czwartek, 31 października 2024

Bułgaria cz.8 (2024) - Agalina, Diuni

Wyboiste, płowe ścieżki prowadzą w kierunku morza. Stąd jeszcze nie widać skał, ale coś już jest na rzeczy - jest wrażenie, że ląd jakoś niespodziewanie się kończy i zaczyna bezmiar błękitu.




A ile tu jest kwiatów! :) I takie wygrzane słońcem! Jak to wszystko obłędnie pachnie!


Czasem coś czmychnie spod nóg...


A to zdecydowanie nie jest skała. Widać resztki cegieł. Ruinka. Ciekawe co tu kiedyś stało?


Ale i skały są! Miejsce, przez które idziemy zwie się "nos" Agalina.


Fajny taki dziki półwysep, który opada do morza stromymi skałami.


Najbardziej niesamowity jest wąwóz wcinający się głęboko w ląd. Przy każdej fali wszystko się tu kotłuje, huczy i rozbija o skały.


Kipiele na zbliżeniu. W takie wiry i fontanny to się można gapić długimi godzinami. Jest coś w tym hipnotyzującego.





Kormorany czekają na prysznic.


Zwykły, miejski gołąb. Chyba na wczasach? Patrzy na morze, kręci łebkiem i jakiś taki jakby trochę zagubiony. No bo jak to? Nie ma żadnego pomnika, żeby go obsrać? Żadna babcia chleba nie rzuca i resztek z obiadu? Nie można się gonić po wiacie śmietnikowej z kumplami? Dziw nad dziwy!



Potem łazimy po plażach i wydmach między Diune a Arkutino - tam gdzie spaliśmy 8 lat temu z niemowlakiem.



Tu również panuje właściwe zagęszczenie ludzi i zabudowań. I jaki fajny deseń piasku! Nie wiem co kieruje niektórymi, że ratrakują plaże? Jeszcze pas graniczny - rozumiem. No chyba że na plaży też chcą kontrolować kto gdzie poszedł?



Pobyt na plaży bez fikołków się nie liczy!



Roślinność wszelaka wkracza na piasek.





Jęzor pobliskiego jeziorka. Wygląda trochę jak ujście rzeki, której niewiele zabrakło, aby dopłynąć do morza. Już, już prawie zlała się z falami... Ale jednak nie - wsiąkła w piasek i zanikła.



Co niektórzy bardzo się cieszą falami.




Dowód na to, że i buby czasem plażują :)


Stateczek z wierszem i bardzo malowniczym nakryciem głowy. Od lat próbuję sobie zrobić właśnie taki kapeluch. Ale zawsze kończy się tak samo - rozpada się... Ileż ja już nacięłam słomianych kapeluszy...



Meteoryt? Bomba? Rozochocone dzieci z łopatką?


Typowa zabawa plażowa - przeciąganie liny. W sumie można się bawić też samemu - bez kompana na drugim końcu. I też się ma potem zakwasy w łapach ;)


Ciekawe znalezisko. Niby zwykły, najzwyklejszy korek. Przypuszczalnie od wina. Na korku napis "chateau abhhaz" i "Abchazja". Takie wina robią napewno w Alakhadzi koło Gagry. Kurde.. szkoda, że nie cała butelka ;) I teraz pytanie - czy ten korek przypłynął morzem z Abchazji? Choć taki dosyć mało zeżarty przez sól jak na długą, morską podróż... Czy może ktoś był w Abchazji, zaopatrzył się tam w wino i postanowił je wypić dopiero tutaj? Albo wywalił korek z promu płynącego do Burgas? A może gdzieś w Bułgarii można kupic takowy trunek i to ja mam bujną wyobraźnię o podróżujących korkach, co to morza przepływają??





cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz