Dziś jedziemy na mosty. Musimy sie przedostac na druga strone Dniestru. Na obrzezach Kamieńca probujemy ominac centrum i pojechac na mały mostek prowadzacy w strone wsi Kołybajiwka. Ale cos nam nie wychodzi i gubimy sie w osiedlach. Takich gdzie są bloki z sympatycznymi miejscami na suszenie prania - duzo miejsca na powietrzu a pod dachem!
W małym sklepiku probuje sie dopytac o droge, ale dlugo nie mogą zrozumiec gdzie ta dziwna dziewuszka chce jechac. Musze im napisac na kartce nazwe wioski to wtedy jest “aha”. To tak jak z keczupem łagodnym “lahidnyj”. Nadal nie wiem jak to slowo powinno sie wymawiac. Juz probowalam wszelakich kombinacji i konfiguracji - przez “l”, “ł”, “g” i “h”. I nigdy lokalsi nie mogą zrozumiec. A jak sie juz uda wytłumaczyc naokolo, czyli wykluczyc wszystkie inne keczupy, to gdy w koncu skumają, to mówią “aha, lahidnyj”. Wiec w koncu Kołybajiwka tez zostaje przyjeta do wiadomosci. Ekspedientka mi tłumaczy jak jechac i jeden z klientow tez. Juz wszystko wiem. Facet dodatkowo pyta czy jade sama czy w aucie jest inny kierowca. Idzie wiec tez na wszelki wypadek wytłumaczyc toperzowi. Bo wiadomo jak to z dziewuszkami bywa, pomyli prawo z lewo, zapomni, rozkojarzy sie. Droge tłumaczy facet facetowi. Toperz wiec grzecznie kiwa betonem i pochrumkuje z aprobatą.
No i dojechalismy do Kołybajiwki, ale nie tak jak chcielismy - tylko naokolo przez głowny most, ktory chcielismy ominac… ;) A moze tego “naszego” mostu w ogole nie bylo? ;)
W Hawriliwci jest cudny przystanek z mozaiką! Szkoda, ze mocno obklejony ogłoszeniami. Ale spod nich wyłażą scenki rodzajowe. Rajdające przekupki, jedna z kozą na sznurku, druga z gęsią w koszyku. Taki powrót z targu. Widac na twarzach zadowolenie z udanych zakupow :) Jest tez wóz, ciągniety chyba przez woły.
W Chocimiu mijamy budynek z napisem “hostel”. Mimo wrażej nazwy wyglada jak miejsca, w ktorych lubimy nocowac.
Ide wiec obczaić co i jak. Oficjalnie jest to jakas bursa, przynajmniej tak mówią tabliczki. Ale napis sugeruje, ze postronni tez chyba mogą sie tu zatrzymac? Na recepcji siedzi pięciolatek Kostia. Gdy pytam o noclegi albo gdzie jest mama, to pokazuje mi pluszowego pieska i cos o nim opowiada. Mówi tez jak ma na imie i ile ma lat. Kręce sie chwile po budynku, ale nikogo dorosłego nie udaje sie spotkac. Trudno. Widac los chce abysmy dziejszy wieczor rowniez biwakowo spedzili! Zresztą moze i dobrze… Jest wczesnie, a jakbysmy tu zostali to jeszcze by nas pokusiło iść na zamek, nad rzeke i pozabijać fajne wspomnienia sprzed lat prawie dwudziestu..
Chocim. Krajobraz z rurą.
Dalsza trasa wiedzie w kierunku na Kelmeni i Nowodnistrowsk. Dzien jest mocno niepogodny. Jest ciemno jakby od rana byl wieczor, co chwile leje, chmury brzuchami zdają sie czochrac o co wyzsze drzewa. Atmosfere posępnosci okolicy potęguje fakt, ze chyba co 10 km przy drodze stoi policja. Ale nie wyglada to na drogówke i rutynową kontrole dokumentow czy trzezwosci. Wyglada jakby na cos grubszego czy konkretnego czekali… Wszyscy mają hełmy, niektorzy blaszane, nieco podrdzewiałe, jakby je dopiero co wykopali w ogrodku albo mieli na strychu po dziadku. Mają tez kamizelki kuloodporne i kałachy. Kałachy nie na plecach w pokrowcu - tylko w łapach. Ci z plakatów hełmów nie mają… ;)
Zachodzimy w głowe co tu sie dzieje. Czy tutaj jest tak zawsze? Niby teren jest przygraniczny - moze to dlatego? Naszym pasem ruchu sie nie interesują - policaje wyraznie patrzą na pas przeciwny - tak jakby stamtad mialo nadjchac to “złe”. Ciekawosc mnie zżera ale co? Podejde i zapytam “co słychac?”. Albo “czemu ma pan taki ladny hełm?”. Bez sensu.. Moze zapytac czy wszystko ok i czy mozemy tam dalej jechac? Nie… najglupsze pytanie świata - bo mozna usłyszeć “nie!”. A innej drogi tam gdzie chcemy raczej nie ma.. Stoją wszedzie, po rondach, miasteczkach. Nie zatrzymują zadnych aut.. Tylko sie gapią...
Gdzies po drodze, gdzies w polach, trąbi na nas jakies auto i mruga światłami. Wyraznie sugeruje nam, zebysmy zjechali na bok. Wybitnie chce nawiązac jakis kontakt. Nie byloby to niczym dziwnym ani niepokojącym w innym miejscu, ale tu jakos, na tej drodze, klimat jest szczegolny. Ale z drugiej strony - moze cos busiowi odpadło? Albo wisi i zaraz odpadnie? A moze rzeczywiscie chcą nam cos powiedziec, co lepiej zebysmy wiedzieli? Zatrzymujemy sie w zatoczce. Na wszelki wypadek nie gasimy silnika i zamykamy drzwi ;) Z auta za nami, zresztą tez niebieskiego busa, wychodzi dwoch gosci. Pytają czy skręcamy tu zaraz na przejscie graniczne na Rososzany. Mówimy ze nie, ze dalej prosto jedziemy. “A! Czyli jedziecie na drugie przejscia, na Sokyriani?”. “Nie, nie jedziemy na granice, zostajemy na Ukrainie, jedziemy na Nowodnistrowsk”. “A to przepraszamy”. I tyle. I odjezdzają. Ki diabeł?
Popaduje. Pizga wiatrem. Nie chce sie nam gotowac na dworze. Szukamy jakiejs knajpy. Mijamy ich sporo. Ale są albo zabite na głucho, albo zamkniete na chwile. Albo nie ma w nich jedzenia. Albo jest jedzenie ale barmanka odradza nam próby jego spożywania. Stoi babka nad kotlecikami, ziemniakami i mówi “Ja bym tego nie jadła, jedzcie lepiej gdzies dalej”... Są czasem momenty na wyjazdach, ze niby nic sie nie dzieje szczegolnego, niby wszystko jest tak samo jak wczoraj czy pojutrze, ale atmosfera jakos tak dziwnie gęstnieje. W powietrzu zawisa jakis niepokój, jakis absurd, jakies nienamacalne cos... Czasem ciezko ocenic, czy rzeczywiscie "coś" istnieje naprawde czy jest to wytwor naszej wyobrazni, efekt zmeczenia czy jakis podswiadomych lęków.
Falisty krajobraz gdzies po drodze...
W wiosce Iwaniwci jest znow knajpa. Znów taka ni to czynna, ni to zamknieta. Drzwi niby otwarte, ale w srodku ciemno. Młoda barmanka siedziala w tej ciemnosci za ladą, ale na mój widok ucieka strącając kufel. K…. no co jest? Co to za droga? Co to za okolica? Wychodze… Zjemy chyba suchy chleb i tak bedzie najlepiej. Ale wybiega za nami facet. Wyglada na jakiegos Gruzina czy innego Czeczena. Własciciel chyba. Bardzo przeprasza za zachowanie dziewczyny. Akurat jej zadzwonił telefon na zapleczu a oczekuje waznej informacji. Zaprasza ponownie. Wchodze. Juz sie pali swiatlo. Jest inna dziewczyna za barem. Pytam co jest do jedzenia. Dziewczyna nie wie. “Gruzin” patrzy na dziewczyne w sposob sugerujący, ze chyba dostanie wpierdol na zapleczu… Dziewczyna ucieka w tą samą strone co poprzednia. “Gruzin” mówi, ze jest barszcz i kotleciki i ze zaraz będą.
Obiad przynosi trzecia dziewczyna. “Gruzina” juz wiecej nie widzielismy. Jedzenie bylo bardzo smaczne. Cena, juz nie pamietam dokładnej kwoty, ale byla jakas wyjątkowo niska. Cos jak ⅓ ceny za podobne przekąski w losowo wybranej knajpie na ukrainskim zadupiu.
Mimo ze pizga to jemy na zewnatrz. W srodku jest tak ciemno, ze chyba by ciezko trafic łyzką do buzi. Zwlaszcza do buzi kabaczej, bo do swojej to jakos nawet po omacku by obleciało ;)
Obok “piwnego ogrodka” jest mini plac zabaw, co niektorzy postanawiają skrzętnie wykorzystac.
Po Nowodnistrowsku nas jakos wodzi. Okrążamy miasto chyba trzy razy zanim udaje sie wyjechac. Tu jakis objazd, tu tranzyt, tu policaj z karabinem pokazuje, ze na rondzie trzeba jechac pod prąd...
Takiej ciekawej elewacji bloku jeszcze nie widzialam!
Miasto słynie z tamy. To tu zatrzymali wody Dniestru, zeby zrobic wijące sie wsrod skał jezioro.
Z Nowodnistrowska chcemy sie dostac do Ljadowej. Drogi znaczonej na mojej mapie, przez Zwan, chyba nie ma. Probujemy innego skrótu przez Hałajkiwci. Droga jest taka, ze pieszo byłoby szybciej ;) Serpentyną zjezdzamy na dno kolejnego wąwozu. Śmieszna droga, bo jest wyasfaltowana łaciato - tylko na zakrętach. We wsi utykamy w korku z.. gęsi. Gęsi nie mają ochoty zejść z drogi, a mała pastereczka nawet nie próbuje ich zgonic. Brniemy wiec gęsim tempem krzywych łap… Wioska jest malowniczo połozona w wąwozie. Jest tu tez jakis znany monastyr ale jest dośc pozno i juz nam sie nie chce go szukac. We wsi zrobiłam kilka zdjęć z okna busia, ale wszystkie wyszły przeswietlone - jednolicie biała plansza. Odkryłam to dopiero w Ljadowej wieczorem przeglądajac zdjecia. Nie mam wiec zadnego zdjecia z Hałajkiwci...
cdn
__"To tak jak z keczupem łagodnym “lahidnyj”
OdpowiedzUsuńZnajoma z Kamienieńca Podolskiego mówi że tak jak napisałaś