wtorek, 7 sierpnia 2018

Pribałtika cz.11 - Estonia, Saarema

No i lądujemy na Saaremie. Aby nie powtarzac noclegu kolo Triigi jedziemy kawalek dalej. Znow sa sosny, piecyki i cisza. Wiatr zostal na Hiumie. Albo w ogole nieco ucichł. Wyje tylko w koronach drzew. Morze jest znów spokojną taflą.




Nie wiem czy wspominałam juz o złudnosci tutejszych wieczorow. Siedzisz, gadasz, dokladasz do ogniska. O nagle oczy zaczynają ci sie kleic ze zmeczenia, kabak tez układa sie juz na ławce. Sprawdzasz godzine… jest po północy… Magia konca czerwca. A zmrok nie zapada tu nigdy. Latarek uzylismy tylko w bunkrach ;) Nawet jak w nocy wstaje do kibla to jest polmrok. Albo to ja nie trafilam w tutejsza czarna noc? Moze takowa jest miedzy 2:07 a 2:19? Szlag wie..

Mam znajomego, ktory lubi dzikie biwaki ale ma jakis lęk przed ciemnoscią. Panicznie boi sie bedac w namiocie gdy jest ciemno. Potrafi co chwile sprawdzac godzine aby obliczac ile zostalo do wschodu slonca. Zwykle dopiero spokojnie zasypia gdy zaczyna świtac. (Jesli czytasz - to pozdrawiam! Estonia czerwcowa to raj dla ciebie! :)

Ale zimy to ja im wspolczuje..

Zabudowa mijanych miasteczek i wiosek jest miła dla oka... Domostwa zauwazone przejazdem przy drogach roznych zakątków Saaremy.






Wpada w oczy tez opuszczony kosciol. W tej czesci Estonii gdzie bylismy mało napotkalismy opuszczonych budynków. Zwykle nawet gdy pozornie sie takie wydają - to do czegos służą. Najwiecej napotkalismy chyba wlasnie kosciołow/cerkwi, w postaci juz niezadaszonych wydmuszek, zdecydowanie w stanie zapomnienia.


Suniemy dzis szukac poradzieckich baz. Saarema byla ponoc za czasow sajuza niezle zabetonowaną wyspą, gdzies czytalam, ze takowych baz mieli tu kilkadziesiat. Ile zostalo do dzis? Nie wiem. Znalazlam namiary na dwie.. Pierwsza to baza Dejevo w okolicy Karujarve. Niewiele z niej zostalo. Teraz jest tu samoobslugowe pole golfowe i biwakowisko.

W wiatach jeden detal zwraca naszą uwage - u powały ktos podwiesił suszone rybki. Pozostalosc po imprezie? Czy moze tu taki zwyczaj? Skoro w wychodkach zawsze jest srajtasma a w szopie porąbane drewno na ognisko - to moze i zagryche sie zostawia dla zbłąkanych wedrowcow?



Sama baza zostala juz dosc skutecznie zmielona. Zostaly dwa hangary, z czego jeden chyba okresowo wykorzystywany na jakies imprezy. Jest w nim drewniana podloga, osadki na żarowki, kable, ławeczki.






Drugi hangar stoi w lesie i sluzy glownie graficiarzom. Czemu akurat jemu darowali a inne sa juz kupka kamieni?





Glownie szukamy murala. Lesnego tematycznego malowidła. Dokladnie w miejscu gdzie mial stac jest kawałek przewroconego betonu. Widac, ze padł “na pysk”.


Przypadek? Nie sądze… Widac komus przeszkadzalo, ze w srodku lasu stoi zarosniete malowidło. Niepojęta jest dla mnie ta chęć i potrzeba aktywnego niszczenia śladow przeszlosci. Spoznilismy sie. Chyba dobrych kilka lat.

A tak wygladalo to czego szukalismy gdy jeszcze bylo..


Kolejnej bazy szukamy kolo Maantee. To na samiuśkim południu, na dlugim półwyspie wyspy siegajacym prawie pod łotewską Kolke. Droga staje sie coraz mniejsza i bardziej wyboista. Docieramy do malutkiej osady gdzies na koncu swiata.


Jest tu jeden hangar/bunkier przerobiony na składzik. Dokladnie pozamykany.



Inne zabudowania, ktorych architektura sugeruje, ze mogly byc niegdys poszukiwaną przez nas bazą - służą obecnie za owczarnie. I mocno sie juz rozsypują. Na tyle, ze troche juz strach wejscia do srodka. Owce wyraznie sie nie boją - nogi rozjezdzają sie na swiezym nawozie.






Nie mamy cos na tym wyjezdzie fazy na bazy ;) Co ktorejs szukamy to albo nie udaje sie trafic albo juz jej prawie nie ma ;) Ale jest faza na chatki! Kolejną, zwaną Sori, odnajdujemy na owym poludniowym polwyspie Saaremy. Bardzo klimatyczna ale ma jedna wade… Ze wzgledu na mocno bagniste polozenie ilosc wszelakiej latającej gadziny jest niewyobrazalna. Chyba trzeba by sie obłozyc kadzidełkami dookoła. Albo wejsc do ogniska...;)



Niesamowite sa te tutejsze chaty - obrusik i kwiatki na stole, kapy na ławach, poroze na scianie, porzadek wiekszy niz u nas w domu…



Niedaleko od chatki na droge wychodza nam dwa sarniątka. Chyba takie swiezo urodzone, bo wielkosci kota. I nozki sie im rozjezdzaja na wszystkie strony.

W okolicy wioski Tehumardi na brzegu morza stoi betonowy pomnik, postawiony w miejscu wielkiej bitwy jaka miala tu miejsce w 1944 roku. W okolicy pomnika sa jakies dziwne wirujące wiatry, jak mini trąby powietrzne. Zrzucona przez kabaka czapka wiruje w powietrzu dobrą minute - jak na karuzeli. Podobnie zachowują sie zeschłe liscie.






Na nocleg zawijamy klasycznie na jedno z nadmorskich biwakowisk. Dzis na biwaku nie pouzywamy za duzo. Pogoda sie schrzaniła na dobre. Szarość nieba zlewa sie z szaroscia morza. Acz wiaty trzeba przyznac sa rewelacyjnie zrobione - dach jest na tyle długi, ze wystaje z poltora metra za wiate. Mozna siedziec i nie leje sie na plecy. Mozna krzątac sie kolo stolu. Ktos tu naprawde pomyslal, zeby rozne rozwiazania byly funkcjonalne.

W nocy leje. Napiernicza w dach naprawde solidnie. Bardzo lubie stukot kropel deszczu w dach chatki albo tropik namiotu. Ale to napierdzielanie w blache to jakas masakra! Nie wiem jak toperz i kabak sa w stanie spac przy takiej perkusji! A tylko ja mam stopery do uszu! Moze trzeba ten dach wylozyc jakims dywanem? I zmieniac co rok jak calkiem zgnije? Tylko czy razem z dywanem nie zbutwieje blacha? Ciekawe czy na tych wszystkich wypasnych kamperach to kleją na dachach jakies specjalne folie wytłumiające czy do spania w łoskocie trzeba sie po prostu przyzwyczaic?

Wracamy dzis promem na ląd. Kabaczę uwielbia promy. Juz od rana sie cieszy i ciagle nas ponagla, zeby juz jechac na prom. To juz od kilku dni widac - albo wklada swojego ulubionego tygryska do pudełka i sie bawi, ze to jest statek i tygrys płynie. Albo wklada samochodzik na szufelke (w chatkach zawsze tu takie są) i pływa nim od ławki do ławki.

Na promie zaczepia toperza jakis chlopak, chyba inny turysta. Chyba widzial jak wieszałam pranie w busiu. Mowi, ze podoba mu sie nasz “lifestyle” i zebysmy mu cos o nim opowiedzieli. Ale nie wiemy o jakas opowiesc mu chodzi? Ze jak mamy wolne to sobie gdzies jedziemy? Ze spimy w busiu? Ze robimy pranie jak gdzies po drodze trafi sie potok albo umywalka np. w kiblu na promie? Toperz mu cos tam opowiada o naszej wycieczce, ale wyraznie goscia to nie interesuje. Jest wyraznie zawiedziony. Myslal chyba, ze zyjemy w busiu na codzien, zywimy sie tym co znajdziemy w rowie i zarabiamy grając na bałałajce w srodku tajgi. Jedno jest pewne - z gosciem sie dosyc ciezko gadało bo byl strasznym milosnikiem górnolotnych haseł, zadęcia, pozerstwa i szufladkowania calego świata.

cdn

1 komentarz:

  1. "Zimy to ja im nie zazdroszczę". Fakt - zimno i wieje. Ale lata w sumie też im nie zazdroszczę - zimno, wieje i komary :-D

    OdpowiedzUsuń