Ruszamy z oławskiego dworca. Pociąg oczywiście ma spóźnienie. Tzn. póki co tak nazywamy 10 minut różnicy w stosunku do terminu rozkładowego. Co to jest opóźnienie to my się dowiemy na powrocie… ;)
We Wrocławiu odkrywamy ruchome schody! Dłuższą chwilę wozimy się w górę i w dół. Tak się kończy jak wiejskie dzieci zobaczą trochę techniki ;)
Tak się świetnie bawimy na schodach, że ucieka nam pociąg... Ale co się odwlecze... No i ostatecznie wychodzi nam to na dobre! Bo kolejny pociąg w kierunku Jeleniej Góry okazuje się być wspaniałą niespodzianką! Piętruś!!!
Osz kurde! Myślałam, że ich już nie ma! Ostatni raz takowym składem jechałam chyba w 2011 roku wracając z Woodstocku! Wtedy podstawili piętrusia jako pociąg specjalny (zapewne wcześniej to on dobrych ileś lat stał zapomniany na bocznicach). Dzisiejszy okaz jest elegancko odmalowany, z nowo obszytymi siedzonkami, no ale malowniczy kształt i rozkład wnętrz nie miał wyjścia i musiał zachować się stary. Cieszymy się więc ogromnie - kabak, że po raz pierwszy w życiu jedzie takim dziwnym wagonem, a my, że możemy przenieść się w czasy, gdy kolej była fajniejsza!
Wysiadamy w Piechowicach, na stacyjce o wyglądzie pałacyku o strzelistych wieżyczkach.
Rozglądamy się po okolicy za sklepem (mieliśmy chęć na spożywczak), ale trafia się lumpeks z ciekawą witryną napchaną maskotkami. Kabak oczywiście namówił nas na kotka - pacynkę. To chyba najtańsza maskotka (oprócz tych znalezionych ;) - 45 groszy!
Nie wiem czy z Piechowic powinno być widać góry, ale dzisiaj tylko je czuć - ich chłodny oddech pachnący śniegiem. Widać tylko mgłę… No i bliskie plany w postaci starych, poniemieckich domów przycupniętych nad ocembrowaną Kamienną. Rzeka dziś jest płytka, spokojna, ale ma w sobie jakąś grozę i moc. Oczyma wyobraźni wręcz człowiek widzi jak fruwają te kamienie w czasie wiosennych roztopów albo innych klimatów powodziowych.
A w ogóle mamy dziś jakąś fazę na rury! Będą nam towarzyszyć w wielu miejscach! I dobrze! Lubimy rury! :)
Oprócz ocembrowań, rur i kamulców koryto Kamiennej zawiera inne niespodzianki. Na początku wzięłam to za koła młyńskie, ale ponoć ma raczej coś wspólnego z papiernią, która się tu niegdyś gdzieś w rejonie znajdowała.
Głównym celem naszego przybycia w te okolice są odwiedziny u kumpla zwanego Krecikiem, więc dalsze zwiedzanie mglistych i wietrznych okolic zapodajemy już we czwórkę.
Są więc kolejne górskie rury w zupełnie innych odsłonach. Płyną w nich ponoć nurty Kamiennej mające zasilić lokalną elektrownię wodną, stację pomp albo coś w tym rodzaju. Jakąś funkcję przemysłową pełnią, a nie tylko urozmaicenie krajobrazu. Co ciekawe po powrocie kabak jako jedną z większych atrakcji wyjazdu wspominał “mostki nad rurą”. Nie wiem więc czy dzieci tak mają czy zboczenia są jednak dziedziczne ;)
Oprócz rur w okolicach są też skały, sople i wodospady. Więc jak ktoś nie lubi wszelakich industriali to też ma gdzie skierować swój wzrok.
Na niektóre skały trzeba wyleźć, aby móc podążać dalej krecikowymi bezdrożami.
Czy wspominałam, że wieje? Cały czas słychać takie donośne “Uuuuuuu” a dźwięk bardziej kojarzy się z rozszalałym morzem niż ruchami powietrza. Trochę zaczynamy się obawiać o losy naszego ogniska, np. w jaki sposób przywiążemy je do ziemi, aby nie wzięło przykładu z piorunów kulistych i nie postanowiło zaskoczyć wszystkich ciekawą trajektorią lotu...
Im wyżej tym śniegu przybywa. Ot uroki zimowych gór… Siedzisz w Oławie, już ci się wydaje, że wiosna przyszła, jedziesz gdziekolwiek - i zimny kubeł na głowę! Wiosny niet!
Na początku dominują buczyny, później tereny przechodzą w coraz bardziej brzozowe. A może to inne drzewa przyoblekły się w odpowiednie do warunków szatki maskujące?
Aby nie chodzić z pustymi rękoma postanawiamy ponosić trochę gałęzi. Ponoć to dobrze wpływa dla zdrowia, kondycji i urody.
Klucząc stromymi zboczami docieramy w miejsce idealne. Wąska rozpadlina terenu wzmacniana betonem. Miejsce gdzie nawet najbardziej zaciekły wiatr nie dociera tak łatwo i nie ma szans nam podprowadzić ogniska!
Towarzyszy nam niesamowite zjawisko - nad nami huczą podmuchy wichury, czuby drzew kołyszą się jak wściekłe, coraz czarniejsze chmury popylają po niebie, od czasu do czasu sypiąc mixem deszczu, śniegu i gradu - a my siedzimy w miejscu cichym, zatulnym i ciepłym. Bo tak jak wiatr nie może tu wejsć, to ciepło ogniska również nie może znaleźć swojej drogi w kierunku przeciwnym.
Obserwujemy więc piękno górskiego lasu targanego podmuchami, ale z pozycji widza. Nas to bezpośrednio nie dotyczy. My mamy swój świat. Świat ognia, betonu i smażonych kiełbasek. Smażymy również kabacze stopki, bo nowe, śliczne, czerwone butki okazały się cieknąć jak sito... Mamy fajny kilkusekundowy minifilmik jak owe stopki niesamowicie parują przy ogniu, ale za cholerę nie wiem jak go tutaj wstawić.
Nie mamy wyjścia musimy zjeść całą kiełbasę i oscypki, aby na powrocie móc zrobić kabakowi skarpety z foliotexu! :)
Rozmowy w rozpadlinie często schodzą na tematy zjawisk nadprzyrodzonych i fantastycznych postaci - jest nawet coś o tajemnych powiązaniach karkonoskiego Ducha Gór z Zębową Wróżką ;)
Kolejnego dnia ponownie ulegam urokowi miejscowej stacyjki i znów muszę ją obfotografować.
Na zdjęciu widzimy typowe wyposażenie górskiego turysty. Niektórzy lubią paradować po Krupówkach z rakami i czekanami, inni wolą wycieczkowy szpan z innymi narzędziami ;)
Przy stacji. Nie wiem czy młyńskie koła czy te ze wspominanej wcześniej papierni?
A do domu docieramy z opóźnieniem chyba 3 godzinnym. Wiatry nie mogąc nam zgasić ogniska i zepsuć wieczornej imprezy - postanowiły odreagować gdzie indziej i zerwały kolejową trakcję na drodze do Szklarskiej. Malownicze skubańce, ale szkudne straszliwie!
O, też uwielbiamy piętrusy, choć ja trochę mniej, bo w naszych lokalnych (zupełnie nowych!) jest trochę duszno. Zazdroszczę wam bliskości gór, dla nas to już wielka wyprawa, by wyjechać z Mazowsza. ;)
OdpowiedzUsuńSą u was nowe piętrusy?? Myslalam ze takich nie produkują! Kolega wprawdzie mowil ze są takowe w Czechach, wygladają jak szynobus tylko pietrowy (w sensie ze to nie wagon, ale jednostka zespolona z lokomotywą). Ale ze u nas tez sie zdarzają? Masz jakies zdjecie takowych?
UsuńNo od was w gory to juz mega wyprawa! Na weekend raczej nie obskoczy! Trzeba by juz na tydzien!
UsuńSą u nas nowe piętrusy! Nawet mają wifi! W zeszłym roku to nawet często na nie trafialiśmy. Jeżdżą w Kolejach Mazowieckich na niektórych trasach (najczęściej jako kursy osobowe przyśpieszone). W tym wpisie na samym końcu masz zdjęcia. Tam jest lokomotywa i wagon sterujący, on jedzie albo w przód, albo w tył, nie zawraca. http://meteor2017.bikestats.pl/2009276,Ognisko-na-Zwierzyncu.html A co do gór, to w marcu mamy plan być w Teodorówce, w któryś weekend w drugiej połowie, bo będziemy w składzie ekipy doprowadzającej chatkę do użytku po zimie (SKPB Warszawa). Wreszcie zobaczę góry po kilkuletniej przerwie, jupi!
UsuńCiekawe czy nadal w Teodorówce jest siano na strychu? Bo kiedys na takowym spalismy, ale to bylo w 2008 roku!
UsuńA pociag faktycznie ciekawy! Takiego jeszcze nie widzialam, nawet na zdjeciu!
Sprawdzę, choć może już nie być, bo kilka lat temu niestety trzeba było zmienić dach. Przez to ma zwykły kształt, środek też się zrobił mało klimatyczny i miną lata, aż zajdzie patyną. Ale jest przytulnie środku na szczęście. ;)
UsuńJak lubisz piętrusy to zapraszamy nad morze. W sezonie letnim codziennie z Chojnic do Helu jedzie lokomotywa z długim piętrowym składem. Nie żadnym nowym, tylko klasycznym, kultowym:) pozdrawiam. Tomasz, kolejarz z Gdyni.
OdpowiedzUsuńO dobrze wiedziec! :) Dzieki za informacje! Moze bedzie okazja skorzystac? Szkoda ze to dosyc daleko od nas i nie mozna wpleść jakoś w wycieczkę weekendowa...
Usuń