Jedziemy dzis w strone Durmitoru gdzie znajomi polecali nam pewna droge. Przebiega ona na ponad 2 tys metrow i widoki sa ponoc takie jakby w Tatrach wedrowac szczytami, z ta roznica ze ludzi tam malo i mozna spac w opuszczonych osiedlach szalasow. Nocleg w takim miejscu nam sie bardzo usmiecha wiec suniemy w tamta strone.
Im dalej od morza tym gory sa bardziej skaliste, pyliste i slabo zamieszkane. Wygladaja tez na miejsca bardzo suche i jakos tak jakby wyprane z kolorow.
Gdzieniegdzie spotyka sie niewielkie wioski o czerwonych dachach
albo miejsca dawnych wsi znacza tylko szkielety domow
Charakterystyczne dla mijanych gor jest jakies takie ukosne uzebrowanie skal. Robia wrazenie jakby zaraz mialy zjechac albo sie obsunac
W pewnym momencie toperz dostrzega dziwny wiadukcik przy bocznej drodze wiec tam skrecamy.
Wiadukcik jest dosyc solidny, mimo ze gora przebiega droga polna.
Droga dalej prowadzi skalistym wawozem i idzie mniej wiecej rownolegle do glownej.
Jakis czas jedzie sie przez puste tereny pelne pokruszonych skal
W koncu droga dociera do samotnego gospodarstwa. Miejsce to nie jest opuszczone ale nie nosi tez specjalnych sladow zycia i uzytkowania.
Niedaleko obejscia, wsrod glazowisk i miedz, stoi sobie kamienny krzyz. Na pierwszy rzut oka jest bardzo podobny do wystepujacych u nas krzyzy pokutnych. Sa na nim jakies napisy, plaskorzezby, ktos tam cos dlubal.
Kawalek za gospodarstwem boczna droga dochodzi do glownej. Mam wrazenie ze takimi bocznymi drogami mozna by sie wloczyc miesiac po tutejszych pagorach..
Wsrod zruinowanych domow kolejnego przysiolka natrafiamy na czynna knajpe wiec postanawiamy ją odwiedzic.
Nie byloby w niej nic niezwyklego gdyby nie.. jajka! Na kazdym stoliku, obok soli, cukru i pieprzu, stoi miseczka z kilkoma jajami. Pytamy sprzedajacej tu babki czy sa surowe czy na twardo. Na twardo. Probujemy dopytac czy sa one dekoracja stolow, moze pamiatka po niedawnej Wielknocy? A moze to zagryzka do piwa albo wodki? Czy kazdy moze sie poczestowac, czy moze sa tylko dodatkiem do niektorych zamowien, czy wypada tu jajkiem zagryzac kawe lub herbate? Tu niestety mozliwosc porozumienia sie konczy. Babka tylko powtarza ze tak jajka, na twardo, do jedzenia. Nic nie dowiadujemy sie na temat tego dziwnego lokalnego zwyczaju. Byla to jedyna knajpa w ktorej spotkalismy sie z taka dekoracja na stole.
No i wreszcie fajny kibel! Pierwszy taki na naszej trasie! Teraz to sie naprawde poczulam jak na prawdziwych wakacjach!
Im blizej do Niksic tym pojawiaja sie coraz dalsze i coraz ciekawsze widoki.
Spod nog ucieka wszelaka gadzina. Niektore egzemplarze maja takie kolorki zdecydowanie nie maskujace…
Mijamy tez jezioro Slansko- jezioro tysiaca wysp.
Jego brzegi sa raczej bezludne- dziwi to ze na skarpie stoi tylko jeden dom. Czym sobie zasluzyl na takie wyroznienie?
Niksic jest sympatycznym miasteczkiem, o lokalnym klimacie, raczej nie stylizowanym pod turystow. No moze jest troche zbyt ruchliwe. Sporo tu blokowisk takich jak lubie najbardziej- gdzie kazdy blok i balkon jest ciut inny, domy sa zarosniete zielskiem, krzewami i kaluzami, a zwir i piach przewaza nad asfaltem.
Za Niksiciem gory rosna i robia sie coraz bardziej biale.
W wiosce Jasinovo Polje przykuwa wzrok sympatyczna przydrozna knajpka.
Po wejsciu i dokladniejszych ogledzinach podoba nam sie tu coraz bardziej. Istna rewelacja sa krzesla/fotele z beczek! Jejku! jak ja bym chciala miec takie w domu!
Kazde kolejne pomieszczenie mozna by zwiedzac caly dzien- czachy zwierzat, rogi, homonta, lampy naftowe, dzwoneczki, manierki, bałałajki! Jest tez sporo pamiatek, odznaczen, ksiazek zwiazanych z towarzyszem Tito i Jugoslawia. Zatkniete tu i owdzie flagi raczej nie sa flagami Czarnogory.
Chodzimy w kolko, ogladamy eksponaty, pstrykamy zdjecia- co chyba strasznie cieszy wlasciciela przybytku bo szczerzy zęby w usmiechu od ucha do ucha. Wola mnie pare razy i pokazuje jakis kolejny eksponat. Probuje kilkakrotnie go zagadywac, pytac o rozne rzeczy, glownie o nascienne wisiory. Widac ze chetnie by poopowiadal. Problem jedynie taki ze nie bardzo mnie rozumie.. I ja nie rozumiem jego. Mowie do niego po polsku, staram sie robic to wolno, wyraznie, uzywajac prostych slow, ale nie pomaga. Widze tylko wbite w siebie okragle oczy. Potem on cos nawija i chyba moja mina tez nic dobrego nie sugeruje. A mowili ze te jezyki sa podobne.. :( Moze i sa, moze po szyldach przy drodze mozna odroznic fryzjera od piekarni, ale na tym raczej koniec…
Na zewnatrz wisza kociolki i jest tarasik o wyplatanych scianach.
Ogromnie podoba mi sie tez menu ktore koles przynosi- pogieta tekturka zapisana dlugopisem. Po lokalnemu oczywiscie. Pytamy co jest smaczne. Polecaja tu gulasz. Zatem wszyscy go chcemy. Za chwile okazuje sie ze niestety sa tylko dwie porcje. To wezmiemy dwie. Oprocz tego wybieramy losowo druga porawe ktora okazuje sie bulka z suszona kielbasa! Ale porcje gulaszu sa tak ogromne ze tymi dwoma najadamy sie w czworke po uszy!
Mily gospodarz tlumaczy nam tez jak jechac dalej- bo akurat tutaj droga przestaje sie zgadzac z moja mapa.
Droga wije sie serpentynami to w gore to w dol. Co chwile odslaniaja sie nowe pasma skalistych gor
Mijamy charakterystyczna gorke o slimakowato zwinietych skalach- pierwszy raz w zyciu widze cos takiego!
Po drodze przejezdzamy przez wiele tuneli.
Czarnogorskie tunele sa duzo fajniejsze od chorwackich. Tamte przewaznie byly pelne lamp, jakies takie gladkie, zawsze z opisem dlugosci, wszystkie takie same... jak z klockow lego… Czlowiek wogole nie mial wrazenia ze znajduje sie we wnetrzu gory. Tu jest lepiej- tunele sa mokre, nieoswietlone, pelne oddechu podziemia, cos jak jaskinia albo zapomniany bunkier! Kazdy tunel jest inny, ma jakas tam swoja mala specyfike. Daleko wprawdzie temu jeszcze do mojego wymarzonego tunelu Anzob w Tadzykistanie, ale czuje krok w dobra w strone. Zreszta z Chorwacji do Czarnogory to jednak krok na wschod. Wiec musi byc w dobra strone :-)
Ostatni tunel jest najdluzszy, jedziemy i jedziemy i wyjezdzamy jak w innym swiecie. Temperatura chyba nizsza o 10 stopni! Zimno! Pizga jak szlag! Gory wokol jakos urosly.
Teren robi sie bardziej ludny, bardziej zagospodarowany, wiecej dacz, co chwile jakies informacje o atrakcjach dla turystow. Chyba to znaczy ze zblizamy sie do Zabljaka ktory robi tu za lokalne Zakopane.
Skrecamy w nasza waska droge w strone Pluziny, ale ona kilka razy sie rozdziela, nie mamy pojecia jak dalej jechac. Pytamy siedzacych w rowie miejscowych o dojazd do Trsa. Mowia ze trzeba jechac przez tunel i Niksic.. Jak to? mysmy wlasnie stamtad przyjechali. Mowia ze to dobra nowa droga. Ale my chcemy stara, przez gory, pokazujemy na mapie. Kreca glowami. Nie da rady- tam jeszcze lezy snieg. Mowimy ze moze sprobujemy, ze mamy łancuchy, dechy, łopate. Wiele razy sie jezdzilo zasniezonymi drogami ktore pluga nie widzialy. Miejscowi twierdza ze nie ma szans. Mozemy sobie pojechac ale gdzies jeszcze kilometr. Zatem jedziemy.
I faktycznie po kilometrze... wyrasta przed nami chyba dwumetrowy jezor sniegu, o dlugosci chyba 50 metrow. Twardy jak szlag. Nawet jak ten przekopiemy to dalej bedzie tylko gorzej. To co- zakladamy łancuchy? Sami sie z siebie smiejemy :)
Trzeba wrocic tu kiedys latem albo wczesna jesienia. Zatem szybka korekta planow- jedziemy dalej na polnoc. Teren calkiem ladny ale strasznie upstrzony nowymi domkami, ktore stoja nieraz jeden na drugim i polowa z nich ma kartke “na sprzedaz”
Czasem jednak pojawia sie jakis kawalek krajobrazu przypominajacy jak ten teren musial wygladac kiedys…
Przekraczamy rzeke Tare wielkim mostem. Tereny wokolmostowe to jeden wielki jarmark. Zaopatrujemy sie wiec w sporo pamiatek i suniemy dalej, od czasu do czasu zagladajac w przepastny wawoz..
Kawalek dalej zjezdzamy w boczne drogi. Tu nagle zaczyna sie inny swiat. Mijamy wioske Kosanica. Jakby czlowiek sie nagle znalazl w ukrainskich Karpatach!
Okazuje sie ze moja mapa zakupiona przed chwila na moscie nad Tara jest gowno warta. Zadne drogi sie nie zgadzaja. Na czuja wjezdzamy wiec w plątanine szutrowych odgalezien, by wsrod sniegu, krokusow, jałowcow i zapadajacego zmierzchu znalezc gdzies dogodne miejsce na biwak….
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz