wtorek, 20 września 2022

Mazurskie ścieżki cz.6 (2022) - Rydzewo, Giżycko

Próbujemy łapać stopa. Mamy plan dostać się dziś do Rydzewa, do portu nad jeziorem Niegocin, gdzie mamy w planie spotkać sie z Tomkiem.

Dziś od rana wydzwania do mnie jakiś bank. Chcą mi dać kredyt, a przynajmniej wcisnąć jakąś lokatę, na której rocznie stracę tylko połowę wkładu. Mówię im raz i drugi, żeby spadali na drzewo, ale są okropnie natrętni. Nie ustają w próbach i nadal się dobijają. Wyłączam więc dźwięk w telefonie. W końcu nie czekam na żaden pilny telefon, a jak ktoś z rodziny czy znajomych będzie miał sprawę to wyśle sms. Czemu o tym piszę? Ano bo to będzie miało związek Kaśką!

W końcu stop się łapie. Kierowca jedzie tylko do Staświn albo Rudej (już nie pamiętam dokładnie), ale po krótkiej rozmowie postanawia zboczyć ze swojej drogi i podrzucić nas do samego Rydzewa. Miło! :) Wysiadamy przy kościele. Wyciagamy plecaki z bagażnika i słyszę, że mnie ktoś woła. Patrzę i nie wierzę.... Wszelki duch!!! KAŚKA!!! Ta z Podlasia, ta która mi w południe powiedziała, że jednak nie przyjedzie. Ale jak??? Skąd?? Chwilę stoję z rozdziawioną japą i okrągłymi oczami. Muszę bardzo debilnie wyglądać... Kaśka jednak przemyślała sprawę i stwierdziła, że może nie ma siły na wędrówkę z plecakiem, ale przyjedzie do nas autem - co natychmiast zrobiła. Próbowała się ze mną skontaktować, zarówno dzwoniąc jak i smsami. Bez skutku. Do mnie nic nie doszło. Nie mam zapisanych w historii ani połaczeń z tego numeru, ani wiadomości. Dzwonił do mnie tylko ten głupi bank! Do tego dochodzi sprawa skąd Kasia wzięła się w Rydzewie, skoro nie udało się nam umówić. Ano dwa dni temu wspominałam, że chcemy tu się przewinąć. Jako że to była jedyna miejscowość, której nazwa padła - to Kasia niewiele myśląc przyjechała na wszelki wypadek tutaj. Czemu czeka pod kościołem? Ano bo to takie miejsce spotkań w każdej wsi. Albo kościół albo knajpa ;) I teraz taka zaduma nad zbiegiem okoliczności. Gdybyśmy szli pieszo do Rydzewa. Gdybysmy złapali innego stopa, który by nas zawiózł prosto do portu. Gdybyśmy zdecydowali jednak dziś zostać przy bunkrach - to byśmy się minęli i do spotkania by nie doszło. Jak konkretny los musiał nas rzucić akurat w to miejsce i w dokładnie ten czas. A niektórzy młodzi się dziwią jak się niegdyś ludzie umawiali, gdy nie było telefonów komórkowych - pewnie właśnie tak! ;) Jak widać telefon jest bardziej zawodny niż szczęśliwe zrządzenia losu!

Szymon i Iwona też już do nas jadą. Zbieramy się jakoś do kupy i wbijamy do portu.




Namioty początkowo miały stać na plaży, ale tak koszmarnie duje od jeziora, że odczucie zimna jest masakryczne. Klinujemy więc nasze domki pomiędzy przyczepy kempingowe, kibel i inne zabudowania (nie, w kiblu nie da się tu spać - za mało miejsca ;)



Trochę siedzimy w knajpie.


(zdjęcie z aparatu Pudla)

...a wieczorem przy ognisku palącym się w wielkiej feldze.


Są też szanty, ale poziom artystyczny ich wykonania nie wszystkim przypada do gustu. Mnie się podoba. Jak jest gitara, ogień i miłe towarzystwo to mi zawsze jest dobrze! :)


Rano jest jeszcze zimnej i przechodzą burze. Chowamy się pod okapem przy kiblu.


W chwilach przejaśnień idziemy na pomost posłuchać jak huczy wiatr i dzwonią linki od łódek.



Odkrywamy też banie w wagonie i jesteśmy źli, że nie obczailiśmy jej wczoraj. Bardzo by się nadała na taki chłodny wieczór.


Potem Kasia wiezie nas do Giżycka - tzn. jedziemy z pewnym opóźnieniem, bo zgubiliśmy Krwawego. Nigdzie go nie ma. Jak się okazuje był akurat na rozmowie o pracę w porcie. Czemu nie? ;) W ostatniej chwili przed wyjazdem każdy robi coś ważnego, czego wcześniej nie zdążył. Ja np. zazwyczaj znikam w kibelku ;) Jak się juz Krwawy znalazł to wszyscy wiedzieli, gdzie szukać mnie!

Przytulne wnętrza Kasiowego auta. Bardzo mi się podoba jak samochód jest "jakiś" - nie wygląda jak sztancowy model z wypożyczalni. Jak mówi coś o właścicielu i posiada jedyny, niepowtarzalny, indywidualny koloryt. Jak można go zapamietać :)


I klimatyczny bagażnik! Acz to akurat efekt potrzeby chwili.


Główną atrakcją Giżycka, na której zwiedzanie poświęcamy najwięcej czasu - jest Twierdza Boyen. I temu kompleksowi umocnień, ruin i zakamarków będzie poświęcona osobna relacja.

Przechodzimy też przez miasto i oglądamy ważne miejsca w nim położone, np. kanał, w którym Kasia się topiła 20 lat temu ;) Mamy okazję poznać dokładnie tą dramatyczną, mrożącą krew w żyłach historię z happy endem ;)


Mijamy budynki reprezentacyjnie odpicowane np. zamek krzyżacki zbudowany ponoć od podstaw kilka lat temu.


... i takie zdecydowanie bardziej pokryte patyną.



Na ostatni nocleg obieramy sobie teren nad jeziorem, na obrzeżach miasta, przy ażurowej wiacie. Jest ładna, fikuśna, kryta gontem - i totalnie niepraktyczna. Użyto na nią w cholerę drewna, a wiatr dujący znad wody hula po niej bez najmniejszej przeszkody. Ale za to przed i za jest słupowisko. Czy to ma jakiś wymiar rytualny czy może ozdobny? Czy ktoś miał drewno i nie miał pomysłu co można z nim zrobić?



A wiatr jest solidny! Pizga i wieczorem i rano! Rzadko na jeziorze widzi się takie białe grzywacze fal. Nawet Pudel się nie zdecydował na kąpiel!



Wiata wiatą, jezioro jeziorem, ale tu mamy główny powód czemu to miejsce wybraliśmy na biwak. Nic się nie da ukryć! Takie dwie... Stare a głupie! :):)


Największą zaletą tej wiaty (oprócz dachu) jest posiadanie wewnętrznego kominka. Można więc palić ognisko i w razie deszczu nie leje się na łeb. Noc jest w miarę ciepła - może dlatego, że Kasia przywiozła podlaski bimber? :)






Wieczorem przyjeżdża też Tomek, więc ferajna uzbierała się już całkiem solidna. Wychodzi na to, że przez tegoroczny wyjazd przewinęło się 10 osób - jedni byli dłużej, drudzy krócej. Kilka osób było cały czas, inni wpadli tylko na jeden wieczór. Nie było takiego momentu, aby byli wszyscy razem do kupy. Na fotce do kompletu brakuje Chrisa, Ziuty i Grzesia - ale pewnie duchem byli z nami :)


Rano namioty zwijamy nawet na sucho.


Grzecznie zaczyna lać dopiero jak wsiadamy do pociągu. Pewnie, żeby nie było nam tak bardzo żal, że wyjazd się kończy. Ostatni rzut oka na mazurskie klimaty przy samym dworcu.






Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w maju 2022! :)
(zdjęcie z telefonu Kasi wykonane przez jakiegoś przedstawiciela lokalnej młodzieży)


KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz