sobota, 14 października 2017

Armenia cz.27 (Alaverdi, Haghpat, Akhtala)







Wracajac z Madanu do Alaverdi widzimy wiele wypalonych miejsc. Ogien hulal tu na tyle skutecznie, ze nie tylko spalil trawe i chwasty ale takze krzewy i sporo niewielkich drzewek. Udało mu sie tez przekroczyc asfaltowa szose. Chwle pozniej widzimy, ze nawiał on z wysypiska smieci, ktore caly czas sie tli…


Ciekawe, ze ten problem jakos nie istnial w poprzednich latach. W ogole nie mijalismy takich miejsc. Mozna bylo rozbijac namiot gdziekolwiek, bez obawy, ze sie skonczy jako szaszlyk..

Mijamy opuszczone zakłady, gdzie zagladamy do dziury, ktora zdaje sie byc sztolnią. Chyba nią jest ale zaczopowana betonem.


Kawałek dalej napotykamy kolejne wejscie do podziemi, tym razem poziome i juz napewno będące sztolnią. Nazwa sugeruje, ze sa jeszcze 4 inne ;) Wybija z niej zółta, mętna woda, a z wnetrza wydobywa sie glosny szum jakby wodospadu.


Na terenie pokopalnianym jakis koles zbiera łopatką szlam do wiaderka. Pytamy co to jest- mowi ze “kalmak” czy jakos tak. I ze sa potem ludzie, ktorzy to skupują. Nie mamy pojecia czemu ktos chce za tą breje placic, ale wyglada, ze nie jest to proces do konca legalny. Rozmowa sie niezbyt klei a koles jest dosyc niespokojny i niezbyt uradowany, ze nas spotkał…

Przy drodze lezy duzo wyrzuconego gruzu. Sporo z niego to duze fragmenty jakiegos gładkiego budulca, wyglada jak material, z ktorego sie robi nagrobki. Jak takie jakies granitowe płyty. Tak troche dziwnie, ze potraktowano to jak śmieć.. Wydaje sie, ze mozna by to uzyc do roznych celow!


Potem wkraczamy na tereny przy hucie. Mijamy budynki, ktore wygladaja na opuszczone. Chcemy zajrzec do jednego z nich - a tam szok! W srodku pracuja ogromne turbiny. Inny, wypatroszony budynek tez zacheca do eksploracji. Wieksza czesc fabryki jest jednak ogrodzona podwojnymi zasiekami bram i płotow. W srodku trwa załadunek jakis kontenerow. Wokol stoją kopalniane wagoniki a z wnetrza hali slychac donosne “kukuryku”!


Az tu nagle pojawia sie żuk, ktory cos wozi. Przynajmniej mamy wytlumaczenie, ze chcielismy obejrzec auto ;)


Z plakatow na slupach i budynkach w miescie roztacza sie nieco inna wizja zakladu- takiego co prężnie działa. Moze w srodku rzeczywiscie tak wyglada?


Nieopodal fabryki- ba! tuz obok- a moze nawet jeszcze na jej terenie, stoją bloki mieszkalne. Ci to mieli blisko do pracy!


Mają tu bardzo duze balkony, ktore stanowią jakby kolejny pokoj mieszkania. Trzyma sie tu szafy, łozka, lodowki, kwiatki doniczkowe. Suszą sie zioła i owoce.


Po schodach tam i spowrotem zapamietale biega dwulatek o czarnych oczkach i woła “koko”. Jakos przychodza takie chwile, ze bardzo mi sie tęskni za kabaczkiem! Niby plecak lżejszy, niby luz bo nie trzeba pilnowac coby nie wleciało w przepasc, ale widząc tą biegającą kluseczke troche mi smutno, ze moja kluska jest tak daleko! Moze by sie dogadały? Gugają podobnie ;) Moze na tym etapie roznorodnosc językow nie jest jeszcze barierą w porozumiewaniu?

Rzut oka na kolejke i jej stacje, tym razem od dołu.


W kierunku Haghpat jedziemy ze Sławą, emerytowanym nauczycielem historii z lokalnej szkoły. Podroz z nim jest zapewne ciekawsza niz wykupione wycieczki elitbusem. Wiezie nas zakosami i caly czas opowiada jakies historie o regionie.

W Alaverdi maja np. stary kamienny most. Do jego budowy nie uzywali cementu a zaprawa byla z kurzych jaj. I ponoc w latach 60-tych przyszla powodz, ktora niosła drzewa, dachy i autobusy. I zabrala wszystkie mosty na rzece Debed. Oprocz tego. I on jeden łączyl dwa brzegi na przestrzeni chyba 100 km. Auta, a nawet czołgi jezdzily po jego schodach, wiec je troche wytarły, spłaszczyły i powykrzywiały.


Na bokach mostu siedzą kamienne rzezby. Ponoc jest taka legenda, ze owe zwierzaki ozyją gdy po moscie przejdzie prawdziwy meżczyzna. Skurczybyk Sława oczywiscie nam o tym powiedzial jak juz jechalismy dalej. A my doszlismy tylko do polowy mostu.. Moze nie chciał, zeby toperzowi bylo smutno? A moze dobrze ocenił sytuacje i bał sie o zniszczenie zabytku? Bez zwierzatek (ktore by dały drapaka) mostek bylby mniej ciekawy ;))))


Po drodze mamy okazje znow przyjrzec sie twierdzy Kajan Berd. Wedlug Sławy to od tej strony najlepiej wlazic na gore.



Lesne jelonki z blachy.


Zatrzymujemy sie tez w pewnym miejscu- ponoc jednym jedynym skad widac druga twierdze. Kwestie tego, ze z Sanachin ją tez widzielismy - przemilczamy, coby Sławie nie było przykro.


Ponoc te twierdze spelnily swoją funkcje. Nie puscily szturmujacych Turków w czasie “Genocydu” i Haghpat nie zostal zdobyty. A dalej za Haghpat jest w gorach jakas wioska ze zrodlami mineralnymi. Juz chcemy zmieniac plany i tam jechac ale zrodla nie sa cieple wiec sobie odpuszczamy ;)

W Haghpat zwiedzamy sobie klasztorek, ktory przypomina ten w Sanachin i w Odzun- tzn jest pelno ludzi. Okolica tez taka nieco “wygłaskana”, wisza rozne zakazy, tu wchodz, tam nie wchodz, jak nie w Armenii.


Sa tu dziury w podlodze, takie dziwne, jakby emaliowane w srodku. Nie wiem co w nich trzymali- moze wino? Teraz niestety sa puste. Tzn prawie.. jednemu Francuzowi wpadł do srodka smartfon i probuje go wydłubac.


Kolumnady wsrod wilgotnego mroku, wypełnionego echem kroków i pochrząkiwan.


Koła mlynskie?


Spotykamy tu pierwszego (i ostatniego) na naszej tegorocznej trasie turyste z Polski. I co najciekawsze przychodzi i sie z nami wita bo sie znamy z forum kaukaskiego :) Koles jedzie zakosami z Tbilisi do Erewania. Bardzo mi zaimponowal umiejetnoscia pakowania. Planuje byc w Armenii tydzien a plecaczek ma taki, ze ja zabieram wiekszy jak ide na kilkugodzinny spacer do pobliskiego lasu!

Nie odwazyłam sie... choc kusiło.. ;)


Potem jedziemy do Akhtali gdzie tez jest cerkiewka- na terenie twierdzy. Ta twierdza tez miala swoje 5 minut w historii. Jej dla odmiany nie zdobyl Dzingis Chan!


Poczatkowo planujemy tu spac, tak nam polecali znajomi. Facet ze sklepu nam jednak odradza. Od niedawna jest nowy pop, ktory w odroznieniu od poprzednika, jest niechetny namiotowym turystom. Mamy za to propozycje rozbicia sie pod sklepem, na betonie i pod latarnią. Moze by z tego jakas fajna impreza wyniknela, kto wie?… ale jest dopiero 13.. Troche szkoda tyle czasu siedziec w jednym miejscu.

Głowna cerkiew.


Wnetrza pokrywaja ciekawe kolorowe freski.


Ruinka - tez w obrębie murów.


Pod twierdza stoi autobus widmo. Stoi pusty na malym parkingu u wlotu drogi. Na twierdzy nie spotykamy nikogo. Zatem co sie stało z wycieczką?

Nowy pop jest rzeczywiscie jakis dziwny. Zwraca mi uwage, ze moj aparat za glosno robi “bźźź” robiac zdjecie i to mu przeszkadza w rozmowie ze znajomymi. Siedzą sobie w ławkach w pięciu i pokrzykują do siebie jakby byli na bazarze...

Oprocz twierdzy jest tu takze fabryczka, ktora przetwarza rudy miedzi i zlota.


Sa tez haldy i kolorowe wybroczyny, o barwach podobnych jak w Madanie. No moze tu wszystko bardziej wpada w róż...


Widac pozostalosci po lokalnych tradycjach gorniczych.


Wisi tez samotny wagonik kolejki linowej. W Alaverdi byly dwa, ktore jezdzily wahadlowo. Ponoc dla nich jest jeszcze cien szansy na uruchomienie. Ta z Akhtali zawisła ponoc na dobre. Miejscowi mowia, ze bedzie wisiec “jak jabłko, az dojrzeje i spadnie”..


Opowiadaja nam tez o trzeciej kolejce, tej z Tumanian. Ona ponoc byla tylko towarowa, przystosowana dla wydobytych rud, ale czasem woziła ludzi - sporadycznie i totalnie “na krzywy ryj”. Tez juz nie jezdzi. A czy wisi? Tego nikt w Akhtali nie wie.

Dom 5 poziomowy to niekoniecznie oznacza blok!!


Kolejny kierowca opowiada nam tez o tutejszej “daczy”. Jest to miejsce na skarpie gdzie dawno temu mieszkal bogaty koles. W swoim ogrodku gromadzil egzotyczne drzewa i krzewy z calego swiata. Faktycznie- widac na skale rząd wysokich cyprysikow, jakby przeniesionych z falistych wzgorz Toskanii. Gosc chcial tez zbudowac kolejke linowa na drugą krawedz wawozu, aby mogla wozic jego chorą corke. Dziewczynka niestety niedlugo potem zmarła a inwestycja nigdy nie zostala wdrozona w zycie.

W Alaverdi oczywiscie opadają nas taksowkarze. Ale mamy na nich sposob. “Tak? Ok. Chcemy jechac. Do Dzilidzy i klasztorkow na granicy. Za ile?”. Kazdy odpuszcza. Nikt nie chce jechac. Mowia, ze za zadne pieniadze nie maja ochoty zwiedzac aresztow w Tbilisi ;) A my mamy deja vu. Tak samo jak rok temu w Oni z przelecza Mamisońską ;) Jeden taksiarz tylko nam doradza jak isc z buta. Po pierwsze nie z Madanu bo tam jest jakis post pogranicznikow- ale z Szamlugh. Mowimy, ze post w Madanie byl opuszczony. Ponoc nie tyle zostal opuszczony co przeniosl sie 10 km dalej w strone gor. I pod zadnym pozorem nie wchodzic do wsi Dzilidza, tylko grubo przed wsią odbic na lewo. Najlepiej isc za GPSem, bo na mapach klasztorki sa ponoc błędnie zaznaczone. My mamy tylko mapy papierowe. No i na taka trase z buta to chyba jestesmy zbyt leniwi ;) Poza tym- moze razniej by bylo do tego aresztu trafic z jakims Ormianinem? ;)

A tu zdjecia owych, nieodżałowanych klasztorkow, do ktorych wciaz nawracam w tegorocznej relacji i ostatecznie do nich nie dotarlismy. Zdjecia wiec nie moje, znalezione na googlemaps i nie wiem kto jest ich autorem.

Khorakert.
Khuczap.


W miescie szukamy dworca kolejowego. Ponoc pociagow, ktore nas interesuja nie ma, ale sprawdzic nie zaszkodzi. Dworca nie ma w miejscu gdzie pokazuje go nasza mapa. Pytamy o wiec o niego chyba z 6 osob i kazdy pokazuje co innego. Wogole Ormianie to jakis antykolejowy narod. Pociagi otoczone sa tu sporą niechecia, jakby sie zle kojarzyly. Czesto pytanie o nie powoduje wrecz zlosc. “Po co wam to?”, “Lepiej marszrutką lub taxi”, “Na pewno nie ma, kto by tym jezdzil?”, “Ja nie jechalem i nikt z moich znajomych tez nie”, "odbiło wam calkiem?". A my pytamy o dworzec, nie mowimy dokad - wiec moze chcemy pojechac tym jednym polaczeniem co istnieje? Ale nie- jakby glownym celem na tym etapie bylo wybicie nam z glowy tego absurdalnego pomysłu. Pociagami źle sie interesowac, ba! w ogole pomyslec o lokalnej kolei nie wypada. Tak samo wygladalo to 4 lata temu w Erewaniu gdy szukalismy połączen do Sewanu. Zmylic, odwiesc, zaprowadzic w przeciwnym kierunku. Tak jak zawsze Ormianie sa przyjaznymi, pomocnymi i niezwykle sympatycznymi ludzmi- to slowo “pociąg” budzi w nich demony. Dworzec ostatecznie udaje sie zlokalizowac. Jest sporo drogi od centrum. Widzimy go z jadacego samochodu. I kolejowy i autobusowy byly niegdys obok siebie. Teraz oba sa nieczynne, a marszrutki zatrzymują sie w “rynku” gdzie kompletnie nie ma na nie miejsca. Kierowca znajduje tysiac powodow aby nas nie wysadzic koło tych dworców. Zatrzymuje sie za kilometr gdy juz nie bardzo opłaca sie wracac… Znow, podobnie jak w erewanskiej dzielnicy Kanakert, zabraklo nam determinacji w walce z otoczeniem. Bo ile sie mozna kopać z koniem? Na dworzec nie dotarlismy.

Docieramy na ow klaustrofobiczny “rynek” z marszrutkami i tu sie okazuje, ze marszrutka w strone, ktora nas interesuje (czyli do Alagiaz) odjechala 10 minut temu. W tej sytuacji decydujemy sie jednak na taksowke. Cel- dogonic marszrutke. Dla taksiarza brzmi to jak wyzwanie. W oczach pojawia sie jakis dziwny błysk. Jak dziecko, ktore dostalo nową gre w samochodziki. Myslalam, ze koles specjalnie bedzie gonil marszrutke tak zeby nie dogonic, albo zrobic to za 100 km- zeby wiecej kasy wlecialo w kieszen. Ale tu kasa nie gra roli. To chyba raczej kwestia honoru. “Zaraz ją złapiemy!” Jak to zaraz? Juz sie zaczynam bać, ze to jednak byl glupi pomysl i za pierwszym zakretem skonczymy w przepasci. Taksiarz jednak jest honorowy ale tez rozsadny. Po prostu dzwoni do kierowcy marszrutki. Autobusik czeka na nas kilometr dalej na stacji benzynowej :)

Dla kierowcy marszrutki ten postój to nie jest problem- podtankuje sobie, odpocznie troche. Dla pasazerow tez nie- papieroska sobie wypalą, do kibelka pojdą, przez telefon pogadają, odkręcą cole, ktora wybuchnie. Tylko dwoch niemieckich turystów jest wyraznie wkurwionych. Widzimy te sztylety w oczach. Cos do nas mowią, ale ich nie rozumiem. Mam nadzieje, ze sie nie spieszą na samolot do Erewania ;) Z drugiej strony - nie wzieli pod uwage tego, ze są na Kaukazie? Ze tu “czasoodleglosci” mierzy sie nieco inaczej?

Nam “czasoodleglosc” akurat dzis sprzyja. Chyba dzis bedziemy w Artiku.

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz