piątek, 21 lutego 2020

"Galeria Sztuki Naiwnej" (2019)

Jakoś nigdy nie byłam specjalną miłośniczką sztuki. Zwykle rzeczy charakteryzowane tym określeniem kompletnie nie wpadały w moje gusta. “Galeria sztuki” - gdzie trzeba było się gapić na obrazy czy rzeźby (i jeszcze za to płacić) wiały dla mnie nudą i beznadzieją. Dotyczyło to zarówno sztuki nowoczesnej (gdzie kupa zrobiona na środku kartki była ponoć arcydziełem godnym poświęcenia uwagi), jak i sztuki klasycznej. Nigdy nie przemawiały do mnie tłuste amorki wpierdzielające winogrona, jabłka na talerzu (brzydsze niż u mnie w kuchni) ani jakieś sceny batalistyczne, przed którymi wszyscy mdleli z zachwytu. A przynajmniej udawali, że mdleją, bo przyjęło się, że jak ci nie odpowiada przyjęty i narzucony odgórnie kanon piękna - to znaczy żeś prostak i cham. A ludzie zazwyczaj lubią być fajni, lubią być uważani za kulturalnych i obytych w świecie, więc wszyscy zwykle pod tymi obrazami czy rzeźbami cmokali z mniej lub bardziej dobrze udawanym zachwytem. Ze szkolnych lat pozostało mi w pamięci ślizganie się w przepastnych korytarzach takich ekspozycji oraz kolektywne podpijanie jakiejś flaszeczki w kiblu, aby choć trochę osłodzić sobie te masakrycznie nudne chwile…

Dziś wybrałyśmy się z koleżanką na wycieczkę, celem zwiedzania zaułków Górnego Śląska. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy Karolina zaproponowała zwiedzenie “galerii sztuki”! Na usta pchało mi się coś w stylu “ale k… dlaczego????” Udało mi się nic nie powiedzieć, ale przypuszczam, że na gębie miałam wypisane całkiem dużo ;) No kurde… Mieliśmy zwiedzać rozwaliska, ruiny i zakazane dzielnice, pogoda jest piękna, przyświeca lipcowe słoneczko - a my pójdziemy się gapić na jakieś obrazy pod dachem??? Cały dzień psu w d…! No ale dobra. Karolina dziś jest “organizatorką wycieczki” i skoro jej na tym zależy - to ok… Poza tym pojawiła się jakaś nutka ciekawości - w końcu Karolina ZAWSZE zabierała mnie wyłącznie w ciekawe miejsca…

Samo miejsce owej “galerii” już z lekka napawało optymizmem - stare poprzemysłowe budynki. Odnowione wprawdzie, ale zawsze coś.

I powiem tak… Ciężko się przyznać przed samą sobą do pomyłki, do złego oszacowania sytuacji i do tego, że dotychczas g… się wiedziało o świecie… Bo miałyśmy tam być chwilkę, a minęło chyba parę godzin… A pozostałe punkty zwiedzania zeszły jakoś na dalszy plan… Miejsce okazało się być na tyle ciekawe i przede wszystkim inne od wszystkiego co do tej pory widziałam, że ten fragment dzisiejszej wycieczki zdecydowanie najbardziej zapadł mi w pamięć.

Miejsce to nazywało się “Galeria Sztuki Naiwnej”. Nie jest to coś stacjonarnego, to wędrowna kolekcja przemieszczająca się tu czy tam. Teraz na miesiąc czy ileś tam osiedliła się na Śląsku.. I co ciekawe - marzyły mi się na dzisiaj prawdziwe klimaty Śląska z dawnych lat - okopcone podwórka, żulerskie zaułki, dymiace kominy, chlewiki i zapadłe bramy, gdzie postronni ludzie o zdrowych zmysłach raczej z własnej woli nie zaglądają. I spora część prezentowanych tu obrazów właśnie takiego Śląska dotyczyła. W dużej części przedstawiała Śląsk, którego już nie ma… Takiego z omami na ławeczkach, gołębiorzami, kurami i kozami hodowanymi w przyfamilokowych kamerlikach i niebem gęsto zasnutym dymami kominów… Takiego Śląska z moich dziecinnych wspomnień - który nie był ani opuszczony, ani odpicowany… Bo teraz jakoś się tak przyjęło, że tylko te dwie opcje są możliwe…

Kurcze! Praktycznie każdy z tych obrazków bym sobie chętnie powiesiła na ścianie - i patrzyła na niego codziennie! :)

Piękno familokowych zaułków w pełnej krasie! Z lepszych czasów - gdy dym nie powodował smogu, gołębie nie przenosiły zarazków, dzieci nie łapały kleszczy na trawie, a ludziom się jakoś mniej w życiu spieszyło….


Miejsca, gdzie jest dużo kotów i pająków zawsze mają właściwy klimat!



Tu jakiś festyn strzelecki w cieniu hałd i kominów.


Nie wiem gdzie jeździła taka kolejka - i jeszcze zabierała pasażerów?


Kolejna kolejka.. Chyba wąskotorówka.. Tak w centrum miasta?


Tu bardziej drezynowo ...


Msza polowa przy leśnej kapliczce…


Diabelskie wnętrze huty… Takiej, jak ta, do której kiedyś wjeżdzał ogólnodostępny tramwaj… A ja mając kilka latek, z nosem przyklejonym do szyby, zaglądałam do martenowskich pieców...


Tu też scenka przemysłowa. Nie wiem co pan w białym kasku trzyma w ręce - chyba raczej nie pisze smsa ;)


Tutaj chyba dzieje się coś niedobrego na dzielnicy.. Uliczny malarz spierdziela, babiny się modlą, stoją jakieś barykady na podwórku? Nawet słoneczniki z pewnym niepokojem zerkają zza płota…


Powrót z jakiejś majówki? A może po prostu spacerek?


A to zupełnie jak pocztówka! Widzę kilka podwórek gdzie chętnie bym wlazła, poznakomić się z nimi trochę bliżej.


Utopce straszą nad stawem w księżycowe noce!


Drewniany kościółek… taki pachnący bejcą albo innym impregnatem!


Kamieniczka opleciona bluszczem...


Gołębie, stadko kur, koleś z flaszeczką… Aż słychać z tego obrazu gruchanie, ujadanie psa i terkotanie kopalnianych szybów…


A tu dźwięk trąb odbijających się echem od budynków...


Sklep? Czy prywatna piwnica? Na pewno odchodzi tutaj deptanie kapusty!


A tu kolejne deptanie w domu. Pod czujnym okiem dziadka i ściennego Jezusa.


Przelot nad jesiennym Śląskiem. Zwraca uwagę ilość zieleni… Teraz to ¾ już wyrżneli :(


Domowe winko stoi - czemu więc nie degustują? A może właśnie się skończyło i stąd ten smutek? ;) Albo skisło? Strasznie lubię, gdy tak garnuszki wiszą na ścianie!


Zaułek w klimatach nieco ponurych…


Podwórko! Dokładnie takie jak z moich wycieczek po Bytomiu! Takie samo! :)


I kolejne klasyczne śląskie podwórko… A nie, czekaj.... ;)


Przyjechały karuzele!


Jak ja lubiłam chodzić z babcią do magla!


Spora część życia toczyła się niegdyś w czeluściach klatek schodowych…


Wieczorne opowieści do poduszki…


Grill na działce, w cieniu kominów.


Węgiel, rury, cegły, jakby stary podkład kolejowy… same przyjemne dla oka rzeczy!



Kwiaty płyną rurociągiem...


Ten kościół to mi się jakoś z Tułami na Opolszczyźnie skojarzył!


Tu dla odmiany jakieś miasteczko, bardziej mi się kojarzące z Dolnym Śląskiem.. Sielskie letnie popołudnie.. upał, bzyk owadów, pranie łopoczące na sznurku, pachnące słońcem i wiatrem, bulgoczący odgłos pluszczących się dzieci... i chłód ciemnych bram...


Tu bardziej na wiejsko.. Bohaterem ujęcia jest według mnie ryba!!!!! :)


Przy niektórych rysunkach zwraca uwagę nietypowa technika wykonania - tu np. taka cegiełkowa?



Te rysunki przypominają mi nieco jeden zeszyt - znaleziony niegdyś w opuszczonym domu w Brzegu. Ja pinkole - jaką ktoś musiał mieć cierpliwość, tak krateczka po krateczce… Albo opanowanie i zacięcie - albo dziwny stan umysłu!





Są mozaiki, których nie powstydziłby się żaden ukraiński przystanek autobusowy z dawnych lat!




Albo dzieła z guzików!





Kreseczkowo…


Na wygryzionych deszczułkach...



Faliście i z lekkim zawrotem głowy... Jak w krzywym zwierciadle...





Klimaty zaczarowanego lasu i śródleśnych polanek… trochę jak na prochach? trochę jak z chorego snu?






Zwisając z gałęzi...



Gdzieniegdzie solidnie zawieje moim ulubionym aromatem poradzieckiego wschodu…






Nieraz zaleci prawdziwą egzotyką i aromatem odległych krain!

Trzcinozbieracze…


Tajemnica zabłąkanego niebieskiego kota ;) Gdzie żesz tego nieszczęśnika przywiało? Choć, patrząc po jego minie - może mu się nawet podoba?


Skłębione bazary Czarnego Lądu…


Czy obraz może być pełen zapachu i zgiełku?? Chyba może! Od samego patrzenia człowiek robi się nieco zmęczony tłumem, tumultem i mimowolnie zaczyna pilnować portfela… Im dłużej się patrzysz - tym więcej szczegółów wpada w oczy… to jaszczurka na pniu, to baba, której się rozsypały owoce, to próba forsowania płotu.. Ale ponad wszystko zachwyca transport - kur, świń! wszystkiego! Szkoda, że nie potrafię zrozumieć napisów.. Biorąc pod uwagę ich mnogość - one zapewne też grają tu ważną rolę...









Nie tylko obrazy tutaj zgromadzono. Wszelakie inne konstrukcje z materiałów różnistych.








Kurde! W jednym miejscu mieć, naraz, zgromadzenie wszystkich klimatów, które uwielbiam! Dymu śląskich kominów i zaułków familokowych podwóreczek, poradzieckiego wschodu, nostalgii za przeszłością, bazarów i autobusów z kurami na dachu, artystycznych instalacji z materiałów wtórnych i wielobarwnej, zmiennokształtnej psychodeli jak na jakiś dobrych grzybach ;) Różni ludzie nieraz mi mówili, że moje zainteresowania i ulubienia są niespójne.. A tu proszę - potrafią się one spotkać w jednym, zakręconym miejscu! Wszystko zgromadzone pod jednym dachem :) Bo wbrew pozorom te wszystkie eksponaty coś łączy... Nie wiem czy jest to feeria kolorów i kształtów? Czy może brak uporządkowania, powtarzalności, sterylności i równiusiego układania świata pod linijkę - czegoś co strasznie mnie męczy i irytuje we współczesnym świecie?

Wychodząc stąd ma się w głowie chaos... Taki totalny kalejdoskop wrażeń, jaki często towarzyszy wyjazdom i przygodom o nieco zbyt dużej intensywności. Przesypujące się obrazy, których nijak nie możesz posegregować... Gdy zamykasz oczy a wszystko wiruje - i nie wiesz czy spadasz w otchłań jakiegoś krateru bez dna, czy właśnie na obłoczku unosisz się w przestworzach ;)

A to jeszcze nie koniec! To dopiero sam początek naszej dzisiejszej wycieczki po zaułkach Górnego Śląska - więc wrażeń będzie przybywać... Będzie trzeba je gdzieś upychać :)

3 komentarze:

  1. Uwielbiam takie stare podwórka. Najlepiej jak po drugiej stronie są takie przybudówki, drewutnie, węglarki. Ciemna i dudniąca klatka schodowa, wilgotny zapach piwnicy, łopot gołębich skrzydeł, w otwartych oknach powiewające firanki, czasem jakiś rachityczny kwiatek w doniczce.
    I różne głosy, ktoś gdzieś gra, śmieją się dzieci, jakaś kłótnia z oddali, gruchanie gołębi. Ginące piękno odpadającego tynku i wychodzących z pod niego cegieł o różnych odcieniach. Fajne klimaty, super galeria.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisy na obrazie z osłami i wozami:
    "Niech żyje bawełna". "Białe złoto". "Izba komercji, przemysłu i rolnictwa wita prezydenta Blaise'a Compaore dla jego wsparcia". "Koordynacja departamentalna Sofitex. Uwaga wiejski świecie: nowy powód, aby uwierzyć Blaise'owi Compaore i Tertusowi Zongo".

    Nie wiem, czy poprawnie przetłumaczyłam, ale wyczytałam w internecie, że ten Blaise Compaore był rzeczywiście prezydentem afrykańskiego państwa, gdzie wybuchło powstanie w 2014 r. i on uciekł na Wybrzeże Kości Słoniowej.

    Obraz z niebieskim autobusem:
    "Poranek w Boromo". "Problem bez rozwiązania nie jest problemem". "Życie jest trudne dla ryby, która nie jest już w wodzie". "Kto zna ojca psa?" "Kto żyje bez błędów?"

    OdpowiedzUsuń
  3. Tam gdzie dzieje się "coś niedobrego" to pewnie tzw. powstania śląskie - ludzie mają biało-czerwone opaski na rękach.

    OdpowiedzUsuń