poniedziałek, 5 lutego 2024

Domek na bagnach czyli Jelczańska Łacha po jesiennemu (2023)

Jesienny las wzywa nas wszystkimi swoimi barwami. Chyba to najbardziej kolorowy dzień tegorocznych wycieczek, 4 listopada - tak późno i taka cudna złota jesień! :)



Jedną z bardziej malowniczych rzeczy nad starorzeczami są powalone, rosochate drzewa. Chyba częściej przewracają się tu niż gdzie indziej, bo raz że bobry, a dwa to może podmywane korzenie? A może po prostu nie jest to klasyczny las hodowlany, więc non stop tu nie łazi leśnik coby sprzątać?

Miejsca takie więc dają odczucie dzikości, nawet gdy są położone rzut beretem od miast, wsi i zabudowań. Plątaniny gałęzi, brak ścieżek czy zapadająca się pod stopami bagienna ziemia utwierdza nas w przekonaniu przebywania wśród niedostępnych krain. Ot takie małe oszukiwanie samego siebie - acz zupełnie nieszkodliwe. No bo jeśli cieszy - to dlaczego nie? :)





Z lekka zmasakrowana tabliczka rezerwatu.


Nurkujemy w chaszcze, gdzie trafiamy na kolejne, mniejsze i jakby dziksze bajoro. Po drugiej jego stronie dostrzegamy jakaś przysłoniętą zaroślami budowlę.






Ambona to nie jest... Wygląda na opuszczoną chatkę na palach! Jakieś niedostępne siedlisko zagubione wśród przepastnych bagien! Pokrycie dachowe już nieco omszało, dechy ścian sterczą na różne strony, jakby chciały się upodobnić do okolicznych drzew. Prześwity pod podłogą kojarzą sie nieco z młynem. Bujna wyobraźnia podpowiada różne, nierealne wręcz scenariusze ;)




Próbujemy iść brzegiem i okrążyć jeziorko, ale ładujemy się w coraz to większe błota.





A może toto stoi na wyspie? Już mamy wizję zakupu woderów albo przedostawania się tam latem wpław. Mapa jednak twierdzi, że to nie wyspa a zabagniony półwysep. Więc powinno się udać i dziś. Ale od zupełnie przeciwnej strony.

Wracamy więc nad główną część łachy, gdzie słonecznym brzegiem wije się całkiem kulturalna rybacza ścieżka.






No dobra... Ona też czasem zanika.


To miejsce wygrało w konkursie na najbardziej wygrzaną polankę, więc tu zapodajemy mini piknik.


Mamy okazję wpakować się też w bardzo malowniczy kolczasty zagajnik! Dosłownie jak tunel! Gęsto splątane drobne gałązki skutecznie przysłaniają słońce i mimo środka pogodnego dnia panuje tu półmrok.






Nie ma wyjścia - znów ładujemy się w bagna! Widać taki nasz los i nie da się inaczej! :) Znów pod stopami mlaska tak skutecznie, że po chwili zaczyna chlupotać i w środku buta. Najdziwniej zachowuje się mój lewy but, bo zaczyna bulgotać i bokiem podeszwy puszczać bąble jak guma balonowa!






Nie brakuje też wiatrołomów (bobrołomów??)


Albo drobnych cieków wodnych do przeskoczenia.


Gdzieś tam w dali skrzy się łacha...


Nie przebyte, zwarte ściany chaszcza.



Tu się udało jakoś przebić.


Ładne grzyby nadrzewne!



No i dotarliśmy do naszej chatki od strony przeciwnej. Tylko znów odgradza nas woda! ;)


Udaje się w końcu namierzyć coś na kształt grobli, która zdecydowanie prowadzi w pożądanym kierunku!


Ha! W końcu dotarlim!


Chatynka z bliska okazuje się być w gorszym stanie niż sobie wyobrażaliśmy. Jedna ściana jest zdecydowanie niekompletna, a dach też już nieco nadwątlony upływem czasu.






Najwyraźniej budowano ją z fragmentów jakiś skrzyń.




Wnętrze jest dosyć przestronne, acz nie wiem na ile byłoby suche w czasie mocniejszego deszczu.


Kiedyś prowadził tu mostek. Ciekawe kto, kiedy i w jakim celu tą chatę postawił?


Uroki jesiennych bajor...



...gdzie pnącza oplatają stare pnie...


Wracamy na wał - dzień jeszcze się nie skończył, więc pójdziemy sobie w miejsce, gdzie łacha uchodzi do Odry.


Idąc wałem napotykamy jakąs drewnianą, cześciowo popadłą w ruinę osadę. Jakieś wagono - baraki uszczelniane plakatami.




Obecnie mieszkają tu kozy.




Słońce powoli chyli się ku zachodowi, dodając okolicy jeszcze cieplejszych barw. Rozmiękłe, kałużaste drogi wiją się we wszystkie strony.









Raz po raz połyskuje tafla większych połaci wody.





Odwiedzamy też wysypisko malutkich bunkierków, które leżą chaotycznie zwałowane w chaszczach. Beton coraz silniej porasta mchem i pnączami, powodując, że owe wytwory ludzkiej działalności wtapiają się w przyrodę i stają się jej integralną częścią. W niektórych ptaki wiją gniazda a w jednej z bunkrowych kałuż namierzyliśmy żabę! :) Chodzi się tutaj nadpodziw trudno - jak po gołoborzu z ogromnych kamulców, gdzie noga co chwile wpada w jakąś ziejącą odchłań okienek strzelniczych, usytuowanych zupełnie nie tam, gdzie by się człowiek ich spodziewał. Dla miłośnika dzikich eksploracji nie może być nic lepszego! :)















Z ciemnych, wilgotnych zarośli wyłazimy na szerokie przestrzenie zielonych łąk, by jeszcze chwilę nacieszyć się słońcem.



Mamy tu łukowatą bramę - prowadzącą w inne wymiary ;)


Okolice starorzeczowe wybitnie słyną z cudownego nieuporządkowania w krajobrazie :) Tu nie ma tak jak w większości lasow, że drzewa rosną w rządku jak na plantacji kukurydzy, a każda wisząca gałąź czy fragment o innnej krzywiźnie znika bo nie pasuje do wystroju. Tu rzadko wpada jakiś oszołom z piłą. Może drewno jest zbutwiałe i nie przedstawia specjalnej wartości? A może wszyscy takowi szczęśliwie potonęli w bagnach??






Naturalny szałas??


I tak to się kończy kolejna wspaniała wycieczka. Nadpodziw ciekawa, pełna odkryć i emocji jak na bliskość okolic i krótki czas jej trwania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz