środa, 18 sierpnia 2021

Sowy i żmije czyli poszukiwanie miejsca ze snu ;) (2021)

Pewnej nocy przyśniła mi się wieża. Taka z gatunku widokowych, stojących na jakimś olesionym pagórze. Ta ze snu nie była typowa. Była wykonana z malowniczo pordzewiałego metalu, którego ciepły, rudy kolor fajnie komponował się z zielenią okolicznych drzew. Ja siedziałam na jej szczycie, wystawiałam pysk do słońca, a wiatr rozwiewał włosy i wypełniał całą okolicę skrzypieniem konstrukcji.

Miły to był sen i jego wspomnienie nie dawało mi spokoju. Gdzie ja u licha znajdę taką wieżą? Teraz chyba większość robią drewnianych, w Sudetach to chyba głównie królują kamienne, a poza tym ludzie teraz walczą z rdzą jakby dostali sraczki.

Co ja się naszukałam tej wieży! Ta z Helu by się nadawała, ale z niej widać morze a nie góry. Ta z Ostrej Góry pasowałaby idealnie, ale tam nie wlezę na górę po samych kątownikach, już nie wspominając o kabaku. Poza tym też nie do końca taka… A może to nie punkt widokowy tylko jakaś przeciwpożarowa? Albo masztu szukać? Już zaczęłam wierzyć, że ta wieża istnieje tylko w mojej wyobraźni. W końcu spłynęło na mnie olśnienie. A Kalenica? Byłam tam już wprawdzie, ale kilkanaście lat temu i zupełnie nie pamiętałam materiału budulcowego. Ale widać w zaułkach pamięci pozostał ten metaliczny świst wiatru…

Na wycieczkę wyruszamy w pewne sierpniowe okołopołudnie. Na przełęczy Woliborskiej stoi tylko kilka samochodów co wydaje się rokowac dobrze na powodzenie dalszego planu, zakładającego biwak gdzieś na trasie. Na przełęczy pojawiła się całkiem solidna wiata, którą kiedyś można by użyć w celach noclegowych.



Na niektórych parkingach stawiają kibelki - tu ograniczyli się do kartki, uważając, że to rozwiąże problem i po przeczytaniu spłynie na ludzi zatwardzenie ;)


Zatem ruszamy!


Widoków to się dzisiaj specjalnie nie naoglądamy. Dzień jest niby pogodny, ale w powietrzu wisi jakaś mgła, pył, szlag wie co to jest, ale wszystko wygląda jak przez brudną szybę. Pewnie to smog, który już teraz się zwiedział, że się zbliża sezon grzewczy, źli ludzie będą palić węglem i postanowił zawczasu rozpełznąć się po okolicy.

Pozostaje się więc napawać widoczkami, które są blisko. Np. część drzew dostała wysypki albo może pozazdrościła muchomorom?


Fajny deseń na przekroju drzewa! Jakby pociąć w plasterki to była super ozdoba na ściane!


Stan drogi wskazuje na postępującą suszę i notoryczny brak opadów.


A tutaj chyba został uwieczniony moment wyżerania malin.


Czasem błyśnie gdzieś między drzewami jakiś pagór, dzięki któremu możemy choć na chwilę poczuć, że nie jesteśmy w lesie pod Oławą ;)



Na Wigancickiej Polance jest całkiem miłe miejsce ogniskowe.


Leśnicy zadbali również o plac zabaw dla dzieci.


A na wypadek deszczu można się schować pod grzybnym parasolem ;)


Fajne są zbocza góry Popielak. Las tu staje się bardziej mroczny, taki trochę jakby bardziej drapieżny! I to dosłownie! Mnie się udało podrzeć spodnie, a kabakowi gałąź wyrwała pęk włosów!






Jest też pojedynek na znalezione siekierki!


Akuku!


Na Bielawskiej Polance stoi całkiem miła wiata.


Kabak wymyśla sobie kolejną zabawę - nie można iść po ziemi a tylko po kamieniach i korzeniach. Potem gra ma jakieś dodatkowe etapy - typu lewą nogą można tylko stąpać na kamienie, a prawą na korzenie albo odwrotnie, a jak kamień jest omszały a się go dotknie to trzeba wracać na miejsce startu (ratunku! mam nadzieję, że nie na przełęcz Woliborską! ;) )


Na Kalenicy zderzamy się z tłumem walącym od strony przełęczy Jugowskiej. Trochę więc musiałam poczekać, żeby zrobić zdjęcia bez rąk, nóg i psich ogonów w obiektywie.




No a wieża...nosz kurde! Jest własnie taka jak miała być! Dokładnie taka!


Świszcząca, pordzewiała - jak wieża z mojego snu! :) Wyłażę na szczyt. Słońce grzeje w pysk, wiatr rozwiewa włosy… Wszystko się zgadza! :)




A widoczki jak wspominałam już wcześniej - cholernie zamglone…



Idziemy jeszcze poskakać po pobliskich skałkach. Na mapie podpisali je Słoneczne Skałki i Dzikie Skały.



Na szczycie jednych z nich jest wyraźnie nienaturalnie powstały otwór i jakiś metalowy zawias.



Na drugim jest tablica pamiątkowa.


Las na zboczach Kalenicy jest omszały, rosochaty i powykręcany, drzewa łapią się skał i nieraz zastygają w nietypowym krzywym położeniu.








Gdy robię zdjęcia zaczepia mnie jakiś facet. “Co pani tu tak zapamiętale fotografuje?” “Drzewa” - odpowiadam - “Ładny las tu jest”. Facet prycha: “Ładny? Ohydny! Jak z horroru! Powinni go wyciąć i posadzić nowy, porządny, równy. Żeby turyści się nie bali jak tu idą wieczorem!”. “Nie chcę pana martwić, ale to drzewo się na pana patrzy! I nawet się oblizało!” - wskazuję palcem na jeden z konarów. Facet się oddala pośpiesznie - nie wiem czy bardziej sie na tym etapie boi drzewa czy mnie ;) Czy chodzi o histeryczne wrzaski jego żony, która właśnie odkrywa że coś zgubiła. A przed chwilą miała to w ręce!!! Aaaaaaa!
(A drzewo uśmiecha się tajemniczo i chowa coś do dziupli ;)

Na Kalenicy są dwa miejsca ogniskowe i wiata, ale nocleg tutaj raczej odpada - zadepczą nas!

Trzeba spinkalać ze szlaku. Odbijamy na Żmij. Mam nadzieję, że ta nazwa nie jest bardzo zobowiązująca, a przynajmniej, że gadziny o tym nie wiedzą ;)

Tu od razu jest lepiej. Długo się wahamy czy osiedlić się przy skałkach porastających niewielki żmijowy szczycik (od dawien dawna marzy mi się nocne światło ogniska odbijające się w skałach)




czy może na skraju widokowej, płowej łączki? W końcu łączka wygrywa. Tu jest cieplej, miejsce jest miło nasłonecznione, a od skał ciągnie chłodem i wilgocią. Trza korzystać z uroków lata póki jeszcze z nami jest!



Od godziny 16 do 11 rano przewija się tu kilkanaście osób. Większość z nich zachowuje się normalnie: przywita się, zrobi zdjęcie widoczku, przysiądzie się na chwilę do ogniska, powie kurtuazyjnie coś o pogodzie czy pięknie gór, usmaży kiełbaskę, siądzie na beli i wypije browara wgapiając w zamgloną dal. Oprócz jednego gościa. Ten przychodzi, mówi “dzień dobry” i siada dosłownie 2 metry od nas, mimo że ma do wyboru całą łąkę. Wręcz muszę odsunąć karimatę bo władował na nią buty. Nic ze soba nie ma, ani torby, ani nawet małego plecaczka. Zagadany odpowiada zdawkowo w stylu “yhy”. I siedzi tak godzinę i się na nas gapi. Trochę nie wiemy co robić - czujemy jak w teatrze z jednym widzem o karcącym spojrzeniu. A może trzeba pilnować plecaków bo koleś czeka na dobry moment aby coś zajumać? Czasem coś patrzy w telefon, czasem wzdycha, ale głównie tępo się w nas wlepia. Zombiak jakiś normalnie! Już nawet rozważamy zmianę miejsca biwaku - no bo co? Przyjdzie wieczór, zaczniemy stawiać namiot - a ten posąg w przedsionku? Nosz kurde, strasznie irytujący osobnik! W końcu po chyba półtorej godzinie bez słowa wstaje i sobie idzie. Oczywiście znowu potykając się o naszą karimatę.

Reszta popołudnia i wieczoru mija spokojnie i sympatycznie. Na wgapianiu się w widoczek, który z wieczora staje się ciut bardziej wyraźny.


W dole widać zabudowania chyba Jugowa.


Na pieczeniu w ognichu kolejnych smakołyków.


Na rozmowach z Andrzejem i Natanem, którzy śpią gdzieś niedaleko w hamakach wśród skał i zwabił ich dym rozpalonego ogniska. Opowiadamy im o zombiaku, a oni zaczynają się wkręcać, że pewnie on już siedzi między ich hamakami i przewierca je wzrokiem.

Muminkowe herbatki najlepiej smakują z muminkowego kubeczka! :)


Hitem zabaw kabaczych są te “w rurce”. Karimata jest domem, samolotem, wyrzutnią rakiet i czymś chyba jeszcze.



A! I jeszcze dachem, gdy powiewa na wietrze! :)


Namiot stawiamy nieco bardziej w krzakach. Na wypadek jakby zombiak jednak wrócił i usiadł swoim zwyczajem centralnie przed wejściem. Coby się nie potknąć idąc nocą do kibla. Poza tym jakoś zawsze mam w Polsce podświadomą potrzebę ukrywania się z noclegiem.






Kolejnego dnia, na powrocie, zawijamy jeszcze nad jeziorko koło Dzikowca. Podejrzewaliśmy je o walory kąpielowe, ale niestety całe zarosło tłustym glonem.



Są na nim pozostałości metalowego pomostu. Obecnie używają go głównie kaczuchy.




Zajeżdża się tu sympatycznymi, pylistymi drogami.




A na owe drogi czasem wybiega polne ptactwo! :)



Gdzieś tu spędzamy kolejny biwak.



Obie z kabakiem robimy użytek z wrotyczu ;)



A poranek funduje nam pokaz mgieł! Coś cudnego, ale mającego już w sobie z lekka jesienną melancholię...




9 komentarzy:

  1. Wieża na Kalenicy z każdym rokiem wygląda coraz gorzej i się zastanawiam kiedy się zacznie sypać i ją zamkną.

    Żmij jest fajnym miejscem, też mam go w planie na biwak z ogniskiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie mam wrazenie, ze wieza jest calkiem solidna i postala by zapewne jeszcze kilkadziesiat lat. Acz ostatnio sporo osob przywiązuje ogromną wagę do estetyki i stylizowania by wszystko wyglądało jak nowe - a rdza czy inna oznaka patyny wywołuje ataki paniki. Wiec szansa na zamkniecie jest duza! Byle tylko zamknęli tak jak ta na Mogielicy - szczupła osoba prześlizgnie sie przez zasiek bez problemu - a u gory wystarczy uwazac na deski i stawiac nogi na belkach nośnych (cos co dla milosnika zwiedzania opuszczonych strychow jest rzeczą naturalną ;)

      Usuń
    2. A Żmij jest rewelacyjny! Jesienią musze tam wrocic na ognisko wsrod skałek!

      Usuń
    3. Jednak niektóre metalowe płyty już teraz wyglądają tak, że zastawiam się czy jak stanie na niej cięższa osoba, to czy się nie połamią ;) Bo to, że da się tam wejść, to oczywiste. Tyle, że to jako obiekt ogólnodostępny, ma być bezpieczne dla wszystkich, także dla nieświadomych zagrożeń ;)

      Usuń
    4. Wiec zamiast zamykac czy remontowac mozna by powiesic tabliczke "Wieża w kondycji średniej, wstęp na wlasną odpowiedzialnosc". Tym samym uświadomi sie nieświadomych, wyjdzie tanio, a wieża pozostanie klimatyczna dla chętnych by podjąć to ambitne i mrożące krew w żyłach wyzwanie skorzystania z niej :)

      Usuń
    5. Czasem tak robią, tylko tabliczki noszą tekst: "Wstęp wzbroniony" :D

      Usuń
    6. Taaaa... W obecnej Polsce tabliczka "Wstęp wzbroniony" oznacza - "Chodz, tu jest cos ciekawego!". Bo jak nie wieza to bunkier, jak nie bunkier to kamieniolom albo opuszczony palac!". A "zakaz kapieli" zazwyczaj oznacza popularne i fajne kapielisko. Ot taka nowomowa, ktos niebywały moglby nie zrozumiec ;)

      Usuń
  2. Wyciąć ten ohydny las i zasadzić nowy, równiutki, żeby turyści się nie bali. Geniusz wszechczasów i wszechświata, aż serce rośnie. Jeszcze żeby rzeki wyprostowali bo one tak chaotycznie meandrują, Może to było romantyczne przed wojną, ale teraz jest XXI wiek no i jesteśmy w Unii.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokladnie! To ten był ten typ. Wszystko co odbiega od świata z klocków Lego jest złe. Kąty mają być proste i koniec!

      Pozdrowionka dla wszystkich miłosników chaotycznych meandrów! :)

      Usuń