Jedziemy sobie gdzies jakimis łotewskimi zadupiami i szukamy miejsca, zeby w przyjemnych okolicznosciach przyrody lub/i architektury wciągnac sobie obiadek. Mijamy jakies ruiny poprzemysłowe, kołchoz, fabryczka, szlag wie co to bylo. W ich strone skręca gliniasta droga. Idealne miejsce dla naszego celu!
Czarne chmury, rysujące sie na niebie i kończące jak ucięcie noża potęgują mroczny klimat okolicy...
Budynki przesiąkniete sa silną wonią benzyny, oleju i smaru. Chyba kiedys musialy tu byc jakies warsztaty..
Kabakowi wyjątkowo udało sie to pomieszczenie. Dopomina sie, ze chce zabrac ze sobą krzesełko i nie chce wyjśc tłumacząc, ze "zaraz bedzie padał deszcz". Ilość zostawionych sprzetow sugeruje, ze z tego budynku czasem ktos jeszcze korzysta..
Tablica, ktora mi spada z nieba! Z budynku trzeba wyjsc bo tutaj dzieci mogą zostac pożarte. "Tutaj grasują krwiożercze skrzynki i trzeba sie trzymac blisko mamy i taty. Żadnego skakania przez stary kanał. Nie wierzysz? To zaraz ci cos pokaże!" Taką argumentacje kabak przyjmuje bez mrugniecia okiem! ;) Skadinad ciekawa i dosc nietypowa tabliczka!
Są tez inne tabliczki, w dwoch językach, mocno obleczone juz rdzą i porostem..
Z daleka rzuca mi sie w oczy jeszcze inna ruina - opuszczony, czesciowo zawalony blok. Wyglada zbyt zle, abym miala odwage wejsc do srodka, ale ide obejrzec choc z zewnatrz.
Ide sama. Toperzowi sie nie chce, dalej goni sie z kabakiem wokół garaży.
Im blizej podchodze do opuszczonego bloku tym bardziej oczy wyskakują mi z orbit. Ten blok jest czesciowo zamieszkaly! Boki budynku stoją i zawieraja uzywane mieszkania - firanki, kwiatki na parapecie, jakas kobita z petem w zębach trzepie scierke... Tylko srodek wyglada jakby wygryzł go jakis gigantyczny potwor! Masakra jakas! Co to jest u licha za miejsce? Meteoryt na niego spadł? Albo ktos leciał gdzies na wojne w dalekie kraje i akurat tu bombe zgubil przypadkiem?
Ze zdziwienia wyrywa mnie glos - "Czegos tu szukasz?" Odwracam sie. Gosc w srednim wieku wierci we mnie oczami. "Eeeeee... jest tu moze sklep?" Nic madrzejszego nie przyszlo mi do glowy. Facet usmiecha sie. "Sklep jest dalej, o tam. Pieszo bedzie kawałek. Lepiej podjechac. Tu jest tylko ta ruina, w ktorej mieszkamy. A tak w ogole co cie sprowadza na Łotwe i do naszej wioski?". Gdy dowiaduje sie, ze jestem turystka z Polski, ze przejazdem w drodze z Estonii, ze zatrzymalismy sie na przekąske wsrod garazy - zaczyna opowiadac niedawną, smutna historie miejscowosci. W 2010 roku byl tam wybuch gazu - na drugim pietrze, pol domu wyrwalo. Cudem nikt nie zginal. Ale kilka rodzin zostalo bez dachu nad glowa. Padło na dość biednych ludzi. Czesc rozjechala sie po rodzinach. Jedni zajeli na dziko jeden pokołchozowy garaz i zyja tam po dzis dzien. Gosc chce mnie do nich prowadzic ale dochodzi do sprzeczki z jego zona, ktora twierdzi, ze ta rodzina swoje juz przezyla i chce przede wszystkim spokoju. Mam uraz gdy ktos mnie zaprasza do cudzego domu, wiec staram sie odwiesc goscia od pomyslu, tlumaczac sie, ze musze szybko wracac do samochodu gdzie zostalo dziecko (co zreszta jest prawda). Poza tym troche sie boje iść z jakims obcym gosciem do cudzych mieszkan. Co innego jakby tu byl ze mną toperz... Zawsze byłam zbyt ostrożna...
Mimo ze minelo juz 8 lat budynek nie zostal odbudowany ani ludzie przesiedleni do innych mieszkan. Blok zostal obwolany przez komisje jako nienadajacy sie do zamieszkania. Niektore rodziny otrzymaly drobne odszkodowania, ktore wystarczyly na zamurowanie dziur w scianach i ich podparcie obelkowaniem. Na tym sprawy sie zakonczyly. Częściowo zerwane schody jednej klatki schodowej zostały zastąpione drabiną. Dom zamieszkiwali ludzie z paszportami drugiej kategorii - czyli ludzie ktorych nie ma. (Albo ich jest tak duzo, albo ja mam jakies dziwne szczescie na nich ciągle wpadac????) Po co wiec nowy blok dla ludzi, ktorzy nie istnieja? Do rozmowy przylacza sie brat Koli, ktory widząc nieznajomą osobe tez skądeś przywędrował. Prosi aby zrobic zdjecia bloku. Dosc nietypowe zachowanie - zwykle proby fotografowania takich miejsc nie ciesza sie poklaskiem miejscowych. Tu jednak jest inaczej. Loszka mowi "Wszyscy o nas zapomnieli, moze dzieki twojemu zdjeciu swiat dowie sie o Upmalas..." Robi mi sie zimno.. Dokladnie tych samych slow uzyl w pazdzierniku 2011 Jura z Siedowa, wioski nad donbaskim morzem... Mam nadzieje, ze ja nie przynosze takim ludziom pecha... bo o Donbasie swiat sobie przypomnial... Ale myśle, ze zdecydowanie nie tego chcial Jura...
Grzecznie robie zdjecia rozwalonego budynku z bialej cegiełki. I obiecuje wrzucic w internet, co niniejszym czynie...
Ze scian wystają dechy, bele i kable. Wyrwe zaczynaja porastac juz krzaki. Miały czas urosnąć, tylko patrzec jak stuknie 10 lat... Zasiedlone boki domu wyraznie odchylaja sie na zewnatrz - jakby chcialy uciec od ziejącej pustką dziury..
cdn
Naprawdę cud, że nikt tam nie zginął... :)
OdpowiedzUsuńWidać Opatrzność czuwa nad wszystkimi, bez wyjątku. ;)