czwartek, 29 kwietnia 2021

Na skraju urwiska czyli ruiny ośrodka wypoczynkowego w Paczkowie (2021)

Odwiedzaliśmy wiele różnych opuszczonych ośrodków wypoczynkowych, ale ten w Paczkowie, mimo już dość marnego stanu zachowania, zrobił na nas szczególne wrażenie. Może dlatego, że był totalnie inny od poprzednich i całkowicie niepowtarzalny?

Zaczyna się klasycznie. Wąska droga, wysadzana starymi latarniami, wyłożona połamanym asfaltem nurkuje w lasy. Klasyka gatunku. Dzień jak codzień…


Ale nie… czekaj! Nie wszędzie w takich miejscach wiszą na drzewach dziecięce rajstopki!


Kabak jest z lekka zaniepokojony ;) “A jak tu są wilki? I z poprzedniego dziecka zostały tylko nóżki? Próbowało uciec na drzewo, ale nie pomogło?”. A potem sama się śmieje z tej opowieści i twierdzi, że powiesi takie rajstopki na podwórku w przedszkolu i będzie straszyć koleżanki! ;)

Tutejsze zagajniki porasta bluszcz. Podobnie jak to bywa na starych cmentarzach.


Dziś ruszamy w sporym gronie. Nie dość, że jest z nami Krecik - to jeszcze Dysek! Oba ciekawsko wystawiają ryjki z plecaka! Każdy chce aktywnie uczestniczyć w wycieczce!


Mijamy stróżówkę, wchodzimy na dawny ogrodzony teren. Jak tylko przekraczamy bramę uderza woń spalenizny, połączona z ciepłym aromatem budzącej się do życia wiosny. Ciekawy mix...



Jedną z niewielu pozostałości dawnego ośrodka jest huśtawka. Próbuje wkręcić kabaka, że huśtawki też poobgryzały wilki, ale kabak mierzy mnie spojrzeniem bez szacunku i cedzi przez zęby: “chyba raczej złomiarze”. No tak.. Kubeł zimnej wody na głowę - “Halo buba! Czas płynie! To już nie bobasek, któremu można opowiadać bajki…” ;)


Huśtawka taka trochę niekompletna, ale wciąż nadająca się do użytku! Przynajmniej jeden jej kawałek.



A co! Mnie się też coś od życia należy! :)


Główny plac obiektu (a może to jakieś dawne boisko?) porasta rudy mech. A może był niegdyś normalnie zielony, ale zrudział po pożarze?


Na terenie stoi też coś, co być może było kiedyś jakimś pomnikiem?


Jak już o pomnikach mowa - to po przeciwnej stronie placu stoi coś, co pomnikiem zdecydowanie jest. I to całkiem wiekowym bo z I wojny.



A dalej prowadzi taka oto aleja. Dokąd może wieść taka malownicza droga?


Ano na skraj… urwiska! Tak, urwisko to tu mają solidne! Spory kawałek skarpy wziął się i urwał, aby wyruszyć na spotkanie z nurtami Nysy Kłodzkiej. Czy to była przyczyna końca tego ośrodka? Czy musieli go zamknąć bo w czasie jakiejś powodzi połowa zabudowań im runęła w przepaść?



Przyczepiony do skarpy pozostał jeden budynek, a raczej jego fragment.


Tu zdania w ekipie są jednogłośne - to dobre miejsce na herbatkę i ciasteczka!




Schody na taras…


Idąc dalej w las wciąż widać kawałki obwalonych budynków. Acz z tych zostało już dużo mniej.


Drzewa się twardo trzymają! Pazurami! Yyy… tzn splątanymi korzeniami, wyglądaącymi jak gigantyczne węże!


Jest jeszcze jeden budynek, ale w środku nie ma nic ciekawego.


No może tylko z lekka psychodeliczne malunki ścienne?



Nie zostajemy tu na nocleg, mimo nalegań kabaka. Jakoś nie czułabym się tu komfortowo. Nocami przepaście zasysają mocniej ;) To w Lebiediwce, na wysokich klifach nad Morzem Czarnym, miejscowi nam opowiadali lokalne legendy. Że tak jak są “utopce”, które w mgliste noce wciągają nieostrożnych w mroczne głębiny - to jest i rodzaj zombiaka, który potrafi zepchnąć z urwiska. Zwali je tam “uszeliaki” czy jakoś tak.

Nie wiem czy uszeliaki występują również w Paczkowie i jak się je nazywa w gwarze opolskiej, ale na nocleg jedziemy nad Jezioro Nyskie. Zwłaszcza, że mamy jeden “plan”! :D

Buba jako bardzo początkujący wędkarz - odsłona nr 1!


Pierwsze osiągnięcia to jeden haczyk urwany w szuwarach i drugi zaplątany w krzak. Jeden połamany spławik (chyba kabak wdepnął w torbę ;) ) Połowu brak.. Tzn. nie, przepraszam! Był połów! Za pomocą podbieraka wyciągnęliśmy utopca - upiorną laleczkę, z lekka już nadgryzioną przez ślimaki... ;)



Grunt to się dobrze bawić i umieć śmiać z siebie samego - co właśnie czynimy!


Zbiór opału przebiega sprawnie. I zapalczywie! ;)


W dali majaczą ośnieżone jeszcze szczyty gór.



Tu, nad jeziorem, kwietniowy wieczór jest wyjątkowo przyjemny i ciepły…





Śniadanko zjadamy w busiu bo się rozduło tak, że wiatr nam zdmuchuje kanapki z talerza! ;)


Leniwy poranek wśród łanów kwitnących zawilców.



Wiatr się wzmaga - i fale zaczynają zbliżać się do drogi wyjazdowej… ;) Ale ostatecznie podmyły ją tylko częściowo, więc tym razem szczęśliwie nie przyszło ugrzęznąć.


środa, 28 kwietnia 2021

Bunkry przy zaporze w Otmuchowie (2021)

Bunkry przy zaporze na zbiorniku Otmuchowskim należą ponoć do “Linii Nysy”, która miała być przedłużeniem “Linii Odry”. Zbudowali je Niemcy w latach trzydziestych, jakoś w podobnym czasie jak pobliską tamę i zbiornik. Czy owa “Linia Nysy” ma jeszcze gdzieś w rejonie swoich przedstawicieli - tego już nie wiem.

Bunkierki są niewielkie i siedzą sobie w bardzo sympatycznym parku miasta Otmuchów, który jest położony nad Nysą Kłodzką. Park nam bardzo przypadł do gustu, bo są w nim drzewa - co wydawałoby się rzeczą logiczną, ale niestety w dzisiejszych czasach tak nie jest. W wielu parkach występuje przede wszystkim beton i latarnie, więc tutaj mamy przyjemną odmianę.


Aby dostać się do parku najpierw musimy przejść pod mostem. Zwykle to przechodzi się górą mostu aby pokonać rzekę, ale jako że tym razem przekroczyć chcemy drogę - to wykorzystujemy most w sposób dość niestandardowy. Pod mostem jest sympatyczny, zaciszny zaułek, co widać często wykorzystują miłośnicy biesiad czy mniej lub bardziej romantycznych schadzek.



Dalej suniemy już wspomnianym wcześniej parkiem, którego miłą atmosferę potęguje fakt nadejścia wiosny i pierwszego, ciepłego weekendu (jak się później okazuje również ostatniego ciepłego na długi czas, ale tego póki co nie wiemy ;) Póki co wydaje nam się, że zimne dni odeszły, kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają, a my jeszcze bunkry idziemy oglądać - żyć nie umierać! :)

Pierwszy okaz namierzamy takowy - wkomponowany w górkę.



Zwiedzanie wnętrz jest utrudnione ze względu na zalegającą w środku wodę. Włazić i moczyć butów nam się nie chce. Zaglądamy tylko przez drzwi i okienka, a biorąc pod uwagę gabaryty obiektu - to większość wnętrz w ten sposób i tak zobaczyliśmy.



Obok stoją ocembrowane betonem pniaki. Ciekawe czy obudowywali betonem istniejące drzewa czy takowe później się zasiały w studzienkach?


Zagospodarowanie parku przewiduje legalne miejsca ogniskowe. Wygląda to nieco upiornie, no ale ostatecznie chyba lepiej niż tabliczka z zakazem. Przynajmniej ktoś zauważył, że jest taka potrzeba…


Sympatyczniejsze miejsce ogniskowe można znaleźć przy kolejnym bunkrze. Miejsce jest wyraźnie zagospodarowane przez miejscowych - są ławeczki, a nawet kolorowy pasiasty stolik z grubego pniaka. Fajne tu jest w tym Otmuchowie, że każdy bunkierek jest inny! Ten np. jest ceglany!


W różnych schowkach można odnaleźć przydatne sprzęty!


Przy otworach wejściowych są metalowe klamry prowadzące na dach, co oczywiście niektórzy muszą wykorzystać.




W środku czysto, jakby ktoś przed chwilą pozamiatał.


I dużo się zachowało niemieckich napisów na ścianach.







Ostatni bunkierek jest chyba najciekawszy - bo taki inny od wszystkich, które miałam okazję kiedykolwiek napotkać. Cały wykładany kamieniami!






Na jego dachu można się rozsiąść, wyłożyć i delektować widokiem na rzekę.




W środku też sporo napisów i dokładnie widać dokąd nieraz dochodzi poziom wody.






Malownicza przyzawiasowa kompozycja rdzo - pajęczyn! :)



Więcej bunkrów w okolicach nie znaleźliśmy. Może gdzieś coś jeszcze po krzakach siedzi??