piątek, 4 sierpnia 2017

Na bocznych drogach, z dala od morza... - Obwód Kaliningradzki cz.12

Wioski na trasie Kaliningrad- Prawdińsk zaczynaja byc bardziej zapadłe niz w czesci nadmorskiej. W wielu miejscach blizniaczo przypominają zagubione wioski Dolnego Ślaska! Jakbysmy nagle przeniesli sie na boczne trakty Kotliny Kłodzkiej, na Wzgórza Strzelinskie lub gdzies pod Głogów. Sporo spotykanych tu budynkow pamieta czasy niemieckie w stanie niemal niezmienionym od wojny- no moze troche nadgryzionym patyną lat.. Dziwnie jest odjechac tak daleko i czuc sie jak na wycieczce popoludniowej kilkanascie/kilkadziesiat kilometrow od domu! :)

Jednoczesnie z tym dolnoslaskim klimatem zaczyna byc wyraznie czuc tez atmosfere wschodu, nie ma watpliwosci, ze jestesmy gdzies na terenie byłego sajuza! Jest to niezwykle ciekawe połączenie dwoch moich ulubionych regionow!

Jesli mijany dom nie jest poniemieckim chutorem lub kamienicą to zapewne bedzie chatynką lub radzieckim blokiem z białej cegiełki.


Na drogach króluja stare łady i ciezkie ciezarowki wypchane po brzegi zolnierzami. Spod spękanego asfaltu raz po raz wyłazi stara kostka brukowa. Samochodow na zamiejscowych blachach (czyli z innym numerem niz lokalne "39") tu raczej nie spotykamy.

W wioskach oprocz zwyklej zabudowy mozna odnalezc sporo przedwojennych kosciolow ewangelickich, ktore staly sie niepotrzebne po zmianie granic i popadły w ruine. Stoja sobie zazwyczaj w zaroślach i przypominają o historii tych terenow. I sporo z nich bedzie nam dzis towarzyszyc na trasie. Jezdzimy sobie wiec od wsi do wsi, zaglądajac tu i tam. Jak sie odpowiednio ułozy trase to prawie w kazdej miejscowosci napotkamy ruiny jakiejs swiatyni.

W Muromskoje niestety do koscioła nie dalo sie podejsc bo ze wszystkich stron przytykały do niego czynne i opłotowane gospodarstwa z ujadajacymi psami. Budynek chyba pelni obecnie jakies funkcje gospodarcze, garazowe czy składzikowe.


W Mielnikowym kosciół jest duzy i ma ogromne okna. Połozony na starym betonowym placu, porosłym bujna roslinnoscia. Kawałek dalej jest jakby niewielka wieża cisnien, z ktorej leją sie wodospady wody. Dwoch chlopakow myje w tej wodzie twarze (ogolnie to sa cali mokrzy) i jakby deklamowali jakis wiersz. Mimo ze sytuacja przedstawia sie tak intersujaco to nie podchodze... Wiązałoby sie to z kąpielą a dzien jest chlodny.

Wewntarz koscioła mozna znalezc wejscie do podziemi, ale raz ze bylo wąskie a dwa, ze strasznie z niego śmierdziało (chyba tam cos zdechło calkiem niedawno) wiec nie zdecydowalam sie na dokladniejsza eksploracje czesci podziemnej.


Mozna spotkac w okolicy sporo nowatorskiego i pomyslowego wykorzystania starych opon.


Lokalny sklep ozdobiony jest fajną, "kołchozową" mozaiką.


W srodku tez interesujaco. Trwa tam zagorzała dyskusja polityczna. Tematem sporu jest czy to fajne i wlasciwe, ze prezydent porzucil żone i se przygruchał jakas młodą niunie. Facetom oczywiscie to imponuje, ze "to prawdziwy mużyk", "stary ale moze" czy "moze piękny nie jest ale jak ma kase to wszystkie laski jego, trza umiec sie ustawic" i mlaskają z podziwu i zazdrosci. Babki sa raczej oburzone, ze politykowi to nie wypada, ze to zle wplywa na wizerunek i wogole jak juz musial to mogl to jakos tak potajemnie i na boku a nie oficjalnie i przed kamerami. Dyskusja jest zawzieta, podniesione głosy, a nawet rzucanie paczką czipsow. Oczywiscie wszyscy rzucaja sie na mnie co ja o tym mysle, bo glos zza granicy moze tu byc przewazającym argumentem w wioskowym sporze. No coz... Ogolnie to mam to gdzies - kto z kim, dlaczego i za ile, ale chyba wypada mi wziąć strone kobiet i poprzeć teze, ze nieładnie jest porzucic żone jak sie zestarzeje. Gdy wychodze, slysze gdzies za plecami "Widzisz Dima? Ty na swoją starą narzekasz. A baby na calym swiecie sa takie same.." ;)


Nieopodal zaparkował busik pocztowy.


Ktory ladniejszy? :P


Gdzies na wschodnich obrzezach Kaliningradu, w miasteczku, ktore nazywa sie chyba Guriewsk, wpadamy przypadkiem na muzeum "bojowej techniki". Parkujemy wiec sobie przy czołgu.


I chwile włóczymy sie miedzy eksponatami na zewnatrz muru. Mozna tez wejsc za mur i tam cos zwiedzac ale juz nam sie nie chce bo wlasnie luneło.


Moim zdaniem najciekawszy opuszczony kosciol na naszej trasie znajdujemy w wiosce Zielenopolje. Na jednej ze scian widnieje socrealistyczne dzieło sztuki kołchozowej- siewca. Elementy przemijania nakladajace sie na siebie- dwie kolejne epoki z ktorych juz obie mineły. Wspomnienie zarowno po Niemcach jak i po kołchozach zarasta trawa, bluszcz i wyjatkowo dorodne tego roku dzikie bzy.

Dopiero po powrocie ogladajc zdjecia po raz ktorys z kolei, zauwazylam, ze obrazek ma wydzwiek wybitnie lokalny. Pod stopami kolesia obsiewającego pole leży najprawdopodobniej niemiecki żołnierz w helmie na glowie... Niesamowite, ze wczesniej w ogole to mi w oczy nie wpadło!

Ciekawe jaką funkcje spelnial ten kosciol za czasow kołchozowych- i czy takich malowideł bylo tu wiecej?


Na wieze kosciola mozna sie dostac, o ile ktos opanowal techniki wspinaczki linowej.


Nieopodal kosciola stoi przyczepa mieszkalna, bardzo porzadnie i czysto zagospodarowana. Mieszkanca akurat nie bylo w domu, wiec rowniez okazji aby pogawędzic o tym ciekawym miejscu...


Z koscioła w Czechowie pozostala sama wieza o dosyc nietypowym ksztalcie. Z tylu tabliczka z napisem po rosyjsku i niemiecku. Do budynku przytyka boisko i miejsce gdzie miejscowi palą ogniska.


Nieopdal drugie ruiny nie-wiem-czego, ale rowniez trącącego klimatem przedwojennym.


A na drutach dynda kolorowe obuwie ;)


Kosciol w Tiszynie wykazuje chyba sporą chec do rychłego zawalenia sie. Kazda ze scian byla przechylona w inna strone. Powietrze oprocz wiatru wypelnialo dziwne skrzypienie. Ponoc budynki majace sie niedlugo zapasc i rozsypac- śpiewaja (tak mowili ponoc miejscowi z zapadajacych sie do sztolni budynkow w Miedziance, a ja o tym wyczytalam w ksiazce o tej miejscowosci).

Kosciol w Tiszinie zdecydowanie cos nucil pod nosem...


Do ruin kosciola przytyka cmentarzyk- calkowicie tez zapomniany. Choc zdecydowanie z czasow powojennych.


W Kasztanowie mijamy ruine o sporej i solidnej wiezy- baszcie. Reszta kosciola w stanie mocno nadwątlonym. Obok sklep pomalowany na kolorek powodujący ból zębow ;)


W Prawdińsku skrecamy na Gwardiejsk. Wedlug mapy idzie tu calkiem głowna droga, znaczona na mojej mapie grubą czerwona linią. Droga sporo kilometrow wiedzie przez bezludzie- pola, lasy. Ale najpierw jest jeszcze wioseczka- Oktiabrskoje główny powód dla ktorego przywiało nas na te bezdroża... Wogole caly przysioleczek jest dziwny- dwa domy, jakies stajnie, zarosłe chaszczem ruiny, troche owiec. Widac wyraznie, ze niegdys wies byla znacznie wieksza...


Dojmujaca pustka i przestrzen. Jak jakies miejsce na koncu swiata czy w rownoleglej rzeczywistosci, z ktorej znikneli wszyscy ludzie... Jest tez koscioł ktorego szukamy. Pozostala z niego smukła, wysoka, chuda wieza. Posrod niskiej zabudowy i okolicznych krzakow wyglada nieco upiornie- jak jakas iglica czy startujaca rakieta. Cos co moze byc straszne i fascynujace zarazem. Atmosfera tego miejsca na zawsze pozostanie w naszej pamieci. A moze to ta cisza i siwe burzowe chmury?


Za Oktiabrskim urywa sie asfalt. Dalej wiedzie droga o nawierzchni ziemnej, ale wciaz szeroka i w miare rowna. Drogowskaz wskazuje, ze Gwardiejsk prosto. Nieco zarosniety ale jest...


Skoro droga jest, a mapa i znaki mowią "prosto" to trzeba jechac! Nie raz i nie dwa przeciez zjezdzalismy z asfaltu. Przeciez taka jest specyfika wschodu, ze utwardzone pokrycie znika i pojawia sie w momentach dowolnych. Ruch za przysiolkiem słabnie. Przez nastepne 20 km mijaja nas chyba tylko trzy auta. Jest w tym jedna smieciarka co utwierdza nas w przekonaniu, ze jedziemy dobrze. Ale jakos czujemy wewnetrzny niepokoj, zupelnie (poki co ;)) nieuzasadniony. Toperz nie bardzo chce sie zatrzymywac na siku czy zdjecia, a ja tez jakos nie mam potrzeby go o to prosic. Pierwszy raz na tej wycieczce czujemy sie jakos bardzo nieswojo. Mkniemy wiec tą droga nieco szybciej niz pozwala nawierzchnia majac nadzieje, ze niebawem, ze juz niebawem zobaczymy tablice Gwardiejska. Wokol wszedzie łany łubinu- totalnie fioletowo w oczach! W ogole wszedzie tu tak jest. Tak jak nasze wsie na wiosne sa ostatnio żółte od łanów rzepaku- to tu jest urodzaj na łubin!


Dojezdzamy w koncu do jakiegos samotnego gospodarstwa. Przy drodze stoją słupki, do których mozna wmocowac szlaban. I mały budyneczek z boku, jakby bunkierek, jakby dla straznika, zamkniety na kłódkę. Kłodka jest w miare nowa. Co jest? Wjazd na poligon czy jak? Nie do konca... Są tablice, ale stoją odwrocone do nas tyłem... Ja pierdziuuuuu! znaczy poligon, ale my z niego wlasnie... wyjezdzamy... Tabliczki sa trzy: klasyczny zakaz wjazdu (ruchu) z tabliczka "nie dotyczy transportu lokalnego i tu chyba nazwa regionu + jakis skroty literowe, pod tym druga "wjazd i wstep wzbroniony, ostre strzelanie". Troche wpadam w panike... Najpierw robie kilka zdjec tego miejsca a potem je kasuje, obawiajac sie, ze moze ktos zabierze mi aparat, zobaczy te foty i beda jakies problemy. Teraz tego zaluje, bo bylaby fajna pamiatka... Niby Znamieńsk blisko... Ale dlaczego u licha od tamtej strony te znaki nie staly? Nic, zero- tylko zwykle tablice kierunkowe? Znaczy ze co- z poludnia na polnoc mozna, a odwrotnie juz nie? Poligon jednokierunkowy? Gdy stoimy tak na poboczu, jakas osobowka na naszych oczach zlewa zakaz i wjezdza... Moze strzelanie mają tu okresowe? I wtedy montują szlabany i wstawiaja straznika do bunkra? Moze ten poligon kiedys tu byl? I szlabany juz zdjeli a tablice jeszcze nie? Nie wiem czy tak jest ale bardzo chcemy w to wierzyc...

Nie daje mi to spokoju. Na stacji benzynowej w Gwardiejsku pytam wiec o droge do Prawdińska. Koles sugeruje tą, ktora wlasnie jechalismy, dopytujac kumpla jednoczesnie "czerwiec teraz mamy, nie?". Pytam niby w zartach- "a co, jakby byl maj lub listopad to by byla inna droga?". Gosc kiwa glowa i bierze pytanie jakby na serio. "Tak, bo to jest droga okresowa".

Potem, ogladajac zdjecia zauwazam, ze od strony Oktiabrskoje tez byly słupki i bunkierek, ktore nie zwrocily naszej uwagi. Ale tablic nie bylo. Widac Oktiabrskoje to takie zadupie, ze nawet nikt nie ustawil tablic ostrzegajacych- trzech miejscowych pewnie wie, a owce i tak czytac nie potrafia ;)

Z Gwardiejska jedziemy na Czerniachowsk. Mijamy ogromną kolumne ciezarowek gigantow a kazda z nich wiezie czołg. Czołgi sa nietypowe bo jakies takie tłuste i obłe. Przy nich te znane z czasow drugiej wojny byly jakies takie szczupłe i kanciate. A moze to nie były czołgi? tzn miały lufe i gąsienice ;) Dobrze, ze droga jest szeroka bo zajmuje toto dwa pasy. Ciezki mam dzis dzien jesli chodzi o testy na silną wole.. Chyba schowam aparat na dno plecaka, zeby kurde nie kusiło..

W wiosce Mieżdureczje napotykamy przypadkowo kolejny stary koscioł. Tu pozostalo naprawde niewiele, prawie nic, trzeba sie mocno przyjrzec by odgadnac ze to moglo byc kiedys kosciolem. Zdjec mam malo bo szybko zapodalam odwrot. Nieopodal kosciola, jeszcze na ulicy, zaatakowalo mnie wsciekle bydle zwane potocznie psem. Ujadajac z charkotem, rzucajac sie do łydek. Dwoch chlopcow probowalo go odpedzic to rzucil sie tez na nich. Nie mialam ze soba gazu ani kija. Kamienie tez nie chcialy lezec na chodniku. Pozostalo sie wycofac bez zobaczenia kosciola w srodku. Moze skrywal w swych piwnicach bursztynowa komnate- ale w tym momencie bylo to dla mnie kompletnie nieistotne... ;)

Jak ja nie cierpie psow! Ech... gdybym tak mogla powiedziec zaklęcie i wszystkie psy na swiecie zamieniły sie w koty!!!!! Ale byloby super! :D



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz