Początkowo ten kamieniołom braliśmy pod uwagę jako miejsce na nocleg. Da się zaparkować, a ogromne, pionowe ściany zapewne będą malowniczo odbijać wieczorny blask ogniska. Taki był plan. Póki co rano, jadąc na wycieczkę, zajrzeliśmy tam niezobowiązująco. Ot tak - rzucić okiem.
Faktycznie robi wrażenie gładkość jego ścian. Zazwyczaj zbocza kamieniołomów są poszarpane. Tu jakby ktoś wziął piłę i wyciął ze środka jeden wielki blok skalny. Nie dziwię się, że miejsce jest wyzwaniem dla wspinaczy.
Miejsce ogniskowe też takie równiusie, pod linijkę. Dostosowane klimatem do ścian! ;)
Niby fajne miejsce, trzeba by tu wrócić, ale... na tym etapie zaczynają się rzucać w oczy różne drobne, coraz to kolejne detale. Pierwsze spostrzeżenie to, że kamieniołom jest zaśmiecony, ale w sposób jakiś dziwny i niepokojący. Bo spojrzenie zidentyfikowało to jako "śmieci", ale jednak zaczęło jednocześnie coś dzwonić, że to nie są pozostałości z imprezy czy wywalona ukradkiem lodówka. Na krzakach, skałach, gałęziach - wszędzie coś wisi. Wysoko. Raczej wygląda jak postałości po powodzi, gdy woda opadła. Lub coś, co ktoś celowo rozwiesił...
Dokładniejsze oględziny terenu wskazują, że jakby ktoś tu pomieszkiwał. Garnki, jakieś rozwłóczone żarcie, butelki. Ciekawe jedynie, że rzeczy nie są złożone w jednym miejscu, tylko rozwieszone jak ozdoby na choince. A w jedną ze szczelin w skale wsadzony jest paszport! Dokument ważny, należący do kolesia mniej więcej w moim wieku. Ale czemu go ktoś tu tak zostawił - w skale? I sobie gdzieś poszedł? Kabak: "Mamo, ten pan już chyba i tak nie żyje. Czy możemy sobie zabrać jego paszport na pamiatkę? To by była najfajniejsza pamiątka z Czech - czeski paszport!"
A może to jakaś pułapka na buby? Robi mi się z lekka zimno. Nie tyle zabierać na pamiątkę, ale chyba w ogóle nie powinnam była brać tego paszportu do ręki... Bo jak koleś leży gdzieś z urwanym łbem za skałą?? Ciekawość zaprowadziła mnie z lekka za daleko...
Zmywamy się z tego miejsca, skreślając go jednocześnie z listy swoich dzisiejszych miejsc biwakowych. Chyba nie chcemy się spotkać w nocy z właścicielem paszportu (ani jego duchem ;) ) Zwłaszcza, że nie mamy pewności, czy nas gdzieś z góry czy zza węgła nie obserwował jak się kręcimy przy jego rzeczach.
Kawałek dalej, w miejscu zwanym Pusty Kostel (podobnie jak te z okolic Pekelnych Dolow) też napotykamy ślady bytowania długoterminowego jakiejś osoby. Czy to ten sam osobnik co w kamieniołomie? Tego się już chyba nie dowiemy. Tu też nikogo nie spotkaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz