poniedziałek, 5 października 2015

Trylinka i mirabelki czyli polska daleka północ (2015) - cz.1

Nadszedl wrzesien a z nim czas dluzszych wyjazdow. Poczatkowo planowalismy srodkowa Ukraine ale nie ogarnelismy sie na czas z paszportem dla kabaczka. Pozostala wiec Polska… Warto by sie sie wybrac w rejon nam nieznany i trudnoosiagalny w weekendy, nawet te przedluzone. Padlo wiec na daleka polnoc. Ta polnoc gdzie nie ma morza i jezior. Mowiono nam ze to drugi Dolny Slask… Ze to kraina zruinowanych palacykow, kosciolkow, nieasfaltowych drog i popegieerowskich wsi. Zabrzmialo jak teren ktory koniecznie trzeba odwiedzic. Za Bierutowem mijamy fajna pracownie artystyczna. Nabywamy tam wilkinowego pajaka w rozmiarze XXXL i kota hustajacego sie na ogonie jak małpa. Caly przybytek pachnie lawenda bo nia sa faszerowane aniolki produkowane hurtowo. Facet plecie, babka szyje i maluje. Wiec juz w pierwszy dzien do zapakowanej po dach skodusi przybywa dwoch nowych lokatorow, ktorym musimy zapewnic wygodna podroz :)


Ktorys z postojow wypada nam na piaszczystej wygrzanej drodze wsrod brzowo-sosnowych lasow. Sa czasem takie miejsca w ktorych niby nic nie ma szczegolnego a jakos czasoprzestrzen sprawia ze zapadaja gleboko w pamiec. Wystawiamy wiec pyski do slonca, wyciagamy sie na pachnacym igliwiu, karmimy kabaka i gapimy sie w szumiace czuby sosen za ktorymi plyna chmury…


Dla kazdego cos milego… ;)

Kilka slow o piwie Braniewo. Nabylismy go kolo Sycowa, jako ze tak nazywa sie jedno z polnocnych miasteczek do ktorego zmierzamy. Nigdy wczesniej sie z nim nie spotkalam. Uznalam to za znak. Napoj niestety nie ma nic wspolnego z dobrym piwem wiec po kilku łykach zawartosc butelki zapodajemy mrowkom wedrujacym przez droge. Mrowki widac sa znawcami dobrych trunkow bo przed Braniewem spierdzielaja w poplochu.. Dzis ciagle mijamy wesela- jakis dobry weekend chyba. Non stop grzezniemy w korkach powiewajacych balonikami. W rejonie jest moda zeby w orszaku jechaly przynajmniej trzy ciagniki tirow i zapodawaly klaksonami. Rozwazam wsadzenie w uszy stoperow ;) W Kole rzuca sie w oczy stary pomnik. Co ciekawe symbol na cokole zostal chyba utworzony z prawdziwych narzedzi. Wspinam sie na podstument. Sierp jest zdecydowanie tępy, do koszenia trawy czy zboza by sie nie nadal


Planowalismy nocowac w Wagancu. Urzekla mnie informacja w opisie noclegowni o utylizacji azbestu i wiatrowce na stanie. http://meteor-turystyka.pl/widok-waganiec,waganiec.html Niestety nie bylo juz wolnych miejsc na dzisiaj.. ale nie odpuszcze tego miejsca :P Ostatecznie spimy w Skępym na kempingu. Tu tez jest wesele, wszedzie wisza serduszka, przechadzaja sie ludzie wbici w jakies eleganckie fatalaszki a knajpa nad jeziorem łupie muzyka. Nam przypada domek w cichej i ciemnej czesci obiektu. Ide szukac kibla. Ponoc ma byc gdzies za boiskiem. Sune przez wygaszony teren, z mroku czasem wylania sie zarys domku lub drzewa. Przed jednym z domkow siedzi zakochana para. Przyprawiam ich prawie o zawal wylaniajac sie zza drzew. Podskakuja chyba metr do gory a kwik przerazenia niesie sie po lesie. Ostrzegaja mnie aby idac do kibla nie potknac sie o przewrocona bramke. W koncu udaje sie ominac przeszkody i odnalezc wlasciwy budynek. Jego wnetrze cieszy oczy- drewniane kabiny, zelazne umywalki i krany z gatunku tych co lubie najbardziej :)

Otwieram drzwi do kibla a zza nich wypadaja zwloki. Chlopak w garniturze wali lbem w posadzke. Teraz to ja malo nie zeszlam na serce. To jeden z weselnikow. Uderzenie go lekko otrzezwia. Twierdzi ze zabladzil. Dopytuje jak wrocic na sale bankietowa. Trzymajac sie za glowe, chwiejnym krokiem oddala sie w mrok. Nie wiem jakim cudem ale nie potyka sie o przewrocona bramke. Wypity ma zawsze szczescie! ;) Noc nie jest zbyt ciepla. Wogole bywaly cieplejsze te wrzesnie… Dzis inauguracja czerwonego kokonu. Pierwsza kabaczkowa noc we wlasnym spiworze :) Kokon sie sprawdzil- kabak cala noc jest cieplutki jak bułeczka!

Mamy juz sie klasc spac gdy rozlega sie kanonada strzalow. Hmmm.. nigdy nie wiem czy w takich momentach nalezy wylezc przed domek czy moze raczej zgasic swiatlo i polozyc sie na podlodze? ;) Tym razem zwycieza ciekawosc i tym razem jest to dobry wybor- weselnicy zapodaja fajerwerki!!!

Rano spotykam w kiblu dziewczyne. Zamyka sie w kabinie i pali papierosa. Wyglada to dosyc absurdalnie gdy wokol las, łaki i luzno rozsiane domki.. Moze to przyzwyczajenie z pracy lub pociagu? albo ukrywa sie z tym procederem przed mama lub chlopakiem? A moze wciaganie dymka bawi ja tylko wtedy gdy jest polaczone z odpowiednim aromatem? Dzis zajezdzamy do Ostrody do rodziny toperza. Osiedlamy sie w klimatycznym domku, gdzie toperz jako dziecko spedzal wakacje u babci. Domek okala ogromny ogrod i sad.

Otoczenie gestwiny roslin sprawia ze czlowiek zupelnie nie ma poczucia ze kilkadziesiat metrow dalej jest ruchliwe miasto, rondo, orlen i tesco. Jakby enklawa innego swiata, jakby wsrod szumiacych nawloci zatrzymal sie czas.. Urok dawnych lat poteguja rozne sprzety domu i garazu- ja np. jestem zachwycona ogromnym plaskatym kranem nad wanna!

Sporo czasu schodzi nam na roznych ogrodowych pracach.

Glownie jest to zbieranie owocow- obrodzily gruszki, jabłka, winogrona, pigwy i moje ukochane mirabelki! Nie wiem czemu akurat ten owoc daze taka sympatia. A tak rzadko mam okazje je jesc. Ciezko je dostac w sprzedazy a rosnace dziko na osiedlach drzewka sa systematycznie, namolnie i z uporem karczowane do ziemi.. Objadam sie wiec teraz zolto-pomaranczowymi kulkami jak bączek.



Owocow wogole jest wokol tyle ze brakuje pomyslow, czasu i sil aby to wszystko przerobic. Ja np. robie dwa sloje ratafii.

Po spirytus na ratafie ide do biedronki. Ochroniarz nie chce mnie wpuscic do sklepu bo nie mam koszyka. Nie ma koszykow do reki, sa tylko wozki giganty przed sklepem. I wszystkie zwiazane lancuchem ktorego nie da sie rozbroic bez dwuzlotowki. Nie wzielam zadnych monet tylko grubsza kase na zakupy. Wracam do sklepu. Ochroniarz bez koszyka mnie nie wpusci na hale. Ani on ani kasjerka nie chca pozyczyc mi 2zl na 5 minut. Pytam kasjerke czy moze mi rozmienic stówe zebym miala ta nieszczesna dwojke. Ponoc nie wolno im rozmieniac pieniedzy jak klient nic nie kupi. Ale klient chce kupic, ale do tego musi wejsc na sklep!!! Sytuacja zaczyna zawiewac totalnym absurdem- masz kase, masz sklep a nie mozesz zrobic zakupow. Jak jakis chory sen. Wylaze przed sklep. Szarpie za wozki, a nuz ktorys jest zle wpiety? No bo co? mam wracac do domu po dwa zlote? Latac po sasiednich marketach kupowac cos czego mi nie trzeba zeby rozmienic pieniadze? Gdy mocuje sie z wozkami podchodzi żul. Jeszcze tego mi trzeba… Zaczyna klasycznie “kierowniczko, czy moge o cos zapytac?”. Mowie mu ze absolutnie nie, bo jestem wkur#$%^&@ i opowiadam cala historie.. On bez slowa wyjmuje 2 zl i mi daje. Mowie mu zeby poczekal 10 minut to mu oddam. Ba! zgrzewke browara mu kupie. Koles twierdzi ze nie trzeba. “Mnie tez nieraz ludzie pomogli”. Zyczy milego dnia. Gdy wychodze ze sklepu juz go nie ma… Taki obrazek.. Taka migawka z zycia. Piekna i straszna zarazem… Odwiedzamy tez Gietrzwald, w ktorym jest sanktuarium w miejscu objawien z dalekiej przeszlosci. Jest tez fajne cudowne zrodelko. W sklepie z pamiatkami udaje mi sie zakupic obrazek lokalnej Matki Boskiej. Bedzie do kolekcji mojej babci!


Mozna w rejonie znalezc odcinki fajnych drog!

Silnik skodusi zaczyna coraz bardziej przypominac dzwieki wydawane przez stare ursusy kiedy wjezdzaja pod gorke. Toperz stwierdza ze prawdopodobnie jest to pasek rozrzadu ktory na szczescie w skodusiach jest lancuchem. Mily dla ucha dzwiek rokuje ze lancuch moze sie niedlugo urwac a to ponoc jest bardzo niedobre bo moze caly silnik rozwalic. Juz raz skodusie zbieralismy z drogi - drugi raz nam nie trzeba. Jedziemy wiec na peryferia miasta gdzie krajobraz wskazuje ze jest szansa odnalezienia mechanikow. Wokol mnostwo pawilonow, barakow i bud. Wszedzie kostka trylinka zasypana mirabelkami. Jakis zlom, falista blacha. Cale lany wrotycza i nawloci. Tu napewno nam naprawia skodusie!


Na jednym z budynkow wisi ogromna mapa z gietego drutu. Ciezko odczytac napis bo chyba byl zmieniany.



Znalezieni mechanicy tez sa bardzo sympatyczni. Dwoch zaczyna sie od razu spierac czy skodusia ma szanse dojechac na Kaukaz i co sie w niej wtedy zepsuje. Trzeci zachwyca sie kabakiem i opowiada ciekawostki z zycia swoich czworga dzieci. Czas mija wiec milo. Skodusia bedzie gotowa na jutro. Dzien wiec spedzamy na pieszych wycieczkach po okolicy, wybierajac rozne drogi.



Odwiedzamy pobliskie jezioro i piaszczysta wydme. Dawniej byl tam poligon i toperz pamieta jak przed laty stal tam wrak pojazdu pancernego. Niestety juz go tam nie ma… Charakterystyczny slad

W Ostrodzie zachowal sie pomnik z dawnych lat. Jego podstument jest miejscem spotkan lokalnej mlodziezy, ktora lubi spozywac tu piwo.

Jakos pomniki o tej tematyce beda nam towarzyszyc podczas calej wycieczki ;) Nie sadzilam ze w tym rejonie Polski jest ich takie nagromadzenie! Na cmentarzu spotykamy tez oddech nowoczesnosci - zniczomat! rozumiem ze sciana wypluwa kase, bilety, coca- cole - ale znicze w takiej formie widze pierwszy raz!

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz