Z ostatniej wycieczki rowerowej.
Jadę sobie okolicą nadrzeczną. Trzech chłopaków biwakuje na brzegu. Jeden z nich woła do mnie -"Sława Ukrainie!" Hmmm... Rozglądam się czy to do mnie? No chyba tak. Nikogo innego tu nie ma. Wszystkie chłopaki słyszałam, że rozmawiali ze sobą po polsku. O co więc im chodzi? -"A poza tym to wszystko ok?" Dwóch pozostałych kolesi wybucha śmiechem. "Nie gniewaj się kuliżanko, Maniek poluje na Ukrainki, a na to ostatnio lepiej bierze, niż na np."masz piękne oczy". Wyjaśniam więc, że Ukrainką nie jestem, jak również nie jestem zainteresowana nawiązywaniem damsko-męskich znajomości na takiej platformie jakby Maniek oczekiwał. No ale skoro już się zatrzymałam to nie zaszkodzi chwilę pogawędzić. Chłopaki oprócz spożywania napojów wyskokowych zajmują się także amatorskim połowem ryb, a ja, jako bardzo początkujący wędkarz, jestem wszystkim zainteresowana, co wiąże się z tym tematem w praktyce. Chłopakom przy mnie jedna ryba się złapała - wyglądała wprawdzie na lekko śniętą, no ale ryba jest ryba. Opowiadam im więc o moich niepowodzeniach w połowach, a oni z duma oświadczają, że to nietrudne, pokazują jak mają uwiązane przynęty, spławiki i proponują abym zarzuciła wędkę i trochę połowiła z nimi. W czasie pierwszego "rzutu" haczyk ląduje w koronie najwyższego z drzew, jakies dobre 5 metrów nad ziemią. Jak to się mogło u licha stać?? Za cholerę nie możemy tego odplątać... Na tym etapie stwierdzam, że przyszedł chyba czas się ewakuować... Żegnam się więc miło, wskakuje na rowerek. Kątem oka widzę, że jeden chłopak wspina się na drzewo za haczykiem, a drugi cedzi przez zęby: "Maniek k.... bab ci się zachciało... A miał byc taki miły i spokojny wieczór..." ;)
Ja tymczasem odjeżdżam w stronę zachodzącego słońca, ku kolejnym przygodom i ciekawym znajomościom ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz