sobota, 21 września 2019

Estonia (2019) - Loksa








Zapewne wielu juz zna moje zamiłowanie do wraków wszelakich pływadeł, którego odzwierciedlenie można znaleźć np. TU.

Ten jednak wodny szkielet wyróżniał się spośród innych, wczesniej napotkanych. Może dlatego, że był drewniany? Moze dlatego, że aby sie dostac na pokład musieliśmy przebrodzić kawałek w wodnych odmętach? A może dlatego, że siedząc na nim miało się poczucie prawdziwego “morskiego rejsu” - z racji na wibracje pokładu, powodowane przez walące w burty fale?

Spotkanie z ową łódką miało miejsce w zatoce Hara, tej samej, gdzie wcześniej zwiedzaliśmy betonowe pozostałości “magnetycznej” bazy. Tyle tylko, że teraz po drugiej jej stronie, koło miasteczka Loksa.

Już z daleka wieje klimatem miłym dla oka, ucha i nosa. Sosnowy, przesycony aromatem żywicy las. Wiatr niosący zapach ryby i wodorostu. Wreszcie tu możemy spełnić nasze nadmorskie tradycje - i zapodać fikołki. Na plażach kamienistych, betonowych czy żwirowych są one mniej przyjemne, więc ograniczamy ten proceder do piachu ;)


Już z oddali miejsce prezentuje sie zacnie! :)





Łódź owa była podarkiem dla Sajuza od Finlandii, przekazanym w ramach wojennych reparacji (około setki takich podobnych stateczków wtedy sprezentowano). Miały one i motor, i żagiel, pływano nimi na ryby, w sprawach handlowych po całym Bałtyku, a czasem pełniły i różne inne, bardziej potajemne funkcje. Ta konkretnie łódka miała na imie Rakieta i dosyc krótko żeglowała sobie po okolicy. Ponoć już w latach 50 tych zakończyła swą oficjalną działalność i jej malownicze resztki fale wyrzuciły na brzeg. Biorąc pod uwage upływ czasu - obecny stan pływadła jest wiec całkiem niezły!

Tak wygladała za czasów swej świetności. Zdjęcie ze strony: LINK

Niedaleko od “Rakiety” leży ponoć gdzies w morzu zatopiona łódź “ Czajka”, ale najprawdopodobniej nie wystaje z wody, wiec i nie bylo nam dane jej odwiedzic osobiście. Żal, no ale cóż zrobić?

Rakietowy kadłub jest poszarpany, a dechy wyżarte w różne malownicze desenie. Sporo czasu spędzamy na pokładzie, napawając sie pięknem i urokiem chwili. Szum fal i zapach starego kutra. I wyciagniete do słonca gęby. Trzy, różnej wielkości stworzenia wyłożone na aromatycznych dechach gapiace sie w obłoki.





Różne wzory i kolory. Rzeźby i malunki utworzone przez nadgryzajacy ząb czasu i "sił natury"- wode, wiatry i sól....




Drewno, metal i … zielona, wiosenna trawka! :D


Czy dechy mogą zardzewieć???





P.S.
W kabaczym życiu odwiedzenie tego miejsca było niezmiernie ważne - wrak łodzi znalazły przecież również Muminki!! Potem go wyremontowały i popłyneły nim m.in. w rejs do latarni morskiej! My w latarni juz bylismy kilka dni temu - a w końcu czas przyszedł też i na wrak. Kolejny obowiązkowy punkt programu - statek widmo! :) Trzymajcie kciuki, aby równiez sie kiedyś udało!! :)


cdn


2 komentarze: