Teren, gdzie spędzimy dzisiejszy wieczór i noc - to stara, nieczynna już żwirownia. Trzeba więc nieco uważać, aby w jaką jamę nie wlecieć ;)
Najfajniejsze części żwirowni są oczywiście tam, gdzie dawne wyrobiska zalała woda. Ot i busio nadwodny. I ten jego totalnie niemaskujący kolor… Śmiejemy się, bo wtedy gdy go kupowaliśmy, był jeszcze jeden alternatywny egzemplarz, spełniający nasze wymogi…i tamten był... żółty!!! ;) Chyba jeszcze gorzej? (acz tamten to może model jesienny?) Może my go jednak przemalujemy?
Gdy zatrzymywaliśmy się na nocleg nad jeziorkiem, wydawało nam się, że będzie tu normalnie, jak zawsze. Że podkładem dźwiękowym wieczora i nocy będzie jedynie śpiew ptaków i szum wiatru. Jak to się czasem można zdziwić ;)
Gdy idę zbierać chrust na ognicho, słyszę wystrzały. Myśliwi? Na wszelki wypadek nie wchodzę do lasu, zbieram patyki na odkrytym terenie. Bo a nuż przypominam nieco dzika? Wsłuchuje się w dźwięki niosące się od strony lasu.. Tylko… co? myśliwi zapodawali by serią? I to tak raz po raz?? Gdy ognisko już płonie zaczyna być słychać wybuchy. Jakiś kamieniołom by tu mieli? Ale tak wieczorem prace prowadzić? A może idzie burza? I znów tłucze raz po raz.. W końcu spływa na nas olśnienie ;) Do granic poligonu mamy chyba kilometr… I fakt, włóczyliśmy się w tych terenach nie raz, ale nigdy w środku tygodnia. Do snu gra nam więc różnoraka kanonada, ale przynajmniej jesteśmy już spokojni :)
Na zdjęciach fajnie wychodzą te momenty, gdy czarne, skłębione chmury nagle podświetli słońce (o ile zdąży się na czas wyjąć aparat). W rzeczywistości są one mniej malownicze... Człowiek siedzi i się zastanawia - doleje nam czy nie doleje? ;)
“O tam wyleze!” - czyli dziecko nadrzewne!
Miło czas płynie przy ognisku, wędząc się w dymie, bujając w hamaku i podpiekając kolejne smakołyki!
Noc nastaje przepięknie księżycowa. Pełnia dzisiaj. Na niebie wszędzie chmurki z gatunku “kwaśne mleko”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz