Jeden z dni w tamtejszych stronach. Jedna z typowych wycieczek. Niespodziewanie przed nami otwiera się wąwóz. No idziemy i idziemy zwykłym lasem, a tu nagle bęc! rozpadlina! Schodzimy więc ostrożnie osypującymi się zboczami w stronę jego dna. Kilka razy trzeba się cofnąć bo skłony przy bliższym poznaniu okazują się jednak zbyt strome, by była mowa o "zejściu", a nie rozpaczliwym zjeździe zdecydowanie bez możliwości powrotu na poprzednie pozycje ;)
Asel ited
Jedna z malowniczych skalnych nisz. Jednak o tej porze dnia wylosowała cienistość. Fajnie tu, ale wolimy słoneczną część wąwozu i tam się osiedlimy na dłuższą posiadówkę.
Póki co rzut oka na urok tutejszych zeszytów.
Zmierzamy zatem ku słonecznym skłonom, wygrzanym skałom i świetlistym widokom!
Już na pierwszy rzut oka z daleka widać, że czai się tam coś ciekawego!
Oediv
Przysiadamy tu na dłużej. Jest to pierwsze miejsce na tym wyjeździe, gdzie nie marzniemy. Gdzie można usiąść i cieszyć się ciepłymi promieniami słońca, wygrzaną skałą i powietrzem, którego wdychanie nie boli. Jak cudownie! Nie chce się stąd odchodzić, tylko usiąść i napawać się tą sielską atmosferą. We wszystkich szczelinach skał gniazdują jakieś ptaszęta, wypełniając okolicę jednocześnie radosnym śpiewem. Wyciągamy więc wałówę i wsiąkamy w to miejsce na ... ciężko powiedzieć ile, bo jak to mówią: "szczęśliwi czasu nie liczą".
Dymy się snują...
A Czikani już zupełnie próbuje wyleźć na wolność z kieszeni plecaka!
Jak zwykle ważnym elementem pobytu jest lektura wpisowników - tzn. próba zrozumienia z tekstu czegokolwiek i oglądanie co ciekawszych rysunków. Tu najstarsze zachowane wpisy sięgają roku 1990. Niesamowite - trzydzieści parę lat leżą te zeszyciki w skałach. Gdy tamci wędrowcy malowali tu swoje wizje i opisywali wspomnienia - ja byłam młodsza od kabaczka...
Nie wiem czemu staje mi przed oczami taka scena: jak kopię łopatą w ogródku naszego zupełnie wtedy nowego domku w Kotach. Nawet mam takie zdjęcie. Nie wiem czemu akurat w tej chwili ta scena mi się przypomniała. To napewno była bardzo wczesna wiosna. Gdy wzrok pada na wpisownik widzę wpis 23.03.1991. Czy może dokładnie wtedy, gdy ja kopałam - ktoś smarował ołówkiem pod tymi skałami?
Jeden z bardziej oryginalnych wpisów jakie kiedykolwiek widziałam w księgach pamiątkowych - zasuszone komary sprzed 29 lat! Chyba komuś mocno dawały w kość! Ułów zacny! No i zyskały nieśmiertelność i sławę! Komary mumie! :)
A co zrobić jak się nóżki konia nie zmieszczą? Ano przenieść tam, gdzie miejsca jest pod dostatkiem!
A tu nasz wpis. Ciekawe czy przetrwa 30 lat? Może kabaczek przyjdzie tu kiedyś ze swoją córeczką i go odnajdzie?
Pod tutejszymi skałami nie brakuje też pamiątkowych, ozdobnych plasterków drewna.
I znowu ktoś zostawił dzwoneczek! Co to za ekipa te gliniane dzwoneczki wszędzie rozwiesza?? :)
Miejsce jednak najbardziej jest znane ze swojej kolekcji kości, czaszek i innych szkieletów.
Wystawka jest naprawdę imponująca! Długo krążymy przyglądając się rogatym i zębistym zwierzom z przeszłości. Szczęki, kręgosłupy, rogi, całe wieże zbudowane z porcji rosołowych ;) Niektóre już tak stare, że w swoim omszeniu i spękaniu zaczynają przypominać drewno lub skałę.
A ten złapany w czasie podjadania!
I znów w drodze. Szumiącymi lasami, bezdrożem, głębokimi koleinami, bagienkami.
I wszedzie wokół skały - jak uśpione potwory, jak ogromniaste ropuchy, przyglądające sie nam swoimi zdeformowanymi mordami, łypiąc to jednym to drugim okiem - co to za typy się tu kręcą po ich terenie?
Im dalej w las tym wszystko staje się bardziej omszałe, oślizgłe, a groty zieją aromatem wilgoci.
Nieraz gdzieś w oddali widać takie okazy - zupełnie jakby jakiś wielki, zdechły robal! A może on tylko śpi? i zaraz się podniesie i ruszy w naszą stronę??
Kecys
I kolejne skalne obozowisko, odnalezione zupełnym przypadkiem.
Zostanie nam w pamięci głównie za sprawą ślicznego drewnianego misiaka, z którym niektórzy bardzo się zaprzyjaźnili.
Nie brakuje innych ozdób
Indiańskie lektury też są dostepne w przepastnych, skalnych skrzyniach.
Wspomnienia o bywalcach tych miejsc, którzy odeszli już do innego świata.
No i czar wpisowników, pełnych zdjęć i atmosfery dawnych dni. Jak inne od tych spotykanych w schroniskach czy wszelakich miejscach komercyjnych. Tu bywalcy zostawili kawałek swojej duszy i dokładnie to czuć przewracając każdą ze stron...
Nwot Dlog
Czasem się rzuci w oczy okno. Okno z szybą. Wprawione w skałę.
I drzwi. Solidne, jak do stodoły.
Zaglądamy do środka - a tam całkiem wypaśna chałupka! Dłubana faktura ścian, bardzo typowa dla okolicy. A poza tym stół, krzesła, piec, leżanka do spania! A nawet grill z felgi i obrazy na ścianach! I tak się zabawnie składa, że ledwie weszliśmy do środka - to lunęło! Jakby ktoś kurek odkręcił! A my w zacisznym, szczelnym i co najważniejsze suchym pokoiku! Jak na życzenie! Nie ma wyjścia, trzeba więc usiąść i się rozgościć. Widać los tak chciał :)
Intensywny, wiosenny deszcz nie trwa długo. Jeszcze nie dopiliśmy wszystkich herbatek, gdy błyska słońce. Wypełzamy więc ze skalnych kazamat na świetlisty świat, a nogi nas niosą w kolejne wąwozy, grzęzawiska i chaszcze. Wspinamy się po pionowych zboczach, chwytając korzeni i wpadając nieraz pyskami w pokrzywy. Czasem zjeżdżając na zadku jak bobslej, a innym razem trzymając się skłonu, jakby przecząc zasadom grawitacji.
Czy tylko ja tu widzę gębę??
Pod jednym z okapów czai się stół. I skrzynia pełna skarbów.
Ozdób niewiele, ale czegoś tam mozna się doszukać.
Wspomnienia o tutejszych wędrowcach zapisane w kajecikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz