środa, 15 marca 2017

Gdzieś na Dolnym Śląsku cz.12

W pierwszy prawdziwie wiosenny weekend jedziemy w okolice Ścinawy, powłoczyc sie po tamtejszych wioskach, z ktorych praktycznie kazda oferuje jakies ciekawostki, fajne klimaty i pachnie przygodą :)

W Zaborowie zatrzymujemy sie na dluzej. Jest tu rozlegly, ogolnodostepny park, w ktorym siedza ruiny palacu. Park posiada kilka zalet- glowna z nich jest to, ze nie jest obsrany przez psy i mozna swobodnie chodzic nie patrzac pod nogi. I wypuscic kabaka, zeby małe potarzalo sie w lisciach. Miejskie parki niestety nie oferuja taki luksowow...

Wiekszosc tutejszych drzew oplata bluszcz- cos co raczej kojarzy mi sie ze starymi cmentarzami.
Sam palac jest juz wydmuszką, zostaly tylko sciany i kupa gruzu w srodku.
Przy glownym wejsciu leza jakies fragmenty zwalonych kolumn czy innych ozdobnych gzymsow.
Ciekawym elementem jest herb! Wyglada jak swiezo odnowiony, wogole nie pasuje do calosci. Jakby go ktos przykleil tu niedawno. Koles z maczugą odlany jakby wczoraj!
W wiosce jest tez kosciol, o ciekawym wejsciu i rzezbionej plycie nagrobnej przyklejonej do jednej z bocznych scian.
Kolejną miejscowoscią na naszej trasie jest Wielowieś. Tu resztki palacu nie ukrywaja sie wsrod zieleni, sa wkomponowane w czynne gospodarstwo. Wokol spaceruja gęsi, kury, stoja maszyny rolnicze i szklarnie- toczy sie zwykle, wiejskie zycie, pelne dzwiekow i zapachow prawdziwej wsi. Mnie sie podoba taki klimat kontrastow, ale miejscowi nie lubia pałacu i maja w planach jego rozbiorke. Ponoc nie jest zabytkiem, bo wogole gdzies sie zaplątal w dokumentacjach i tak naprawde go tu nie ma. A ze scian odpadaja cegly i zabily juz dwie kury, wiec zlosc mieszkancow nie jest bezinteresowna. Wiadomosci te sa z drugiej reki- opowiadal nam dziadek, ktory mieszka kawalek dalej i osobiscie lubi palac, ktory “przez lata wgryzl sie w krajobraz”
Tu tez calkiem niezle zachowaly sie herby. Ciekawe, ze sa dwa. Na jednym jakas koza wcina z apatytem zielenine, na drugim widac fragmenty ptaka mutanta i mechaniczne zębatki. Musi z tym byc zwiazana jakas ciekawa historia!
W Parszowicach zatrzymujemy sie na popas. Na uboczu wsi, wsrod łąki bedacej czesciowo boiskiem, stoja sobie bardzo solidne ławy i stoly. Slonce przygrzewa juz mocno wiec miejsce jest wyjatkowo mile. Pobudzily sie owady i ich brzek niesie sie wkolo. Ale czlowiek po zimie jest spragniony ciepla, swiatla i budzacej sie do zycia przyrody! Kabaczę wciaga pol bulki z pasztetem!
Fajny maja tu kosciol- nietypowe zestawienie kamienne sciany i gont na dachu!
Czy klimatyczne miejsca biesiadne musza zawsze wystepowac stadami? Przy kosciele jest sklep, z bardzo milymi ławeczkami ukrytymi za wiata przystankowa. Oprocz lawek ktos tu tez schowal drogowskazy!
A pod drzewem tablica informujaca, ze kiedys minela jakas setna rocznica.
W Ręszowie palac stoi za murem i brama ale na szczescie sa pootwierane.
Kabaka tez irytuje, ze drzwi sa zamkniete!
Dalej ciagną sie zabudowania przypalacowe z czerwonej cegly i droga, ktora chyba wygrywa w kategorii blotnistosci- tworzy wrecz jeziora! Tu powinien odbywac sie Woodstock!!!!!!! :D
Mozna sobie obserwowac zmagania kotow niechcacych zamoczyc łapek!
Dalsze sciezki prowadza nas do Składowic. Tam oczywiscie tez jest palac, na terenie prywatnym. Zabudowania gospodarcze sa uzywane, caly czas kłebia sie wokol samochody, maszyny i kupa ludzi. Na szczescie sa zajeci swoja praca i na mnie nie zwracaja uwagi. Teren jest bardzo glosny, wyja silniki, skowycza piły, wiertarki i szlag wie co jeszcze...
Palac lezy lekko na obrzezu calosci, w parku tzn park widzimy na pierwszym planie....
Istniejace drzwi i okna jakas nieznana siła zasysa do srodka…
Za palacem jest wysypisko smieci, gruzu i mączki rybnej.
Sposrod innych okolicznych budynek wyroznia plaskorzezba Jana Jonstona, uczonego, ktory tu pomieszkiwal w XVII wieku
W innych czesciach wsi tez widac zamiłowanie do pielęgnacji drzewostanu. Bo ponoc przycinanie drzewom sluzy na zdrowie, sa przez to piekniejsze i okolica wyglada "porzadniej" (tak przynajmniej kiedys powiedzieli mi w naszej, osiedlowej spoldzielni...)
W Toszowicach palac polozony jest tez na uboczu i prowadzi do niego blotnista droga, wytloczona w ciekawe desenie.
Wokol biegaja calkiem juz wiosenne koty, parami, miauczac glosami zarzynanych niemowląt co nieco niepokoi kabaczka ;)
Szumią na wietrze gałezie starych drzew a park przypalacowy trzesie sie od spiewu wieczornego ptactwa, ktore chyba wlasnie uklada sie do snu..
Na jednej ze scian zachowal sie stary napis
Nieopodal stoi maly budyneczek, jakby dawnej strozowki czy czegos w ten desen. Obecnie pelni role imprezowni, pijalni, gospody i swietlicy wiejskiej. Wyposazony w calkiem porzadne meble!
A ten obiekt byl juz niestety nieczynny…. :(
Na nocleg zatrzymujemy sie w Ścinawie. Jest tu schronisko mlodziezowe polozone w budynku dzielonym miedzy Centrum Turystyki a MOPS.
Kabaczek caly wieczor bawi sie krzesłami. Sa lekkie, kolorowe i robia dzyń! jak sie zderzaja. Nigdy bym nie wpadla, ze mozna zapodac takie ciekawe i wymyslne zabawy przy uzyciu dwoch krzesel!
Za sciana mieszka robotnik, ktorego nachodzi lokalny kumpel, chyba niekoniecznie ku uciesze lokatora.. Raz dobija sie tez do nas. W innym pokoju mieszka jakas babka tzn chyba mieszka… bo ponoc oplacila pokoj na trzy dni i zniknela..

Wieczorem ide po pizze. Gdy z nia wracam zagaduje mnie kilku żulikow stojacych pod marketem. Podejmuje rozmowe i nagle oczy wyłaża mi na wierzch! Jeden z ekipy wyglada zupelnie jak Kaczyński! Po prostu klon! Chyba nie umiem byc skryta i stłamsic w sobie emocji- widac gapie sie jak przyslowiowy wół na malowane wrota! Ekipa to oczywiscie zauwaza i dopytuje- co podobny, podobny, nie? Gosc jest chyba juz zmeczony swoja popularnoscia, mowi, ze probowal zapuszczac wąsy i brode ale nic nie pomoglo. Kumple oczywiscie ciagle mu dogaduja “wszystko wskazuje, ze bylo ich trzech!”, “Tak, tak, Lechu przezyl “zamach” i zaszyl sie w Ścinawie! Tu go ruscy nie znajda! Tu jest bezpieczny!”, “My wiemy, ze katastrofa smolenska ma drugie dno, oj my wiemy!”. Sytuacji nie pomaga, ze dany obywatel ma nazwisko rowniez pochodzace od nazwy drobiu przydomowego. Koledzy zmuszaja go aby pokazal mi dowod, wiec wiem ze nie kłamią ;) Pikanterii sytuacji dodaje fakt, ze ow osobnik sprowadzil sie do Ścinawy w 2011 roku. Nikt go wczesniej tu nie znal. Wedlug jego wersji (kumple maja inna ;) ) mieszkal z zona pod Prochowicami ale go wywalila z chalupy bo za duzo pił. Wrocil do Scinawy bo tu spedzil dziecinstwo i ma domek po rodzicach. Wyjechal stad w latach 70 tych do szkol, internatow i hoteli robotniczych… Planuję sobie zrobic z nim zdjecie ale niestety nie wyraza zgody.. :( Byloby zdjecie roku! Proponuje, ze postawie skrzynke piwa, ale jest nieugiety. Bardzo sie to nie podoba kolegom, ktorzy juz widza zastosowanie dla tej skrzynki piwa ;) Jeden wiec przez drugiego woła- “To ze mna sobie zrob fote, albo z Wackiem- zobacz, on tez przystojny!”

Zegnam sympatyczna ekipe, oddalam sie w mrok.. W tle slysze juz z oddali: “Ale zdupcyłes, Waldek… 20 butelek browara poszło sie @&^&#…” Chyba mu dlugo nie wybaczą… ;)

1 komentarz:

  1. Piękne, wszystko piękne! Historia pana z rodziny drobiowatych - hit :-D
    Pozdrowienia, chcę Was czytać dalej :-D

    OdpowiedzUsuń