czwartek, 19 grudnia 2019
Suwalskie ogrodniki (2019) cz.4 (Bachanowo - Hańcza - Smolniki)
Z Bachanowa suniemy wzdłuż brzegów jeziora Hańcza. Nie jest jeszcze bardzo późno, ale chmury, deszcz i ogólnie mówiąc kaprawa pogoda potęgują wrażenie jakby późnego wieczora. Lodowaty wiatr miecie w pyski mżawką, co ma przełożenie na nastroje w ekipie.. No cóż.. W tej chwili to ze śpiewem na ustach nie wędrujemy ;) Każdy idzie zamotany w kłęby swoich myśli. O czym myślą chłopaki? Nie wiem.. Ja oczyma wyobraźni widzę jak w ścianie deszczu wczołguję sie do swojego “namiotu” - i jakoś nie jest mi zbyt radośnie na duszy.. Łasym okiem spoglądam na mijaną wiatę stojącą na opłotkach wsi.. Miejsce ogólnie do d… - widać ją z okien domów, kręci się jakaś lokalna dzieciarnia. Ale jest dach i przestrzeń! Chłopaki jednak torpedują mój pomysł. Plan jest taki, że idziemy nad jezioro, na miejsce oznaczone na jednej z map jako pole namiotowe. Docieramy tam już na granicy zmroku. Miejsca tu dużo, widać, że teren w sezonie bywa bardzo popularny. Teraz tylko wiatr hula. Na środku pola stoi baraczek. Taka plastikowa budka. Pewnie latem siedzi tam cieć pobierający opłaty za parking czy namioty.
Kompletnie bez żadnych złudzeń i nadziei ciągniemy za klamkę… A klamka puszcza.. Drzwi się otwierają… Czy to sen???!!! Wnętrze budki jest suche i zaciszne. I przestronne, można np. bez problemu zdjąć buty, przebrać skarpetki czy się obrócić. Raj! Dla czterech osób to istne salony! Chłopaki układają się na drewnianej podłodze. Ja moszczę sobie gniazdko na stole.
Hurra! Nie muszę spać dziś w swoim namiocie! Moje szczęście nie ma granic! Jakie to zabawne jak małe rzeczy potrafią w człowieku wywołać euforię! Cały świat się do mnie śmieje! Ponura tafla jeziora pięknieje w oczach! Cóż za cudny wieczór przed nami! Nawet deszcz przestaje padać. Rozpalamy ognicho :)
Przez chwile rozważamy też jakim cudem taka chatynka stoi w lesie i jeszcze nie została zdemolowana ani ukradziona. Odpowiedź przychodzi dość szybko (a raczej przyjeżdża na komarku ;) ) Chyba kręcimy się tu niecałe 10 minut, gdy pojawia się miejscowy i ściąga haracz chyba 10 zł od osoby! Jak nic musi tu wisieć jakaś kamera albo mają inną czujkę!
Śpi się wybornie! Jest na tyle ciepło, że mogę mieć pod głową wypaśną poduszkę z dwóch polarów... (ostatni raz na tym wyjeździe ;) ) (zdjęcie zrobione przez Pudelka)
Rano jest mgla.. Jednolicie równa i biała tafla jeziora zlewa się z niebem.
Potem mgła się rozchodzi i widać nawet kawałki niebieskiego nieba.
Poranne ognicho też być musi! Od razu śniadanie lepiej smakuje! :)
(zdjęcie zrobione przez Pudelka)
Dziś sobota. W nocy i rano byliśmy tutaj sami, ale z upływem czasu zaczyna się robić rojno i gwarno.. Tak.. Obecnie już nie ma w Polsce czegoś takiego jak “po sezonie” czy “przed sezonem”. Wszędzie i w każdy weekend jest kociokwik.. Tu akurat jest miejsce popularne wśród nurków. W końcu najgłębsze jezioro zobowiązuje. Pojawiają się więc busy “Wesołego Nurka” i innych szkół, których nazwy mniej zapadły mi w pamięć. Kręcą się instruktorzy i dryfujące pomosty.
Gadam nawet z jednym (tzn. z instruktorem, nie z pomostem ;) ). Kiedyś nurkowanie to był bardzo elitarny sport. Obecnie stał się modny - jak wszystko. Zaczął być sposobem na wydanie nadmiaru pieniędzy. Teraz wypada mieć jakąś “pasję” - to nawet się przydaje aby sobie w CV wpisać. Ponoć inaczej na ciebie patrzą w pracy. Koleś opowiada, że często przychodzą kursanci, którzy kompletnie nie chcą się niczego nauczyć. Chcą tylko, żeby ich spuścić w jezioro, w ładne miejsce i tam sfotografować. Jak to nie wypali już na pierwszej, drugiej “lekcji” to jest awantura, pretensje i rzekomy miłośnik podwodnych czeluści znika… by np. zacząć skakać ze spadochronem.. Ponoć bywali tacy, że wystarczyły im fotki w profesjonalnym stroju na pomoście. Do wody wchodzić nie chcieli ;)
Idziemy wzdłuż jeziora Hańcza. Ścieżka meandruje wśród malowniczych zatoczek i bagienek.
Atrakcją znaczoną na mapach jest tez sporej wielkości samotny, nabrzeżny głaz - zwany "kamieniem granicznym". Nie wiedzieć czemu, jest to miejsce bytowania setek komarów, meszek, muszek i wszelakiego dziadostwa, które kąsa i włazi do oczu. Czemu akurat tutaj???
Pod wiatami w Starej Hańczy przeczekujemy deszcz. Tu też zapoznajemy się bliżej z grzesiowym arsenałem nalewek. Ile czasu tu siedzimy? Nie wiem.. Godzinę? dwie, trzy??
Deszcz słabnie, ale gdy ruszamy co chwile coś z nieba pokapuje z mocą bardzo zróżnicowaną. Mijamy Dzierwany i kierujemy się na Smolniki wstęgą szutrowych dróg.
(zdjęcie z aparatu Pudelka)
Mijamy dwóch rosyjskich rowerzystów, którzy pogubili swoich towarzyszy.
Kolesie w ogóle są zakręceni jak świński ogonek. Do Polski wjechali tylko na chwileczkę, z duszą na ramieniu.. Na nocleg planują wracać na Litwe. My chyba wyglądamy mało groźnie bo z jakiś powodów decydują się nam zadać to zaniepokojone pytanie: “czy to prawda, że w Polsce jest niebezpiecznie, bardzo nie lubi sie tu Rosjan i strach się przyznawać skąd są? Czy w razie jakiejś konfrontacji zamiast podejmować rozmowę - lepiej mocno nacisnąć na rowerowe pedały i dać w długą w stronę litewskiej granicy?" Rowerzyści też próbują się zorientować gdzie są - pokazują mi jakąś mapę w telefonie. Nie wiem co to jest za mapa, ale na pewno nie jest to mapa tej części Suwalszczyzny, gdzie się właśnie znajdujemy...
Aha! Rowerzystów próbowaliśmy uspokoić, że wszystko ok, ich obawy są nieuzasadnione i bezpieczeństwo w Polsce powinno być porównywalne z tym na Litwie. Ale cały czas huczą mi w głowie słowa jednego kumpla z podstawówki: "Jak ktoś przyjeżdża do Bytomia i cały czas się boi, że dostanie wpier**** to ja jestem przekonany, że wcześniej czy później go dostanie". Może jest coś w tym, że strach (wypisany na twarzy) jakoś kształtuje rzeczywistość wokół? że nie tylko pies czuje, ze się go boisz i wtedy chętniej upali??
Okolica widziana punktu widokowego "Na Ozie" w Smolnikach. Widać m.in. jez. Jaczno.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz