George Orwell "Rok 1984" : "Wszystko, oprócz pracy było zakazane: spacery po ulicy, przyjemności, taniec, śpiew, spotkania towarzyskie. Wszystko było zakazane".
Szukamy nieco na oślep, a i tak trafiamy do tej samej klimatycznej spelunki co 5 lat temu. Wtedy też napatoczyliśmy się tu przypadkiem. Miłe miejsce, sympatyczni ludzie, ciekawe pogawędki. Acz atmosfera smutku i bezsilnej złości unosi się w powietrzu. Trudno się zresztą dziwić. Gdyby istniało coś, co żywi się wyłącznie złą energią - to w tym roku by utłusło jak świnia…
Nocne miasto przemierzane z nowymi znajomymi. Wszędzie osiada mokra mgła. Przenikliwe zimno kąsa jak pies. Koniec października u podnóża gór rządzi się swoimi prawami..
Robimy rozeznanie na przyszłość. Od jutra będzie się piło tylko po bramach i melinach. U Heńka (imie celowo zmienione na potrzeby relacji) nie ma szyldu ani kasy fiskalnej. Jest tylko beczka. “Heniek partyzant” przetrwa więc dłużej… Chyba, że sąsiad ormowiec doniesie… Wtedy pozostanie już tylko “Górka”. Czym jest owa górka? Nie wiem. Tego już mi nie powiedzieli. Trudno się dziwić. Znają mnie tylko kilka godzin…
Poranek snuje się mgłami wśród niewysokich górek nad Lubawką.
Nasz PTSM oświetlają ciepłe promienie, sugerując, że szykuje się piękny i ciepły dzionek.
W kuchni wyczajamy kolejną lodówkę do mojej kolekcji zabytków techniki :)
Dziś suniemy najpierw na Kruczą Skałę.
Próbowaliśmy tam wejść już 10 lat temu snując się po okolicy z Tomkiem i Anią, ale jakoś nas wtedy tak zdryfowało, że przeszliśmy u podnóża. Główny cel wycieczki był inny, więc nie zapodawaliśmy korekty. Teraz jednak zdecydowanie chcemy poczuć skałkę pod stopami.
Domki utopione w kolorach na zboczach Świętej Góry.
I sama ona. Święta Góra.
Góra pełna kaplic. Czy wciąż opuszczonych, pełnych wiatru? Tak jak pewnej bardzo śnieżnej zimy, gdy włóczyliśmy się tu z Klimkiem?
Widoki na Lubawkę.
I widoki na skałkę - dowód, że tym razem udało się tu wyleźć ;)
Naskalna ławeczka. Całkiem dogodne miejsce popasowe. My akurat nażarci po śniadaniu, więc tutaj tylko herbaciany popój.
I kolejna skałka.
Mało ludzi dziś napotykamy na trasie. I zabawnie wychodzi, bo chyba na 7 spotkanych osób - to 6 było znajomych. Tu np. ekipa z Grupy Biwakowej i wspólna fota na pamiatkę! :)
Kolorowe lasy w dolinie za urwiskiem.
Tuptamy dalej, mijając np. ciekawe grzyby.
Wiata na Rozdrożu Trzech Buków. Mało spokojne miejsce, roztrajdane przez drwali.
Próbujemy szukać skałek na Golicowej Kopie, ale gdy dwa razy prawie rozjeżdża nas zrywkowa “pszczółka” dajemy za wygraną. Dziś widać nie jest na to dobry dzień!
Wiata na Krzyżówce BHP (skądinąd ciekawe skąd taka przedziwna nazwa??). Gdzieś od tego momentu wędrujemy z tą oto przepiękną pamiątką. Trzeba sobie radzić jak zamknęli siłownie ;) Noszenie drewna po górach też wzmacnia ręce ;) Proste, łatwe i bezpieczne - tylko ciuchy nieco uwalane żywicą ;)
Dalej suniemy gdzieś w rejonie Owczej Głowy, Pośredniej, a potem odbijamy na szlak graniczny, którym mamy plan wrócić do Lubawki. Tutaj nie spotykamy już kompletnie nikogo, oprócz Czechów masowo przelatujących nad głowami na paralotniach i innych balonopodobnych konstrukcjach. Chcielismy iść na Kralovecki Spicak, ale po tamtej stronie granicy zamordyzm ponoć jeszcze gorszy niż u nas.. Odpuszczamy zatem dalekie zagraniczne wojaże… Jeszcze nas ześlą na przymusowe roboty do kamieniołomów czy co tam teraz jest modne w środowiskach władz, które poczuły zew… Tak… Świat staje na głowie… Kumpel mówił, że dziś w Karkonoszach działy się rzeczy niesłychane! Najstarsi ludzie czegoś podobnego nie pamietali, a mózg lasował się od samych prób wyobrażenia sobie tej sytuacji! Czesi do Polski na piwo przychodzili! Bo polskie schroniska jeszcze działały a czeskie juz nie!
No ale wróćmy do gór. Jedna przyroda ma wyrąbane na wszelakie idiotyzmy! Tylko w niej można znaleźć prawdziwe ukojenie… Szum płowych traw, szelest kolorowych liści, mech, grzyby, kołyszące się na wietrze pnie drzew…
Czerwień owocków wdeptanych w ścieżynę...
Zieleń omszałych pni...
Mgła przyczajona w gęstwinie…
Samotność na pobojowisku…
Przystanek na leczo z termosa!
Wykopany słupek graniczny. Jak widać “korzeń” jest prawie wielkości “części właściwej”. Ktoś go przygotował aby zabrać sobie na pamiatkę? Czy może ktoś ma ambitny plan powiekszenia terytorium, któregoś z krajów?
A tu słupek ze znaczkiem koniczynki i tajemniczymi literami.
Widokowe polany…
I kręte stokówki..
A to chyba Czerwone Skały na zboczach Polskiej Góry.
Gęste zarośla…
A w nich kryją się poręcze.. No tu to się ich nie spodziewaliśmy!
I widoczek z oporęczowanej skałki.
A gdzieś tam, w stronę zbiornika Bukówka, pójdziemy jutro!
Słupek z ekranikiem…
W rejonie Sępiej Góry.
Czy każdy jak robi zdjęcie ma taką durną minę?
Ścieżki w dół nie znajdujemy. Według mapy powinna być, ale wszędzie wokół jest tylko skarpa. Słońce niedługo zajdzie.
Do Lubawki jest blisko, ale nieco pionowo…
Kilka razy zaliczamy turlanie z uciekającymi spod stóp kamieniami czy pniakami drzew, które nie okazały się być tak pewnym oparciem jak nam się złudnie wydawało.. No co? Czasem człowiek się rozkojarzy zamiast pod nogi patrzeć - ale cóż robić? Takie widoki chyba mogą to usprawiedliwić?
Rozważamy, gdzie zadzwonimy po teleporadę jak połamiemy nogi ;)
A tu już widoki u podnóża urwiska, które jednak szczęśliwie udało się pokonać bez szczególnych obrażeń. Siniaków jak pięści na odwrotnej stronie nie liczę ;)
Snują się dymy...
Dobrze, że na takie urwisko nie przyszło nam trafić! To już by trzeba się zwrócić o pomoc do braci Czechów na swoich podniebnych pojazdach! ;)
A wieczorem ognisko! Pieczemy kukurydze z żarze! :)
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz