wtorek, 13 listopada 2018

Góry Kamienne na listopadowo cz.2








W nocy zerwał sie straszny wiatr. Duło tak, ze mało okien nie powpychało do środka ;) Rano w Andrzejowce pusto i spokojnie - tylko my. Fajne sa wtorki w gorach…



Dzis jedziemy do Łomnicy. Mapa przewiduje zaczęcie wycieczki w jednym z jej przysiółków oznaczonym jako Radosna. Mapa jednak ma juz lat kilkanascie i gruntowe drogi uległy wyasfaltowaniu, co skutkuje, ze skrecamy troche nie tam gdzie trzeba. Lądujemy chyba w miejscu oznaczanym jako Granna. Przed jednym z dwoch domow siedzi kilku facetow. Ide dopytac gdzie to nas zdryfowało. Panowie jednak kompletnie nie wiedzą o co mi chodzi, o zadnej Grannej (Grannie?) nie slyszeli. Jeden w ogole zaczyna do mnie gadac po niemiecku i sobie wkrecil, ze ja chce tu kupic dom a on mi go nie sprzeda. Na szczescie napatoczyla sie tez jakas babka z Głuszycy, ktora uświadamia mnie, ze faktycznie dawno temu na ten przysiólek mowiono Granna, ale teraz jest to ulica Sudecka. A Radosnej tez nie juz ma tylko Ustronie. Ciekawe skad i po co taka zmiana nazewnictwa? Chyba zeby wróg sie zmylił ;)

Gdy wlasciwa droga zostaje odnaleziona mijamy kilka zabudowan i tuptamy sobie w strone Ruprechtickiego Spicaka. Po drodze fajny pasnik, rokujący noclegowo. Ten typ pasnika, z pięterkiem, w Sudetach spotykalismy juz kilkukrotnie, ale taki z tabliczka to po raz pierwszy.





Są wąwozy.


Promieniste mgiełki.



I ławeczki dla strudzonych wędrowców.


Granica odnaleziona!



Korzeniaste podejscie na Spicaka. Kabaczę dzielnie lezie na własnych nóżkach. Zresztą - nie bardzo ma wybór... Jest zbyt stromo, zeby ją nieść…








Jakis stary słupek..


Pojawiają sie pierwsze widoczki.



Im wyżej tym bardziej duje. Wieża w tych warunkach wydaje ciekawe odgłosy! Wiatr na tyle szaleje, ze cieżko jest przywiązać hamak. Wyrywa sznurki z rąk. Ale w koncu sie udaje.




Mozna sie wyłożyć, pobujać a wokół takowe obrazki..





Fajny piec jest na szczycie. Biorąć pod uwage, ze tu chyba zwykle wieje jak dzisiaj (lub mocniej) - to super alternatywa dla ogniska, ktore zapewne by zaraz latało!




Posiedzielismy z godzine, pojedlismy żurek z termosów i suniemy w dół. Mimo dość wczesnej pory kolorki robią sie dziwnie wieczorne.. Tak....ciepłe temperatury powodują, ze człowiek zapomina, ze mamy listopad…










No i bęc. Tak dla niektorych sie zakonczyl ten pełny wrazen dzien.



A i jeszcze na tym wyjezdzie mijalismy fajne pojazdy! :)


1 komentarz:

  1. wydaje mi się, że na jednym ze zdjęć widać ulicę Orkana w Wałbrzychu, nowe, białe bloki budowane dla górników:(
    a ja czasowo mieszkam w Głuszycy lecz jestem uziemiona przez rwę kulszową.
    pozdrawiam serdecznie i brawa dla toperza, nadźwiga sie chłopina :) i do tego taki słodki ciężar
    wysłałam ci zaproszenie

    OdpowiedzUsuń