środa, 2 sierpnia 2017

Leniwy weekend nad wyrobiskami

A my znow zawijamy nad glinianki w Rokitkach. Trzy tygodnie nas tu nie bylo to sie stesknilismy. Tym razem, dla odmiany, rozbijamy sie nad innym jeziorkiem. W piatek i sobote jacys ludzie sie wprawdzie czasem kręca (glownie wędkarze) ale jest znosnie jak na lipiec.


Wieczorami teren nadjeziorny spowija mgła pomieszana z dymami ognisk...


Jedno z jeziorek. Przy samym brzegu woda czysta, dalej gęsty spętlony glon. Widac dokladnie wyrazna linie gdzie sie zaczyna. Zapewne porastalby cale bajoro ale aktywnie je oczyszczają.


Na plazy jestesmy sami. Towarzyszy nam jedynie traktor, ktory zbiera wydłubane z dna i toni wodnej glony. Kabaczę zachwycone, obecnie traktory i wiatraki to jej najwieksza milosc!


Potem idziemy połazic wokol jeziora. I tak trafiamy na teren miedzy torami kolejowymi a czynna zapewnie w tygodniu żwirownią. Teren jest cichy, pusty i pylisty. Pachnie rozmiękłym piachem, smarem do maszyn i karbolem.


Tymi milymi okolicami dochodzimy do stacyjki. Tu najbardziej przypadają nam do gustu przejscia miedzyperonowe pokryte patyną i miejscami naciekami jak z jaskin. Chyba kiedys musial tu byc duzy ruch. Obecnie jest kilka pociagow dziennie i chyba czynny jeden tor.


Pod sklepem chwile siedzimy racząc sie roznymi zakupionymi tu dobrami. Zapoznajemy pana Mirka. Mieszka w miejscowosci 10 km stad- ale tam zlikwidowali sklep.. Czasem wiec zawija tu, by wypic piwko podsklepowe jak dawniej u siebie. Opowiada o wielu ciekawych miejscach w okolicy- kempingach, ruinach, knajpach, chatkach lokalnych artystow.. Szkoda, ze wiekszosc opowiesci jest juz nieaktualna- pochodza one glownie z lat 90 tych. Koles roztacza wokol siebie zapach chatki studenckiej z dawnych lat- ni to dymu, ni to drewna, ni ubrania pranego w potoku i suszonego na gorskim wietrze..

Nieopodal sklepu jest małe, pyliste blokowisko pełne garazy, szop, schowkow, przydomowych ogrodkow pelnych kwiatów i gdakajacych kur. Jakis dziadek naprawia motor, obok powiewa pranie a kwiatki zwane kosmos uciekly z ogrodka i rosna rowniez przy drodze...


Plywamy tez w drugim jeziorku, ktore wyroznia sie niesamowicie niebieska woda, praktycznie prawie bez roslinnosci.


W niedziele dosc szybko sie zwijamy bo zaczyna sie masakra. Zjezdzaja takie tłumy, ze trzeba uciekac gdzie pieprz rosnie.. Niedziele wszedzie sa straszne!

Zawijamy tez nad wyrobiska w Chocianowie. Jest tu jakas ruina cegielni czy czegos w ten desen.


Na teren wchodzi sie przez brame, przy ktorej stoja tablice sugerujace jakby to byl jakis osrodek wypoczynkowy.


Dalej jednak jakby wszystko bylo opuszczone i zapomniane. Resztki rowerka wodnego zarasta trawa, bajoro najdogodniejsze jest dla zab.. Ale jest miejsce na ognisko gdzie tli sie jeszcze cieply popiol. Nieopodal jest dom, stoja dwa auta ale ludzi jakby wymiotło.


Wracajac zagladamy jeszcze na kilka fajnych podsklepi, z ktorych najbardziej do gustu przypadł nam ten - chyba w Karczowiskach.


W Rakoszycach juz kiedys bylismy, szukajac tu ruin pałacu. Ale te zabudowania folwarczne z wielkimi stodolami wtedy przegapilismy!


Ot takie spokojne, sielskie kilka dni. Niby nic spektakularnego ale tereny tchnace atmosferą wolnosci, odpoczynku i przyjaznych miejsc gdzies na koncu swiata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz