chyba raczej sen bo potem wychodziłam z busia i zbierałam jakies rozrzucone wokoł narzedzia. I chowałam je za krzak...
Rano narzedzi za krzakiem nie było ;) A ogien wciąż płonął, acz mniejszy niz z wieczora... Duchy ognia chyba nas polubiły i zaakceptowaly. Przynajmniej bardziej niz mysze i węża ;) Nikt z ekipy nie uległ otruciu ;) Moze to dlatego, ze troche nakarmilismy ogien winem jeżynowym?

cdn


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz