wtorek, 29 listopada 2016
Czas nie goni nas cz.36 - Gruzja, na trasie z Kutaisi do Oni
Z Ckaltubo jedziemy do Kutaisi i dalej planujemy zmierzac w strone Tkibuli. W Kutaisi jednak udaje nam sie bardzo skutecznie zgubic, a gdy juz sie wydaje, ze jedziemy we wlasciwa strone okazuje sie ze po prawej mamy ogromna rzeke… Zatem jedziemy na polnoc zamiast na polnocny-wschod.. Wracamy wiec do Kutaisi i znow zapetlamy sie w jakies male uliczki, ktore ostatecznie okazuja sie za wąskie dla skodusi lub czyms zatarasowane np. domem ;) Plusem takiego kluczenia jest poznanie sporej ilosci sympatycznych zaułkow.
Dosc ciekawe sa tez nabrzeza rzeki Rioni, nad ktora wisza domy. Wiekszosc z nich wystaje ze skarpy, pod podloga ma powietrze i jest podparte od spodu jakims palem.
Trafiamy tez na dwie stare cerkiewki, z ktorych jedna nawet jest otwarta.
W koncu wypluwa nas na wlasciwa droge. Gdzies dalej przy niej jest nieczynny kamieniolom. Same skaly nie robia specjalnego wrazenia, na Dolnym Slasku mamy ladniejsze wyrobiska :P
Ale w tym stoi maszyna! Pordzewiala, zaryta łopatą w ziemie juz widac na stale.. Ale kompletna! W srodku fotel, wajchy, rozne mechanizmy! Nie wiem jak dlugo tu stoi ale niesamowite jest dla nas, ze cos takiego moze sie uchowac przy glownej drodze! Nikt nie pilnuje a zlomiarze jeszcze nie wywiezli. Nie wiem czy w Gruzji nie jest rozpowszechniony handel zlomem ale w Polsce by nie bylo szans, zeby taki piekny wrak przetrwal przez nikogo nie niepokojony!
Oprocz koparki jest jeszcze jedna konstrukcja skladajaca sie z metalowego szkieletu i kontenerow. Jeden z nich jest otwierany, w srodku sucho. Jakbysmy z plecakami wedrowali to juz wiem gdzie bysmy spali! Dzis niestety nie ma co zrobic ze skodusia, do kamieniolomu nie wjedzie, za duze muldy, a przy samej drodze strach zostawic, bo jeszcze jakis gruzawik staranuje jezdzac bez swiatel noca wedle miejscowej mody.
Kawalek dalej mijamy niedokonczony most gigant. Wylano kupe betonu, wstawiono wiele zbrojen ze stali. Ale jednego filara zabraklo. Ponizej widac, ze kreatywni miejscowi sami sobie poradzili wykorzystujac 1/10 budulca.
Pod mostem, na ostrym skłonie gorki, zaparkowala czerwona łada żiguli. Wysiadl z niej pop, przeciagnal sie, oparl o samochod i zaglebil sie w lekturze. Ciekawe co gruzinscy duchowni czytaja pod mostami w upalne lipcowe popoludnia…
Gdzies w rejonie Nikorcmindy zagladamy do zruinowanego kosciolka. W srodku widac przygotowania do remontu.
Jedna z wnek zajmuje mały, prowizoryczny ołtarzyk, pelen krzyzykow z drewna, papierowych obrazkow, swieczek i rozrzuconych drobnych monet
Jest tez kilka obrazow, widac ludowej tworczosci miejscowych wiernych. Czesc z nich przypomina mi slynnego “Jeżusia” :) Obrazy moze nie sa zbyt wysokich lotow jesli chodzi o strone artystyczna, ale widac wlozone w nie serce.
W okolicy napotykamy tez pomnik ze zdjeciami poleglych w czasie "wojny ojczyznianej"- z mieczem, tarcza i srebrna półdlonia.
Lokalny przystanek autobusowy zabezpieczony jest plotkiem. Wyraznie widac przed kim ogrodzenie ma chronic! ;)
Urzekł mnie napis coca-cola po gruzinsku! Nawet "ogonek" na przedluzeniu pierwszej litery ma w tym samym ksztacie co w orginale!
Wylazimy tez na twierdze Khotevi. Pod sam zamek ciezko podejsc, dostepu bronia bardzo zjadliwe krzaki jezyn.
Pod murami fajne miejsca na nocleg.
Zza okoliczych olesionych pagorow zaczynaja juz wylazic na horyzoncie coraz wyzsze gory, pelne skal i lodowcow
Droga wije sie wsrod roznistych malowniczych skal
Kolejna twierdze Mindacikhe ogladamy z podnoza. Resztki tutejszych murow niesamowicie upodobnily sie tu do skal. Wrecz ciezko odroznic gdzie sie konczy naturalny kamien a zaczyna sztuczna sciana.
Chcemy jeszcze obejrzec klasztorek Barakoni, ale lokalny pop zamyka nam brame na twarzy. Cos przy tym mowi po lokalnemu, co dokladnie to nie wiemy ale wnioskujemy ze nie jest to “zapraszamy milych turystow na wino mszalne” :P
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz