niedziela, 11 sierpnia 2019

Przez Polske ku północy (2019)

Gdy znów nadchodzi czerwiec, a przed nami 3 tygodnie wolnego, podobnie jak rok temu, obieramy kierunek na Estonie. Urzekł nas ten kraj wiecznego dnia, gdzie latarki zabieramy tylko z myślą o zwiedzaniu bunkrów i podziemi. Teren pełen klimatycznych biwakowisk, otwartych chatek, bagiennych jezior i poradzieckich ruin. Pewnie wrócimy tam jeszcze niejeden raz. Jako że pospiech jest tym, czego nie lubimy najbardziej, droga do Estonii zajmie nam pewnie koło tygodnia. Sam przejazd przez Polske to pewnie bedzie 2-3 dni, wiec staramy sie obczaić po drodze conieco do pozwiedzania, a i jakies miłe miejsca, aby wieczorem zasiąść przy ognichu.

Pierwszy nocleg tegorocznej wyprawy w północne kraje, jako że piątkowy, to wypada niedaleko - jakos w rejonie Kalisza. Nad Prosną, wśród pól, znajdujemy miłą trawiastą zatoczkę położoną przy zakolu rzeki. Jest stroma skarpa, jest mini plaża z piachu o barwie błotnistej, w którym kabaczę już w 5 minut daje rade sie utytłać od stóp do głow. A myślalam, ze pierwszego biwaku nie bede zaczynac od prania ;)




Roślinność jest tu strasznie bujna, zejscie z drogi skutkuje zapadnięciem sie w chaszcz po szyje lub wyżej, wiec kazde wyjscie na “grubszy” kibelek powoduje bąble po pokrzywach również w okolicach uszu. Zarośla często gdzieś na swym spodzie kryją bagienko lub inne wodniste rozlewiska.





Początkowo nad rzeką kręci sie jakas obłapiająca sie mocno parka, ale nasze pojawienie sie chyba krzyżuje im plany, bo zaraz sie zmywają, rzucając w naszą stronę nieco nienawistne spojrzenia. Kilkukrotnie juz zauważyłam, że na wszelakie zakochane parki, mające plany plenerowego baraszkowania po krzakach czy wiatach, nic nie działa tak irytująco i odstraszająco - jak taka urocza rodzinka z dzieciaczkiem jak my! Czemu? Nie wiem czy oczyma wyobraźni zaczynają w taki moment widziec swoją przyszłość - a z jakis przyczyn wolą jej nie widziec - czy widziec ją zupelnie inaczej?

Zachód słonca obserwujemy wiec już tylko w składzie trzyosobowym.


Chociaz nie - pomyliłam się. Cały czas towarzyszy nam wędkarz, tkwiący w chaszczu po drugiej stronie rzeki. Facet z siwą brodą, w moro kapeluszu. Na zielonym krzesełku, z wędką na stojaczku i puszką piwa w dłoni. Klasyczny element letniego krajobrazu krain nadwodnych w naszej szerokosci geograficznej. Początkowo wiec nie poświecamy temu zjawisku zbyt duzej uwagi. Jednak im czas bardziej pełznie do przodu, tym bardziej przykuwa wzrok niezmienność obrazka za rzeką. Po kilku godzinach zaczynam sie juz poważnie zastanawiać, czy obserwowany obiekt nie jest jakąś atrapą, jakąś artystyczną konstrukcją wyciętą z plastiku lub kartonu? Rano, gdy wstajemy, strażnik nabrzeża wciąż tkwi na swym posterunku. Czy siedział tam również nieruchomo w nocy? Czy jest prawdziwy czy wypchany? (Kabaczek proponował rzucic kamieniem w omawiany obiekt ;) no nie można odmówić temu pomysłowi sensowności - dużo niewiadomych mogłoby sie szybko wyjaśnić ;) ) Czy może powinniśmy jednak przedostac sie jakoś na drugą stronę rzeki i sprawdzić czy koleś np. nie zasłabł? Rożne myśli chodzą po głowie... Choć po kilkunastu godzinach to chyba i tak już nie miało znaczenia...

Początkowo plan jest dojechac do wieży nad Biebrze. Ale zarówno nasz styl jazdy, jak i mozliwosci busia tego nie umożliwiają. Śpimy wiec w znanym i lubianym miejscu koło Myszyńca.




Biebrze odwiedzamy dnia kolejnego. Obok jest most kolejowy z malowniczymi kratownicami i ścieżką wijącą sie w jego cieniu...




I jeszcze rzut oka na moje ulubione słupy!


Wieża, wiatka, miejsce na kąpiel, ognisko i wyboista droga. Cóż chcieć wiecej! No ale wczoraj bylibyśmy tu juz grubo po zmroku.. Wiec zjawiamy sie tu na obiad i przekąpke! :)





A w ogole to miejsce znalazłam przypadkiem. Siedząc w powrotnym pociągu z tegorocznej Suwalszczyzny, gapiłam sie w deszczowy świat za oknem i nagle migneło mi to… Wiatowe daszki, rozlewiska rzeki. Zbyt krótki moment aby dokładnie przeanalizowac i obejrzec, ale wystarczająco długi - by zapamiętac i postanowic, ze tu trzeba niebawem wrócic!

Na obrzeżach Lipska oceniamy przydatność noclegową opuszczonej stacji benzynowej, która wypada całkiem wysoko! Duzo zadaszen, osłonieta od drogi, między starymi płytami są nawet ślady po ogniskach.




W razie deszczu - obok stoi budyneczek z pustaków.



W dali majaczą bunkry!


Na stacji benzynowej jeszcze nie spałam! Ale póki co godzina jest młoda - wiec suniemy ku Litwie.

Na ostatniej stacji benzynowej przed granicą kłębi się straszny tłum. Okazuje sie, ze sprzedają tam nawet ryby w puszcze, chleb i kabanosy! Kupują głownie Litwini. Albo oni tez mają niehandlowe niedziele, albo u nas jest na tyle taniej?

Sam poczatek wyjazdu to zawsze czas najwiekszej radości, bo jeszcze wszystko przed nami! Gęby sie więc cieszą do przygód, ktore na nas czekają gdzieś w tej sinej dali, ku której zmierza dzielny busio! :)


cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz