środa, 3 stycznia 2018

Śladami opuszczonych pojazdów (Armenia)






Włócząc się po Armenii spotykaliśmy wiele opuszczonych pojazdów, w stanie bardzo różnym. Zarówno przydomowych wraków w ogródkach jak i porzuconych skorupek gdzieś wysoko w górach, wsród bezdroży, skał i spalonego stepu. Nieraz był to wręcz stały element krajobrazu, dodający mu klimatu i uroku. Często właśnie przy owych wrakach zapodawaliśmy sobie drugie śniadanie, rozlegało się psttt.. jakiegoś browarka, a ciepłe, nagrzane słoncem blachy sprzyjały i zachęcały do wyłożenia się, opalania i pełnego nacieszenia chwilą. Mimo ze auta czasem leżały juz dobrych sporo lat to nadal towarzyszyła im woń niskooktanowej benzyny pomieszana z zapachem pordzewiałego metalu. Aromat patyny i przeszłości.

Czasem te samochody otrzymywały drugie życie i pełniły nowe funkcje - pewnie nietypowe i nieprzewidziane przez ich konstruktorów. Były mostami, płotami, schowkami na drewno. Często (zwłaszcza te ogródkowe) robiły za podręczny magazyn części zapasowych do innych, działających aut.

U nas mało takowych zapomnianych pojazdów ma szanse się uchować i przetrwać jako element krajobrazu. Raz ze złomiarze wydrą i potną każdy kawałek metalu i zaniosą do skupu, żeby mieć na winiacza. Niczemu nie darują. A dwa, ze zaraz komuś by zaczęło przeszkadzać, ze stoi i by się czepiał. Tu widać ludzie mają normalne podejście do życia - stoi to stoi, jeść nie woła, a może jeszcze się do czegoś przyda - to głupi by wyrzucał. Właśnie za to uwielbiam te tereny. Za wolność i luz. Za spokój ducha, brak manii przesladowczych i bezcelowego biegania w kółko. Za brak chorej pogoni za sterylnością i układaniem świata pod linijkę. Za powiew normalności, która u nas niestety coraz bardziej zanika..

A to napotkane "okazy". Każde obfocone i okraszone przez nas uśmiechem i zadumą nad przemijaniem. Bo zawsze tak troche jednak smutno, ze juz nie jeżdżą....

Arcwanist. Kawałek szoferki jakiejś ciężarówy patrzy sobie na lazurowe wody Sewanu.


Vernaszen. Pokaźna paka tego busa służy obecnie za składzik. Siano, drewno, jakieś karnisze.


Artabujnk. Nie wiem komu się chciało wtargać go na szczyt kamienistego pagórka.


Aghavnadzor. Dwie białe łady bliźniaczki.


Nad Jelpin. Dość wysoko wśród skalistych gór. Wśród bezdroża i terenu, którego raczej by nie pokonało osobowe auto. Skąd wiec się tu wziął?


Artik. PAZik robiący za mostek nad kanałem. Idealnie pasujące gabaryty. Nie sprawdziłam jak działa bo prowadził na prywatna posesje i furtka była od zewnętrznej strony.


Artik - rejony przyfabryczne.


Madan. W tej na wpół opuszczonej osadzie utopionej w fabrycznym dymie jest rozrzuconych wyjątkowo (nawet jak na Armenię) wraków aut. Widać emigrujący stad mieszkańcy nie zawsze zabierali je ze sobą. Miłośnik starej motoryzacji będzie tu miał na czym zawiesić oko. Kiedyś, gdy pojazdy były nowe, zapewne ich posiadanie było wyznacznikiem bogactwa, społecznego statusu czy dobrych znajomosci. Pewnie ich zakup był dla wielu rodzin świętem... Teraz leżą w rowach i większość ludzi patrzy na nie jak na śmieci. Ciekawe czy niektóre z nich jeździły może gdzieś daleko - na urlop czy do rodziny, gdzieś poza granice republiki? A może w bagażnikach podróżowały prosięta na targ, a z tylnych siedzeń dochodziło gdakanie zaniepokojonych kokoszek? Czy tak jak obecnie również za ich kierownicami sadzano juz niemowlęta? Jakie ciężary i jakie cuda woziły ich bagażniki dachowe? Pewnie każdy z nich miałby jakąś opowieść, bo wiele może się wydarzyć w takim kilkudziesięcioletnim życiu. Dziś jednak nic nie opowiadają.. Milczą tajemniczo. A może po prostu ja nie rozumiem ich języka...


Na jednym z samotnych wraków położonych na górce nad miejscowością robimy sobie popas. Tu juz jesteśmy ponad obłokiem dymów. Tu juz powietrze pachnie górską świeżością. Wyciągamy wałówę, wygrzewamy się do słońca, zagapiamy w dal…


Nad wioską Arcwanist. Ził chyba. Tzn. jego szoferka. Z widokiem na ormiańskie morze..


Stepanawan. Ten niby juz bez kół, powybijane szyby a w środku leżaly jakieś torby. Całkiem wygladające na nowe...


Lori Berd. Jeden z tych przydomowych.


I tu tez. Agarak


Agarak - pod sklepem. Przestronna wiata biesiadna na deszczowe dni. Chyba się dobrze bawili ozdabiając go malunkami :) Ale czemu serbska flaga??


Ardvi, gdzieś koło owczych kołchozów.


Kobair- "parking" porzuconych aut kolo dworca kolejowego. Bylo ich kilkanscie. W roznym stanie zachowania.


Sanahin. UAZik schował sie w cieniu. Upał był tego dnia spory!


Przy bacówkach nad jeziorem Mantasz. Ogrodzenie poletka grządek z samochodowych karoserii. Ponoć wszystkie dojechały tu o własnych siłach. Czemu wiec zostały? Pasterze nie rozwijali tematu, uśmiechali się tylko tajemniczo...


Noratus. Kabriolet.


Arates. Nadrzeczny dźwig z Ałtaju. Wyglądający całkiem kompletnie. Tylko gąsienice mocno wrosły juz grunt...


Hankavan Osiedle - wrak autobusu leżący pod mostem. Jest na nim napis "sklep". Pewnie obwoźny spożywczak, który właśnie tu zakończył ostatnią ze swoich tras?



No i można się schronić w jego wnętrzach - a znowu zaczęło padać!



Obrzeża miasta Hrazdan



Wąwóz Lastiver i wrośniety w ziemie spychacz. Roślinność zaczyna już na nim rosnąć. Chyba został z czasów budowy wielkiej rury wijącej się wąwozem???




2 komentarze: