czwartek, 25 listopada 2021

Czerwcowa włóczęga cz.12 - fort Strubiny (2021)

Popołudniem jedziemy zobaczyć fort Strubiny. Niesamowite miejsce - przepaściście ogromne! Jest to na chwilę obecną chyba mój ulubiony fort! Początkowo, zaraz po wejściu, fort jest betonowy, ale im dalej w głąb - tym pojawia się większy udział ściennych i sufitowych kamieni. Zwiększa się ilość szemrzącej wody i nacieków. Ma się wrażenie, że maleje ślad pozostawiony przez człowieka, a widać coraz większy wpływ przyrody... Fort ma kilka poziomów, a te niższe są zimne, tajemnicze i zdawałoby się - bezdenne...
No ale po kolei :)

Najpierw musimy się przebić przez ogródki działkowe, później ścieżka zagłębia się w ciemny tunel utworzony z kolczastych krzewów. Dzień jest słoneczny, pogodny, a tu panuje prawie wieczorny mrok. Kabak się śmieje, że jeszcze nie weszliśmy do fortu a już by można włączyć latarki! :) Atmosfera tego miejsca tworzy się więc stopniowo i ze smakiem. Jeszcze nie widzimy poszukiwanego obiektu - a już się nam obłędnie podoba! :)


Ech te podwarszawskie okolice! Jak one nas pozytywnie zaskoczyły! Codziennie nie możemy się wręcz z tym ogarnąć, że tu co krok to jakaś rewelacja!

Tędy włazimy, tzw. “dziura ze znikającą butelką”. Gdy wychodziliśmy butelki już nie było.


Początkowo jest betonowo i półkoliście. Od innych fortów miejsce odróżnia się póki co jedynie lodowatym ciągiem. Takim jak wieje z MRU czy z fragmentów adżymuszkajskich kamieniołomów, mających połączenie z głebią. To taka pierwsza sugestia, że nie jest to piwniczka, którą obejrzymy w 5 minut…



Resztki rowerka. Co się stało z pasażerem - nie wiadomo. Nie spotkaliśmy go, acz momentami było takie wrażenie jakby nam deptał po piętach, cichutko coś nucąc. Ale to chyba jednak woda kapała…


Co chwilę pojawiają się jakieś schodki. I gdzie teraz iść? tzn. gdzie najpierw? Żeby czegoś fajnego nie przegapić!



Ten korytarz czuć, że krótki nie jest… Tak nawet po zapachu :) Jest taka specyficzna woń podziemnej przestrzeni!


Pojawia się coraz więcej iście jaskiniowych nacieków. Białych, rudych, mieszanych…



Różniste formy przyjmują…




Oo! Czy to fragment tego, wcześniej napotkanego rowerka? Czy może inny rowerzysta również przepadł tu bez śladu - i tylko tyle po nim pozostało?


Ściany wyraźnie zrobione są z płyt. Nie tylko płytówka na drodze sugeruje, że idziemy w dobrą stronę! Ta ścienna również! :)


I wszędzie coraz więcej wody. Zarówno tej chlupoczącej pod nogami, jak i ściekającej za kołnierz. Póki co jeszcze się nie ubieramy w ciepłe fatałaszki. Póki co grzeją nas emocje i zachwyt!


Tu jakby naciekowe ramki! Chyba woda przesącza się przez łączenia płyt?


Sufity zawierają coraz większy udział kamyków.



A w innych miejscach są jakby ujęte w metalową siatkę, która powoli zaczyna wypełzać spod pokruszonych tynków.



Tu można szybko zmienić poziom zwiedzania ;)


O! Wyjście! Ale nie to nasze - jakieś inne!


Kolejny długaśny korytarz.


I teraz pytanie - to ta sama “ramka naciekowa” co wcześniej czy jakaś inna? Wodzi nas jak na bagnach czy może u nich tu ramek dostatek? ;)



A to za pierwszym rzutem oka myślałam, że jest kapliczką… A to tylko wnęka w ścianie zatkana zbutwiałym, nadpalonym drewnem. I kolorowy kamyczek. Chyba ktoś go pomalował i zostawił, bo raczej nie wygląda na naturalnie powstały naciek.


Gdzieniegdzie sufity stają się czarne…



...a ściany pokryte kropelkami - jak rosa na letniej trawie o poranku!


Albo dla odmiany - sufity karbowane!





Karbowańce nurkują coraz bardziej w głąb chłodnych czeluści i nabierają ciepłych kolorów. Może aby choć wizualnie zrównoważyć spadek odczuwalnej temperatury?


Nie wiem czy to wyszło na zdjęciu, ale ten biały naciek to wyglądał nieco jak postać. Taka wskazująca drogę… I tylko pytanie - czy warto iść za takowymi wskazaniami? ;)


Czy może lepiej za takimi?



I znów schody. I w górę, i w dół… A za chwilę kolejne.




Dziwne nacieki tu występowały. Takie jakby przyklejone do sufitu kuleczki.


I po raz pierwszy w fortach spotykamy drewniane sufity! Bardziej mi przypominają stemplowania gdzieś w starych sztolniach!




Kompozycja kamienno - ceglano - drewniana.


Wnętrza są tak poszarpane i zawiłe, że można się zgubić już po trzecim zakręcie. Kręcimy się więc jak dzieci we mgle, trafiając często w miejsce, gdzie byliśmy już przed chwilą, ale przychodząc z nowej strony albo z tej, z której się najmniej tego spodziewaliśmy. Ale nie przeszkadza nam to, bo za każdym okrążeniem napotykamy coś nowego, coś co poprzednio umknęło naszej uwadze albo wyglądało zgoła inaczej. A może to jednak nie są te same miejsca? Może są tylko bardzo podobne?



Próbujemy też odszukać fort Strubiny D4, ale tam gdzie byśmy się go spodziewali jest tylko chaszcz gigant. Próbujemy się przedrzeć, ale przejścia bronią nie tylko kolczaste rośliny, ale również rozpadliny, rowy i bagienka. I nigdzie nie wyziera ani kawałek betonu. Więc może to nie tu? Może na darmo wyrywamy sobie skórę i włosy? Może jednak ten fort jest zupełnie gdzie indziej? Poddajemy się.. Zabrakło motywacji. I chyba dobrze, bo przy kolejnym forcie spotkamy kolesia, który się ponoć przedarł dużo dalej i też przedsięwzięcie uwieńczone sukcesem nie było...

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz