środa, 12 października 2016
Czas nie goni nas cz.15 - Bułgaria, Nesebar i okolice
Na naszej dalszej trasie odwiedzamy Nesebar. Duzo o tej miejscowosci slyszalam od rodzicow ktorzy tu byli 40 lat temu. W ich opowiesciach bylo tam duzo starych murow, zruinowanych sie cerkwi i drewnianych domkow w waskich uliczkach. Teraz niby to wszystko wciaz jest, ale w ciut innym stylu… Starowka miasteczka jest rzeczywiscie ladna ale potwornie zalana morzem komerchy i znudzonymi, rozgrymaszonymi turystami z calego swiata. Jest kilka kamiennych cerkiewek o ciekawej bryle i nietypowych zdobieniach scian.
Sa swiatynie w stanie trwalej ruiny.
Sa cerkwie ktore schowano do worka, nie wiem czy na czas remontu czy wogole zeby turysci nie ukradli.
Plątamy sie troche waskimi uliczkami, choc slowo “przeciskamy” byloby chyba bardziej na miejscu ze wzgledu na ilosc ludzi. Drewniane domki nadal sa, pelne balkonikow, pergoli winorosli i czerwonych dachow na ktorych wygrzewaja sie mewy.
Czasem udaje sie znalezc jakis zaulek gdzie jakims cudem udalo sie schowac troche normalnosci i zwyklego nadmorskiego zycia. Choc to glownie pojawia sie na obrazach sprzedawanych przez lokalnych artystow.
Niby te same uliczki ale jakby znikly z nich tlumy, knajpy i stosy chinskich pamiatek.
No wlasnie pamiatki. Tego co szukam oczywiscie nie udaje mi sie znalezc. A wydawaloby sie ze nie mam wygorowanych wymagan. Chce koszulke, na ktorej bylyby napisy po bulgarsku. Moze pisac Neseber, moze byc Morze Czarne, moze byc oda do kraba ale w lokalnym jezyku i czcionce. Wlaze do setek sklepikow. Nie ma szans. Przewaza angielski- “with love from Bulgaria” i w ten desen. Trafiaja sie tez z rosyjskimi napisami, czesto nie majacymi nic wspolnego z regionem. Myslalam ze to Nesebar a nie Nowy Jork czy Moskwa. Czy dyktuje to rynek i rzeczywiscie wiekszosc turystow nie chce pamiatek z lokalnym napisem? Bo nie tylko tu spotkalam sie z tym problemem...
Zjadamy ogromnego, pysznego i upiornie drogiego loda, a potem rapany i malze w knajpie
Zasłonka rybna ma chyba pobudzac apetyt :)
A nastepnie zapodajemy ewakuacje w jakies przyjemniejsze miejsce. Takowe znajdujemy troche na poludnie od miasta,taki na wpol opuszczony kemping “Ahelojska Bitka”. Kiedys byla tu chyba spora knajpa ktora obecnie juz nie dziala. Jest placyk z plyt i stoliki przy ktorych wciaz mozna jadać i pijać ale juz tylko wlasna strawe.
Mozna tez za niewielka oplate postawic sobie namiot.
Wiekszosc terenu stanowia rozstawione stacjonarnie przyczepy kempingowe a przy nich ogromne namioty, miejsca do siedzenia zrobione z palet, rozwieszone plandeki. I to wszystko puste, zasypane igliwiem. Czy tu ludzie przyjezdzaja na weekendy? Czy na tydzien w roku? Nie udaje sie nam owej tajemnicy rozwiklac.
Przy plazy jest czynna knajpa, o ciekawej zbitce jezykowej na szyldzie.
Zjadamy tam rapany a kabaczę jest zafascynowane czerwonymi paznokciami kelnerki. Jak jeszcze nimi postukala w stol to radosc maksymalna i ciagle wybuchy entuzjastycznego kwiku.
Taka firane musze sobie sprawic do domu!
W jednym z osrodkow na wydmie sa domki ktore niezwykle przypadaja mi do gustu, o ksztalcie zupelnie nietypowym.
My tymczasem wypatrzylismy na plazy bunkier i do niego zmierzamy! Trojkolowiec troche sie zagrzebuje, przydalyby sie grubsze opony.
Czasem trzeba przekraczac wplywajace do morza strumienie
Ślad….
I bunkier.. Jeden jedyny nad morzem tu taki spotkalismy
Zaraz przy plazy jest tu jakies wyschniete sztuczne jezioro, jakby takie do pozyskiwania soli? Albo jakies rybki tu trzymali? Widac jakies zaryte poglebiarki, baraczki. Dno jest muliste i nie nadaje sie do chodzenia bo zasysa. No chyba ze sie jest ptakiem, one sobie daja rade.
Na koniec spaceru mijamy babke ktora chyba zazyla kapieli w jakims blocie. Albo ropie naftowej jak w kurortach Azerbejdzanu :) Ta pani nie ma na sobie pianki do nurkowania, ona ma zwykly , dwuczesciowy kostium kapielowy.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz