sobota, 2 września 2017

Gdzieś na Dolnym Śląsku cz.15 - u podnóża Gór Kocich

Kolejny nocleg zapodajemy koło Pierstnicy Małej. W widełkach drog (na szczescie mało ruchliwych) stoi sobie wiatka. Ma drewniana podloge wiec dlugo rozwazamy nocleg w niej. Ale ostatecznie jednak decydujemy sie postawic namiot w cieniu starych drzew.

Noc mija klasycznie, ognisko, spanie pod gwiazdami, szum lasu i kwik nocnego ptactwa.


Tablice lesne jednak do czegos moga sie przydac - mozna np. wysuszyc karimate ;)


Potem idziemy polazic po okolicy, m.in. na Gęślice- tutejszy “szczyt”.


Na owej gorce stoi wysoka i smukła wieza. Na mapie podpisana jako “obserwacyjna”. Ciągne za klamke. Nadzieja zawsze jest do konca. Zawsze tli sie gdzies w glebi duszy, ze moze akurat wczoraj byl tu jakis wandal- włamywacz i drzwi beda otwarte. Niestety. Nie tym razem…


Taki balkonik bylby fajnym miejscem na impreze...


Kręcąc sie w rejonie odwiedzamy tez “Wieże Odyniec” na Wzgorzu Joanny. Dawniej byla zameczkiem mysliwskim, wiezą obserwacyjną okolicznych lasow, a teraz stoi zamknieta, podobnie jak poprzednia.


Zabawy srodlesne :)


Odwiedzamy tez ruiny palacu w wiosce Karmin- pogrodzone, jakby czesciowo w remoncie ale juz porzuconym- i na sprzedaz.


W Postolinie mijamy sympatyczny, szachulcowy kosciol. Widac tu na takie jest moda, bo podobny do tego z Twardogóry.


W ktorejs z wiosek napotykamy tablice. Cos nowego dla milosnikow zbierania wszelakich “koron”. Tu mozna zdobyc “Korone Gór Kocich”. Mysle, ze jest bardziej “elitarna” od jakis oklepanych “Gor Polski” czy “Gor Europy”. Ja przynajmniej do dzis w ogole nie wiedzialam, ze istnieja Góry Kocie :D Hmmm... To byc moze my juz mamy dwa szczyty do owej “Korony”?


Nie wiem. Nie doczytalam co dalej bylo na tablicy. Bo juz ponioslo nas gdzies dalej.


Poniosło i wypluło nas w Grabownie Wielkim. Wiosce, ktora zatrzymała nas na dluzej. Najpierw czekamy przed przejazdem kolejowym. Takie czekanie sprzyja rozgladaniu, wyjsciu z auta na rozprostowanie gnatow. I wtedy mozna np. zobaczyc, ze na prawo odchodzi droga z trylinki, a w krzakach siedzi jakis budynek!


Z napisu wynika, ze byl to niegdys obiekt PKP “Betoniarnia”.


Chyba tu byly jakies biura i zajmowali sie np. “zajętościami par w kablu”. Nie wiedzialam, ze jest slowo “zajętość”.


Wiekszosc pomieszczen jest pusta i mocno ogolocona ze wszystkiego.


Wiecej sprzetow wala sie jedynie w przybudowkach. Dominuja ksiazki- podreczniki szkolne, lektury, słowniki.


Potem idziemy sprawdzic co slychac na stacyjce. Panuje tu sympatyczny, wygrzany klimat starego drewna i pokruszonego betonu.


Przy stacji sa opuszczone budynki. W srodku stare napisy i wagi, sterty nikomu juz niepotrzebnych dokumentow i zapach starej piwnicy.


W samym budynku stacyjnym i przy wiezy cisnien mieszka kilka rodzin. Glownie to dawni kolejowi pracownicy, emeryci.. Rozmowa z nimi przenosi nas w minione czasy, gdy dolnoslaska kolej działała prężniej ale klimat pylistej stacyjki na koncu swiata i braku pospiechu tez jej towarzyszyl.

Jeden ze stacyjkowych mieszkancow.


Nieopodal jest tez mily ogrodek, gdzie kopie motyczką jakas babcia. Jakos okolica wessała nas na dobre. Czasem gdzies panuje taka atmosfera, ze czlowiek czuje sie tam jak w domu i nie ma ochoty opuszczac tego miejsca.


Od jednego miejscowego goscia kabaczek dostaje autko. Ponoc stoi tu na ganku od lat i jest mu smutno, ze nie slyszy dziecinnego kwiku. Wiec facet sie zlitował nad zabawką i juz autko jest w kabaczych łapkach, oczka sie do niego swiecą a kwik radosci niesie sie wokolo. To nasze kabacze ma szczescie- gdzie sie nie znajdzie wszyscy jej daja prezenty!


Zagladamy tez w rejon opisany na mapie “glinianki, dawna cegielnia”. Budynkow juz niestety nie ma zadnych, tylko jakies zmielone rumowiska w krzakach. Zostaly łąki pelne ziół i kilka niewielkich jeziorek.


Juz na powrocie, w Ligocie Polskiej kolejny do kolekcji przystanek autobusowy, pomalowany w wesołe, wiejskie akcenty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz