czwartek, 9 października 2025

Czarnogóra cz.4 (2025) - półwysep Luštica, ruiny wojskowych baz

Wjeżdżamy wgłąb półwyspu. Wąskie, asfaltowe drogi rozchodzą się na wszystkie strony. Ruch jest tu niewielki, acz nie można ani na chwilę tracić czujności. Co jakiś czas mija nas wywrotka widmo! Pojawia się jakby znikąd, wyłaniając z obłoku kurzu. Niknie tak samo, gdzieś za zakrętem, jakby wjeżdżała w zarośla i ulegała dematerializacji. Jednak to chwilowe spotkanie może być mocno nieprzyjemne - popyla ona chyba setką i biorąc pod uwagę gabaryty - zajmuje praktycznie całą szerokość drogi. Spotykamy ją trzykrotnie. Czy ona jest jedna i krąży w kółko? Czy jest ich kilka? W sumie nie ma to znaczenia. Biedny Babf ratuje się ucieczką w krzaki, do rowu, próbuje przykleić się do skalnych ścian. Wściekła wywrotka zdaje się zupełnie ignorować czy na drodze jest sama czy nie. Masakra jakaś...

Z wielką radością więc witamy ten moment, gdy w końcu możemy zaparkować i dalej iść pieszo (łatwiej się ucieka w krzaki jakby co ;)

Na półwyspie Luštica miłośnik ruin nie będzie zawiedziony. Zwłaszcza nie brakuje tutaj takich o wojskowej przeszłości. Na początek trafia się nam opuszczona baza z czasów jugosławiańskich. W różnych źródłach podają o niej odmienne informacje - jedni że to była baza radarowa, gdzie indziej że skład paliw. Ruinki są równie malownicze czymkolwiek by niegdyś nie były. Ponoć koło roku 2000 jeszcze działała, ale już wtedy była w stanie z lekka rozpadłym.

Kanał naprawczy i wpełzające na niego bluszcze.


Zaraz obok nieco ażurowy hangar w otoczeniu dorodnych tuj czy tam innych cyprysów.


Kilka domów mieszkalnych - również już niezasiedlonych.


Mam tu nieodparte wrażenie chodzenia po zdziczałym parku albo innym ogrodzie botanicznym.


Z gąszczów wyłania się kilka podłużnych, obłych budynków o żebrowanych stropach. Hangary? Zbiorniki? Wewnątrz mocno daje paliwem. Ogniska bym tu nie rozpalała ;)


Wychodzimy na spory plac wyłożony betonowymi płytami.


Do placu przytykają kamienne ściany, które już prawie podejrzewamy o bycie kolejnym fortem. No ale jednak nie... Tylko mur. Acz forty są całkiem niedaleko stąd.


Bardzo nam przypadły do gustu rosnące w murze agawy! To się nazywa skalniaczek! :) I te wodospady bluszczy! Nawet jakby ktoś nie lubił ruin, rozwalisk i miejsc opuszczonych - to warto się tu powłóczyć dla samych odczuć botaniczno - estetycznych :)


A jak wyleźć na dach to i góry się ukazują! :)


Toperz się trochę z nas śmieje, żeśmy się ubrały jak na spacer promenadą, a nie na eksplorację podziemi, dachów i bunkrów. No cóż... Trochę racji ma... Ale przynajmniej dobrze się maskujemy w kwiatach :P A do podrapanych nóg, pleców i podartych ciuchów - to w Czarnogórze niestety musimy sie przyzwyczaić ;) Tak tu jest. Ale przynajmniej kleszczy nie ma.


Przyjemna droga wije się po wzgórzach. Na widoki w tym kraju nie można narzekać. Gdzie indziej to się trzeba wysilić, żeby jakis widoczek zobaczyć - tu po prostu wystarczy być i nie zamykać oczu.


Droga momentami nawet nosi ślady asfaltu. Wije się i opada w dół, w stronę morza. Moglibyśmy pojechać tu Babfem, bo nawierzchnia jest całkiem dobra. Jednak gdyby tu wyskoczyła nasza ulubiona wywrotka - to by raczej nie było ratunku.


Po drodze mijamy kolejne ruiny z czasów, gdy półwysep służył za poligon. Rozważamy czy tu nie przyjechać na nocleg (z dachów powinien być ładny widok). Ostatecznie jednak pojedziemy gdzie indziej. Ale miejsce rokuje bardzo pozytywnie (o ile oczywiście cię wcześniej nie staranuje wywrotka na tej wąskiej drodze ;)


W końcu docieramy na wybrzeże. Pośrodku niczego pojawiają się takie wielkie schody.


Prowadzą one na betonowy placyk - to chyba jakaś dawna przystań.


Stary beton, rdza, skały i bezmiar morskiego błękitu. No i góry! Nie zapominajmy o malowniczo sfalowanych horyzontach :)


Można też przysiąść w miejscu o przyrodzie bardziej naturalnej. Niezależnie czy to beton czy skała - przyjemnie grzeje od spodu :)


No to chlup!


Dużo łódek pływa po zatoce, ale droga tutaj i placyk są zupełnie puste. Tzn. nie ma ludzi. Inne gatunki występują. Odwiedza nas całkiem spory wąż, który wyłazi ze skał. Wężowi się chyba bardzo nie spodobało, że ktoś mu wlazł na JEGO placyk. Bardzo nas osyczał. Nie lubię jak wąż pełznie w moją stronę, syczy i podnosi łeb patrząc mi prosto w oczy... Cóż, ciepły klimat ma swoje wady - tego dziadostwa jest tutaj w cholerę... Przekonamy się o tym jeszcze nie raz na tym wyjeździe.


Dobrze żeśmy się pokąpali wcześniej, bo po spotkaniu z wężem jakoś nam opadł zapał do dalszego przebywania w tym miejscu. Bo co jak on ma rodzinę i znajomych? ;)

I jeszcze jedna przydrożna ruinka o nieznanym nam przeznaczeniu.



Na północy półwyspu jest jeszcze przynajmniej jedna opuszczona baza wojskowa i dwa bunkry dla łodzi podwodnych. Ale tam tym razem nie dotarliśmy. Może kiedyś tu jeszcze wrócimy to porządnie obczaić?

Bo z tymi bunkrami łączy się pewna tajemnica ;) W jednym z nich byliśmy w 2016 roku. No ale ten "nasz" bunkier nie bardzo przypomina te dwa znaczone na internetowych mapach. Nie ma metalowych konstrukcji przy wejściu. Czy jest więc trzeci?



cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz