sobota, 18 stycznia 2020

Ukraina (2019) cz.8 - wioska Liman, jez. Hadżyder

W odeskiej oblasti jest sporo opuszczonych wsi, a jeszcze więcej takich wyludnionych częściowo, gdzie zostało kilka zamieszkałych domów, a cała reszta popada w ruinę i zapomnienie. Oprócz typowych powodów wyludniania się prowincji, typu: starzy wymierają, młodzi wyjeżdżają do miast, bo na miejscu brak pracy, perspektyw i możliwości utrzymania się - niektóre wioski pustoszeją jeszcze z innego powodu. Brak wody. Z roku na rok jest ponoć coraz bardziej sucho. Pada mniej deszczu, a wody gruntowe opadają. Wysychają więc i studnie, albo nabierają nieprzyjemnego słonego smaku i aromatu ryby. Wodę do picia trzeba by dowozić, co się nikomu nie opłaca, jeśli dotyczy wiosek gdzie nic nie ma.
Wysychają też limany. Ich brzegi, przytykające niegdyś do wsi, zmieniają się w grząskie, gliniaste kałuże, co utrudnia np. wypłynięcie na ryby. Jeden z miejscowych opowiadał nam, że jeszcze 20 lat temu wsiadał do łódki zaraz przy swojej chałupie. Teraz musi iść w błotnisto - solnej brei prawie kilometr, aby dostać się do swojej łodzi. "Takie jezioro Aralskie w miniaturze" - śmiał się... Przestrzegał nas też przed wjeżdżaniem czy chodzeniem nieznanymi brzegami - bo nie wiadomo, gdzie i jak głęboko się zapadniesz. No i jeszcze kolejna rzecz - sól. Ilość wody drastycznie spada - a ilość soli nie.. Woda jest więc coraz bardziej słona - co niekoniecznie podoba się rybom. Ryby zdychają, a ich rozkładające się cielska nie poprawiają jakości wody. W miejscach, gdzie liman zupełnie wyschnął, ziemie pokrywa warstwa soli. Wiatr ją rozwiewa. Sól osiada w przydomowych ogródkach i ponoć to na tyle zmienia glebe, że uprawianie czegokolwiek staje się niemożliwe...

Jednym z takich podsychających limanów jest jezioro Hadżyder, a wioska na jego brzegu, o mało oryginalnej nazwie Liman, jest na dzień dzisiejszy prawie całkowicie wyludniona.

Do wsi wprowadza nas korowód krów i kóz.




Używane są chyba dwa gospodarstwa - te najbliżej głównej drogi i najdalej linii brzegowej limanu. Przejeżdżając więc drogą na trasie Bazarjanka - Żowtyj Jar, można całkowicie przegapić posępny klimat tej miejscowości. Przy asfalcie leży ludne gospodarstwo, stoją maszyny rolnicze, drogę przebiegają raz po raz spore stada. I jeszcze nas witają jak nigdzie indziej! Specjalną tabliczką!


Pewnie my też byśmy tędy przemknęli, nawet się nie domyślając, że ta wioska już praktycznie nie istnieje.. Bo nie wiem, czy by nam wpadło do głowy, skręcić w boczną drogę... Ale babeczka ze stołówki w Zatoce z tej wioski pochodzi. I ona nam właśnie o niej opowiedziała...

Muczenie krów i nawoływanie pasterzy zostaje w tyle.. Busio podskakuje na coraz bardziej wyboistej i porosłej trawą nawierzchni. Im dalej wgłąb miejscowości, tym większa pustka i cisza uderza z każdego zakamarka. Zapadłe dachy, niekompletne płoty, powykrzywiane ściany, zarosłe nieraz aż po komin. Budynki w większości to już totalne wydmuszki, wypatroszone z zawartości. Albo wręcz niskie murki ruin.. Przy drodze stoją ławeczki, na których już nikt nie siada... Żadna babuszka nie wygrzewa się do słonka... Wiatr gwiżdże na sznurkach, gdzie nikt nie suszy prania.. Kilka domów służy chyba sezonowo - na drzwiach wiszą kłódki, a w dachach widać, że ktoś zatyka dziury...





















Pomnik z innych czasów też zarasta chabaziem...



Droga w stronę rozlewisk prowadzi najpierw przez wieś, a potem rozległymi polami...






Kolory wyschłego limanu...







I namacalna wręcz cisza... Nie słychać ptaków, nie latają owady... Nawet cykady tu nie grają....


cdn


1 komentarz:

  1. Masakra. Ja od 30 lat widzę postępującą suszę. Wysychające strumienie, znikające jeziorka. I kwietne łąki zamienione w płowy, wyschnięty step. Ten liman wygląda tak jakby apokalipsa już się zaczęła. Okropnie żal rybaków i ryb i mew. I całego tego życia, które odeszło razem z wodą. Ja jako wodolubna Orca czuję to wyjątkowo dotkliwie.

    OdpowiedzUsuń