Vidimski kościół w innych perspektywach.
Jest tu miejsce nazywane zamkiem (choc mi by jakoś bardziej nazwa "pałac" na niego pasowała). Obecnie nie jest udostępniony do zwiedzania. W środku mieści się dom opieki.
Nieopodal stoi opuszczona kamienica.
Przy jednym z domów solidnie podeszli do tematu zapasów opału na zimę ;)
Przechodzimy przez teren jakiegoś gospodarstwa rolnego.
To się nazywa pojazd o wysokim zawieszeniu!
Za miejscowością zaczyna się teren jakby zdziczałego, przypałacowego parku, który stopniowo przechodzi w las. A w nim chatka. Gdy podejść do niej - słychać wyraźny szum i bulgotanie. W środku mieści się coś na kształt stacji pomp czy innych tam hydraulicznych mechanizmów.
Głównym celem, który nas dziś tu sprowadza, są okołoskalne formacje położone na skarpach tutejszego wąwozu. Jednym z nich jest jaskinia Buschkeller - sztucznie wykuta jama ponoć z czasu husyckich. Ściany ma porosłe mchem, a w górnej częśći malowniczo zwieszają się paprocie.
W suficie jest dziura, do której prowadzi taki szybik.
Jaskinia ze wszystkich stron jest ozdobiona napisami i datami z różnych okresów. Wnętrza zawierają duże, równo wykute litery. I misia!
Na zewnętrznych ścianach są głównie napisy z XIX wieku.
Są też płaskorzeźby - dwie gęby.
Kawalątek dalej jest dziwna, betonowa kładka, wisząca nad przepaścia. Na mapach są opisane jako "Vidimské lávky", a zdjęcia z netu sugerują, że jest ich więcej - przynajmniej trzy! Myśmy znaleźli tylko jedną. Czy pozostałe się obwaliły, zarosły czy może my nie umiemy szukać?
A wokół takowe wąwozy.
Zarówno jaskinia, kładki, jak i cały tutejszy teren, sprawiają wrażenie jakby niegdyś stanowiły ogrodowe atrakcje i przynależały do tego zdziczałego parku przy tutejszym zamku.
Potem schodzimy w dół wąwozu (nieco naokoło, bo tutaj to by trzeba posiąść umiejętność latania), a tam kolejne skalne atrakcje:
Wykuta droga.
Zadaszone ścieżki.
Polna droga prowadzi przez niewielki przysiółek w dolinie.
Wąskie przejścia...
...prowadzą w ciekawe miejsca!
Albo w jeszcze ciekawsze :)
Wracamy do Vidimu i powoli pełzniemy w stronę busia.
Utyskujemy, że tu nie ma sklepu, a gdzieś daleko do miast nie chce się nam jeździć i szukać. Szkoda czasu. Żarcia i wody mamy jeszcze na kilka dni. Ale przydałoby się piwo na wieczór. Kabak snuje marzenia o lodach - że takie to by było rewelacyjne dopełnienie tego udanego dnia. I chyba gdzieś minęliśmy złotą rybkę! Musiała siedzieć w pęknięciu któregos muru. Albo na gałęzi kwitnącego bzu? Nagle widzimy przy drodze coś takiego... Kapliczka? Plac zabaw? Wiata biesiadna?
Niby przy ulicy, ale też jakby przy domu... Może to prywatny teren i zaraz nam jaki pies d... obszczypie?
Okienko bardzo ładne.
Nieufnie obserwujemy okolicę i powiewające na wietrze piłeczki. Patrzy na nas kamera. Ktoś musi mieć niezły ubaw oglądając nasze niepewne miny i idiotyczne kręcenie się w kółko. Acz napisy sugerują, że tam się wchodzi i może jednak nic tyłka nie odgryzie?
Jest też dłuższy tekst, że Czart tu zaprasza zbłąkanych wędrówców, że będzie ich kusił, no i żeby się zachowywać przyzwoicie. Ki diabeł?? Co za miejsce dziwaczne?
Naciskam klamkę... Włażę do skalnej pieczary - takiej jakich tu wszędzie jest pełno. I natychmiast słychać śmiech i ktoś coś gada! Serio, trochę można podskoczyć do góry! ;))) Jak się okazuje gada głośniczek, ustawiony przy tych diabłach!
A miejsce jest samoobsługowym barem! I jest tu dokładnie wszystko czego potrzebowaliśmy! Jak na życzenie! Ja pierdziuuuu! Co za przedziwny zbieg okoliczności!
Coś diabelskiego wyłazi też z sufitu.
Można się ogrzać ogniem piekielnym ;)
![]() |
![]() |
---|
Wieczorem podjeżdżamy w okolice miejscowości Střezivojice i tam zatrzymujemy się u wlotu polnej drogi. Wieczór mija przy ogniu, wśród skał, z różnymi diabelskimi zapasami. Bo oczywiście ulegliśmy pokusom vidimskiego czarta! Nie dało się inaczej :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz