Miejscem, do którego suniemy tego popołudnia, jest fort XIV Goławice. Został on zbudowany później niż Twierdza Modlin w Nowym Dworze. Miał należeć do zewnętrznego pierścienia fortów, osłaniającego twierdzę przed ewentualnym atakiem.
Fort położony jest między wioskami Goławice Pierwsze i Drugie, na skrzyżowaniu pylistych, polnych dróg wiodących przez płowe uprawy. Wśród tego pojawia się nagle plama skłębionej zieloności. Fort jak nic! :) Przyjeżdżamy tu poniekąd z pewnym cichym planem - noclegu. Nie pamiętam już skąd, ale miałam namiar na to miejsce jako rokujące biwakowo. Na miejscu założenie niestety okazuje się błędne. Miejsce może i fajne na namiot czy ognisko na wędrówce pieszej bądź rowerowej, ale busia to musielibyśmy sobie schować do kieszeni. Albo zostawić na wąskiej drodze, gdzie zapewne z rana śmigają traktory. Ani jedno ani drugie nie nadaje się do wcielenia w życie. Noclegu więc nie mamy, ale mamy fajny fort do zwiedzania. Zawsze coś!
Miejsce jest zarośnięte dorodnym, gęstym chaszczem z dużą domieszką łubinu.
Droga, którą początkowo chciałam jechać busiem, okazuje się być muldowatą ścieżką, zarośniętą zielskiem, które jest wyższe od kabaka i kryje ją całkowicie. Kabak nazywa to “dżungla”. Jest to synonim miejsca, gdzie nie wystaje jej głowa. Często bywamy w dżunglach o tej porze roku ;) Na poniższym zdjęciu zaczyna być widać wyłaniający się fort.
Fort jest betonowy, o dość przestronnych i nieco okopconych wnętrzach, wysokich korytarzach i donośnej akustyce. Przedziwna sprawa - echo naszych kroków jest dużo głośniejsze niż one same!
W środku słyszymy nowy dźwięk. Jakby popiskiwanie? Za każdym kolejnym zakrętem odgłos staje się coraz bardziej wyraźny. W końcu udaje się zlokalizować jego pochodzenie. Na jednej ze ścian wisi kolonia zimujących nietoperzy - jak w MRU! Ale czekaj? Zimujących???? Toż jest czerwiec!!! Kiść nietoperzy widziana z oddali - jest całkiem duża!
Myszory kręcą się, piszczą, szczerzą do nas zęby.
Stoimy chwilę i się przyglądamy. Kabak nie chce odejść, stwierdza, że tu sobie rozłoży śpiworek i będzie nocować. “Takie bunkry to ja lubię i bym zwiedzała codziennie! A nie takie gdzie nic nie ma, tylko jest zimno jakby Buka szła! Albo co gorsze chodzi za nami jakiś pan, wymądrza się i nie pozwala nic dotykać”.
Latają po forcie tylko pojedyncze sztuki. Coś te goławickie nietoperze to leniwce i śpiochy!
Po wyjściu z fortu, już przy busiu, spotykamy miejscowego. Chłopak na rowerze. Wraca z pracy do pobliskiej wsi. Pyta czy zabłądziliśmy, czy w czymś pomóc. Nie wierzy, że mogliśmy przyjechać tu specjalnie. Jak już temat schodzi na fort pyta czy widzieliśmy zdechłego dzika. Nie!!! No to zwiedzanie fortu do powtórki! Najprawdopodobniej ów dzik zwiedzał bez latarki i znalazł niespodziewanie studzienkę, do której wleciał. Nie wiem czy się zabił od razu, czy nie umiał wyjść? Jedno jest pewne - został już tam na stałe i się zmumifikował.
Wracamy. Idziemy dokładnie według wytycznych miejscowego. Jest!!!!! Kurde - jak po sznurku. Nie pamiętam, kiedy ktoś tak dokładnie opisał nam drogę, każdy kamień, każdy zakręt czy plamkę na ścianie. Oczywiście byliśmy już w tym pomieszczeniu poprzednio... Ech... ile to miejsc i ciekawych artefaktów człowiek przegapi na swojej drodze z nieświadomości. Być w jakimś miejscu to dopiero połowa sukcesu. Drugie, to wiedzieć gdzie patrzeć…
Chyba nie tylko ten jeden dzik tu skończył swój marny żywot….
No i mamy jeszcze misję do wykonania na resztę wieczoru. Wytłumaczyć kabakowi, czemu źli rodzice zdecydowali nie zabrać dzika na pamiątkę. Dlaczego truchło dzika to jednak co innego jak korzeń, muszla czy szyszka. Że zasuszony baldach barszczu Sosnowskiego czy kitka palmowa - tak, a zasuszony dzik - nie. Że jelenie czachy z rogami wiszą u babci w salonie, ale tej mumii nie chcemy u nas na ścianie. Że matka chrzestna z radością i dumą zaniosła do samochodu znalezioną na poboczu czachę, ale ten przypadek jest nieco inny.. Ostatecznie sama dochodzę do wniosku, że granica pozyskiwania fantów jest bardzo labilna i niekoniecznie zawsze oparta o żelazną logikę… A dzieci jak widać poszukują konsekwencji, o którą nieraz nie tak prosto…
cdn
"Wytłumaczyć kabakowi, czemu źli rodzice zdecydowali nie zabrać dzika na pamiątkę." - kiedyś musieliśmy zawieźć do domu zdechłą rybę w ramach pamiątki. Cud, że nie znaleźliśmy wtedy dzika, bo w lepszym przypadku kopalibyśmy my grób, a w gorszym targali do domu. ;)
OdpowiedzUsuńA ta zdechła ryba to był szkielet czy taka z odpadającym mięsem?
UsuńP.S. Chyba jestesmy jednak złymi rodzicami bo chyba zdechłej ryby bysmy tez nie zabrali ;)
Taka świeżo zdechła na szczęście, jeszcze bardzo nie śmierdziała. W domu poszła do słoika, na balkon, a potem po cichu do śmietnika. ;)
UsuńA to jeszcze nienajgorzej jak taka trzymająca się w jednym kawałku! :)
Usuń