Włócząc się po Krotoszynie trafiamy na spory teren zajęty przez poprzemysłowe zabudowania. Była tu kiedyś cegielnia. Początkowo nie mamy pewności czy aby napewno zakład jest już nieczynny. Podchodzimy "od przodu", od strony stróżówki, która prezentuje się całkiem porządnie i tylko patrzeć jak wyleci na nas cieć albo co gorsza jego pies. Bo może część obiektu wciąż działa i pełni jakieś funkcje?
Wokół, w wielu miejscach, leżą ułożone w stosiki dachówki, cegiełki albo inne wytwory tutejszego zakładu - jakby przygotowane do sprzedaży i wyprawienia w dalszą drogę ku swemu przeznaczeniu. Bliższe oględziny dają jednak obraz, że toto musi już tu polegiwać od jakiegoś czasu.
Ostrożnie obchodzimy teren dookoła, powoli utwierdzając się w przekonaniu, że działać to już na bank nie działa i co więcej - jest na etapie czynnej likwidacji. Sporo budynków uległa już wyburzeniu, pozostały tylko zwałowiska gruzu lub roztrajdane błotniste place.
Inne hale walą się same lub ktoś im pomagał, ale przerwał proces w połowie i zniknął, zostawiając przestrzeń w zawieszeniu i niepewnym półtrwaniu.
Najciekawszym i najlepiej zachowanym budynkiem okazuje się być ten:
Wnętrza są chyba typowo cegielniane, a przynajmniej bardzo mi przypominają zwiedzane niegdyś ruiny w Kobylicach
Centralną część zajmują ogromne piece do wypalania cegieł, wokół których można chodzić korytarzykiem.
Wygląda to zupełnie jak wejścia do jakiś fortów! :)
Nie omieszkamy oczywiście zajrzeć do środka i połazić wewnątrznym labiryntem.
Resztki tortowiska rozłażą się na wszystkie korytarze.
Wszędzie wala się sporo różnych maszyn. Nie spodziewałam się, że w tak rozpiżdżonych ruinach mozna jeszcze cokolwiek znaleźć!
Miejsca suszenia cegieł są ciemne i zapylone. Wystarczy postawić krok by podniósł się czarny kurz.
Zaglądam też na strych budynku, gdzie prowadzi drabina. Mają tam takowe, nieco mroczne słupowisko.
A tak się prezentuje częściowo zawalona hala od środka. Z daleka oczywiście, na dużym zoomie - bo strach podejść bliżej.
Wiele ludzi mnie pyta: : "czemu ty ciągle chodzisz w ciężkich butach??" Ano właśnie dlatego.
Hala obok jest wyposażona w miejsce wypoczynkowe. Acz tylko jedno - dla jakiegoś samotnika ;)
I jeszcze jeden sporych rozmiarów hangar.
Dostęp do garaży jest nieco utrudniony...
A wnętrza bagniste i utaplane w olejach.
Zaglądamy też do budynku biurowego.
Można tu trochę pokopać w dokumentach.
W wielu pomieszczeniach się solidnie jarało.
Mapy tu mają raczej poglądowe i mało dokładne.
Idziemy dalej w stronę pól i zagajników. Cegielniana zabudowa zaczyna się przerzedzać, acz wciąż widać, że daleko się ciągnie teren poprzemysłowy i niegdyś wszędzie tu coś działało.
Pocegielniane bajora namierzamy dwa. Jeden jest używany przez koło wędkarskie i tego dnia panują tam klimaty jakby kij wsadził w mrowisko. Na bank wędkarzy jest więcej niż ryb. Nad drugim spokojniej - praktycznie tylko my. Chyba przemknął jeszcze jakiś koleś z psem.
Prawdziwy skarb i największą atrakcję tego miejsca namierzamy na sam koniec zwiedzania. Już, już mamy wychodzić, gdy nagle coś zaczyna przezierać przez krzaki! Wszelki duch! Kolejka! Wąskotorowa lokomotywka i wagoniki! Gdzie to cudo jeździło? Czy tam w środku hali, tam gdzie było torowisko? Albo gdzieś tu na zewnątrz? Może gdzieś były tory tylko je już rozebrano, więc nie znaleźliśmy śladów?
Słodkie maleństwo jest już mocno pordzewiałe i nadgryzione zębem czasu. Ale nadal ubarwia krajobraz i cieszy oko - zwłaszcza, że tak znalezione przypadkiem!
Wagoniki
I ten jeden biedaczek wykolejony.
Jak się można domyślać nie omieszkam wleźć do środka :) Rozmiarowo to można się poczuć jak w jakiejś dziecinnej zabawce w wesołym miasteczku.
Świat widziany z wewnątrz
Tabliczki znamionowe są czytelne w różnym stopniu.
Tego dnia odwiedzamy jeszcze knajpę nad pobliskim jeziorem.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz