W Kuri napotykamy ruiny cerkwi. Do srodka niestety wleźć sie nie udaje...
Wszedzie maja tu jakas plage ślimaków, ciezko przejsc sciezką i zadnego nie nadepnac. Juz nie mowiac o pojsciu w krzaki. Wiem, ze wiele osób uwaza slimaki za szkodniki i je tępi (co jest w pelni zrozumiale jak zjadają uprawy) ale ja jakos bardzo je lubie. Juz mając kilka lat ratowalam je z drogi albo zbieralam do sloika i probowalam karmic sałatą (co nie zawsze dla owych slimakow dobrze sie konczylo). Wiec ile razy slysze chrup pod butem to chce mi sie płakac. Ale inaczej sie dzis nie da… :(
Trafiamy tez na stary, zapomniany cmentarz, skąpany w kroplach deszczu, omszały i oczywiscie mocno zaślimaczony.
Wioski w okolicy są malutkie. Czesto nazwie na mapie odpowiadają trzy chałupy utopione w zielonosciach. Domki zazwyczaj sa niewielkie, czesto drewniane. Eternity i dachowe faliste blachy malowniczo porastają grubym kożuchem mchu i innych porostów. Ludzi nie widac. Zreszta nic dziwnego - komu by sie chcialo wylazic z chałupy na taka zdechłą pogode?
Im bardziej zblizamy sie do morza tym niebo staje sie bardziej pogodne, deszcz ustaje ale wzmaga sie wiatr, ktory i tak od rana łeb urywał z korzeniami. Do odjazdu promu mamy jeszcze z poltorej godziny wiec idziemy do portowej knajpy, coby choc troche schowac sie przed wiatrem. Panie twierdzą, ze mowia po angielsku wiec toperz idzie zamawiac. Z frytkami i solianką chyba sie udalo. Gorzej wychodzi z napojem tzn. chodzilo nam o herbate z cytryną. Babka patrzy na toperza nieco podejrzliwie, widac ze “kuleczki wirują” a po dluzszej chwili kiwa głową. Chwile pozniej dostajemy wode na ciepło, w ktorej pływa cytryna. Nie wiem czy nie zrozumieli czy oni tu tak piją? Coz zrobic, wyciagamy wlasne herbaty i wrzucamy do przyniesionego nam specyfiku. Dogadywanie sie z lokalsami w tym kraju jest trudniejsze niz przypuszczalismy ;)
W budynku przy samym porcie, a dokladniej w kibelku gdy robie pranie, zagadują mnie niemieccy rowerzysci. Ponoc przyjechali do Kłajpedy promem i dalej popylali “Via Baltiką” i bardzo im sie nie podobało. Sa niewierzący, ale kilka razy zaczynali sie juz modlic gdy kolejny tir mijal ich na centymetry. Teraz wiec jadą do Tallina i wracaja pociagiem. Na Hiumie jezdzilo im sie lepiej, acz bali sie chyba jeszcze bardziej “bo wszedzie las i tak pusto”. Są zli, ze mieli takie nieudane wakacje.
A wiatr tymczasem sie nasila. Dwa razy gonie kapelusz, mimo ze mocno sciagam go sznurkiem pod szyją az mnie dusi. Zaśmiecamy tez nieco okolice - gdy otwieram drzwi wywiewa z busia reklamówke z trzema drozdzowkami. Gonie ją ale juz pływa 20 metrów od brzegu. No coz, bedzie ze Polacy to syfiarze, oczywiscie musialo wywiac tą reklamówke z polskim napisem.. Jedną taką mielismy, wszystkie inne sa juz lokalne. Coz jak pech to pech, z wiatrem nie wygrasz.. ;) Porywa mi tez bluze z siedzenia i juz, juz niesie w strone reklamówki. Bohaterski toperz w ostatniej chwili ratuje bluze, juz na brzegu morza. Rękaw mokry, ale bluza wciaz jest z nami! Chodzi tez sie trudno, im mniejszą ma sie mase tym gorzej... A jak sie siedzi w busiu to nim buja na boki! I teraz pytanie - czy to busio probuje odleciec czy cale molo, na ktorym stoimy, wpada w takie kołysanie? Powietrze wypełnia wycie linek zaparkowanych łodek a słupy przygina w jedną strone. Jak poprzednio tu bylismy to sie zastanawialam czemu one sa takie krzywe.. A zdjecia przyportowe wyszły takie zaciszne i spokojne... ;)
I teraz pytanie - stosy sygnałowe jakby sie latarnia morska zepsuła czy przygotowania do obchodow Nocy Świetojańskiej? :)
Gdy do odjazdu promu jest juz 30 min. kabak domaga sie nocnika. Stoimy juz w kolejce zablokowani innymi autami. Wycieczka z pełnym nocnikiem przy tym wietrze do oddalonego o 100 metrow kibla zapewne skonczy sie natychmiastowym przyklejeniem jego zawartosci do stojących nieopodal niemieckich kamperow ;) Mogą nie byc zachwyceni gdy nieskazitelna biel ich scian nagle stanie sie moro... bo udekoruje je dziecieca kupa. Zapewne specjalnie nie jezdzili szutrami aby nie pobrudzic aut a tu niefart spotka ich w porcie na rownym asfalciku ;) No chyba ze nie niesc nocnika do kibla i bedzie opowiesc o kupie, ktora zwiedzila dwie wyspy? Ale jak prom bedzie tak samo bujał jak molo i zawartosc nocnika wywali sie na dywan - to toperz z kabakiem nie mają gdzie spac! Postanawiam jednak podjac wyzwanie dotarcia z nocnikiem do kibla, tylko owijam go w trzy worki na smieci. Wyłaze z trzęsącego sie busia. Ledwo moge ustac na nogach. Nocnikiem targa jak flagą na maszcie. Zawartosc rownomiernie wypelnia worek od srodka. Ale donioslam do kibla w porcie. I mnie nie ochlapało! Pełny sukces! Wracam dumna do busia z umytym nocnikiem pod pachą a niemieccy rowerzysci patrza na mnie jak na ufo. Czyzby tu nie bylo w zwyczaju wedrowac wietrznym nabrzezem z tak zacnym naczyniem przytulonym do piersi?
Promem buja troche bardziej niz w poprzednia strone. Falki sa niczego sobie i troche chlupie bryzą na zewnetrzne pokladziki. Na tyle, ze wiekszosc ludzi ucieka do wnetrz.
Tylko dwie takie chramsiają solone lody - o smaku morskiej wody! No bo chyba wlasnie dla takich doznan plywa sie promami, nie? :)
Fajne maja stoliki na promie. Na kazdym blacie jest mapa fragmentu tutejszych wysp. Kazda mapa jest inna!
A tak w ogole to tym promem plyniemy za darmo. Toperz idzie zaplacic za przejazd i za lody. Babka podaje kwote bardzo niską, pasującą raczej do samych lodów. Toperz mowi, ze chyba za mało, ze w tamta strone bylo wiecej, ze auto, ze 3 osoby. Babka wybucha oburzeniem i krzyczy na toperza: “Chyba ja lepiej wiem jakie sa tutaj ceny, nie bedzie mnie pan pouczał!”. Ok! Nie ma problema! Placimy wiec w przeliczeniu 10 zl a nie ponad 60 jak w tamta strone.
cdn
Nocnik wymiata :))
OdpowiedzUsuń