piątek, 20 lipca 2018

Pribałtika cz.6 - Estonia, dwa promy








Docieramy do Virtsu. Na brzegu morza rozsiadły sie jakies klimaty przemyslowe - hale, kominy, stare hangary. No i wiatraki, za ktorymi niezbyt przepadam, ale tu jakos w miare sie komponują...


Prom na Saareme plywa co chwile i jest strasznie nowy. Wjazd na niego jest jakis taki szeroki, przestrzenny.. Mimo dosc duzego ruchu samochodow, ciezarowek i kursowych autobusow wzrok gdzies błądzi w przestworzach horyzontu. Jest jakos tak płasko i rozlegle. I bardzo niebiesko.





Samochodziki stoją zarówno pod dachem jak i na dziobie. I na balkonikach tez. Pan z chorągiewką pokazuje gdzie kto ma stanąć. Mysmy chcieli na balkoniku ale nas tam nie chcieli ;)



Od razu lece pogapic sie na morze. Sporo ludzi jednak w ogole nie wysiada z aut. Zagłebiają sie w czelusciach swoich smartfonów, zabierają za degustacje przysmakow przewozonych w koszykach albo układaja do snu.


Zakamarki balkoników gdzie udaje mi sie zgubic ;)



Mamy mijanke z promem płynącym z wyspy. Nie wiem co oznaczają motywy na jego boku, ale wygladaja fajnie!


W Angla mijamy drewniane wiatraki. Jest to miejsce bardzo popularne turystycznie, włóczą sie tu tłumy. Jak na Estonie oczywiscie… tzn. jest moze z 50 osob. Nie, nie jest to tłum na miare łikendu majowego w Tatrach czy pogodnej pazdziernikowej niedzieli “na kolorki” w Bieszczadach. Ale i tak nie mamy ochoty w tym tłumie przebywac zbyt długo. Ogladamy wiec tylko zza płotu. Mają tu tez jakies minimuzeum sprzetu rolniczego czy cos w ten desen.





Najbardziej podoba mi sie wiatraczek gdzie koles zapycha na rowerku!


Gdzies kawałek dalej przez szose przechodzi dorodny łoś. Niestety ustrzeliłam do dopiero gdy czmychnał na polane.


Od razu suniemy do Triigi sprawdzic jak wyglada sprawa pływadeł na Hiume. Sa tylko (aż?) 3 dziennie. Najblizszy jest wieczorem wiec bylibysmy tam dosyc pozno. Wiec sobie odpuszczamy - pojedziemy jutro w poludnie. Port wyglada jak opuszczony, tylko wiatr wyje w linkach i słupach. Jest dzis prawie upalnie, ale w tym miejscu jest cos zimnego. Brzmi to irracjonalnie i nie umiem okreslic o co chodzi. Ale jakis chłód jest zaklęty w tym nabrzezu, domkach, krajobrazie. Jakby mimo panującego wokol lata widac bylo tchnienie mroznej zimy. Pierwszy raz chyba mam takie dziwne odczucie…




Nie wiem do czego to sluzy? Moze jak auto chlupnie do morza to sie tym wyciąga? :P


Tymczasem szukamy sobie jakiegos biwakowiska, ktore znajdujemy bardzo nieopodal. Mają tu tez niedaleko cudną chatynke, ktora stoi w sosnowym lesie i z jej okien widac morze. Ma dywan na poddaszu i fajny piec.




Ponizej jedyne zdjecie pieca, nawet na pierwszy rzut oka ładne ale cos dziwnego zrobilo z perspektywą. Wygląda jakbym jedną ręką pakowała sztangi a druga uschła… jakbym miala garba na plecach i mięsień piwny rozmiar XXXL … Calosci dopelnia kabaczę, ktore widząc aparat zawsze musi wyszczerzyc sie jak pirania. No ale piec jest, wyszedł korzystnie i ratuje sytuacje :) Jakos tu jest moda, aby piece obkładac wielkimi kamulcami. Moze lepiej temperature trzyma jak i głazy sie nagrzeją? Bardzo fajny patent!


Chatynki strzeze stworek z dzidami w rękach, ktore są tak samo zakrzywione jak jego nochal.



Z malowniczego kibelka tez nie omieszkam skorzystac. W drzwiach jest okrągła dziura. Jakby wejscie dla kota. Cos tam nawet napisali acz przypuszczam, ze kot z pisanego estonskiego kuma tyle co ja....


No ale do chatki nie ma dojazdu. Trzeba by gdzies kilometr przeniesc bambetle a nam sie jakos nie chce. Tak skrajny przejaw lenistwa, ze az glowa boli! ;) Gdzie indziej bysmy dymali do takiej chaty 3 dni i jeszcze sobie chwalili. A tu jest taki kołowrót pieknych miejsc na biwaki, ze mozna przebierac, marudzic i wybrzydzac. Wiec dzisiaj pozostajemy przy wiatach. Na chatkach jeszcze sobie uzyjemy w kolejnych dniach!

Pora jest wczesna wiec sobie łazimy troche po nabrzezu i tupiemy w falkach. Do kąpieli znow sie trzeba kłasc na dnie ;)









Takie morza lubie - wiecej krów niz turystow!


Biwakowe klimaty - esencja tego wyjazdu!







A tu kibel przywiatowy. Przestronny i ze stolikiem. Nie wiem czy zeby sobie jednoczesnie kolacje przyrządzic? Ale biorąc pod uwage gabaryty to spokojnie moze sluzyc za chatke na nocleg :)



Specjalnie nastawiamy sobie budzik, zeby zdazyc na prom. Ale na miejscu sie okazuje, ze nam sie pokiełbasilo. Sprawdzalismy jak plywa z Hiumy na Saareme a nie na odwrot. No i mamy jeszcze poltorej godziny czekania…

Juz płynie!



Ten prom dla odmiany jest dosc malutki (w porownaniu do poprzedniego). Troche sie boimy czy sie zmiescimy. Pierwszenstwo w transporcie mają miejscowi mieszkajacy na wyspach (co jest w pelni zrozumiale) i jakos dzisiaj duzo z nich wlasnie postanawia sie przemiescic. Ale jakos udaje sie upchac i busia!

Morze miedzy wyspami jest rownie płytkie jak wszedzie. Prom płynie wykopanym kanałem oznaczonym bojami! Po bokach toru co chwile widac mielizny tworzace wrecz okresowe wysepki i piaszczyste łachy! Szkoda, ze nie ma jak wysiąść i po takowej pospacerowac :)


W promowym kiblu spotykam dziwna turystke. Probuje sie ze mna dogadac po angielsku, co przy mojej znajomosci tego jezyka ( a raczej jej braku) jest mocno utrudnione. Babka od kilku dni nie moze sie dogadac z Estonczykami wiec widok “innych blach” spowodowalo jej nagłą nadzieje i pobiegla za mna do kibla ;) Pyta czy tam gdzie płyniemy bedzie lotnisko. Bo na jej mapie jest. Bo ona musi juz wracac do domu. Widząc moje okragłe ze zdumienia oczy pyta: “Ale to jest ta duza wyspa?”. Mowie, ze ta poprzednia wyspa byla wieksza i ze mi sie wydaje, ze miedzynarodowe samoloty to tylko z Tallina. Dziewczyna prawie wpada w histerie. Ma jakas dziwną mape, gdzie nawet na najmniejszych wysepkach sa znaczki przedstawiajace samolocik. Nie wiem co to oznacza, ale mam spore podejrzenia, ze nie to czego ona oczekuje. Zrezygnowana siada pod scianą, wodzi palcem po mapie i po chwili sie zrywa i pokazuje mi wyspe Ruhnu. Maleńką wysepke, chyba najbardziej na srodku morza, jaką w estonskich okolicach mozna znalezc. Jezeli by szukac najwiekszego zadupia gdzie najtrudniej sie dostac - to chyba tam wlasnie. Ale na Runhu tez jest znaczek samolotu. Pyta z nadzieją czy ja wiem jak sie mozna dostac na Ruhnu. Sytuacja jak widze jest powazna. Ide wiec po toperza. On moze chociaz z nia pogada i jej jakos wytłumaczy, ze samoloty na dalekie trasy latają przewaznie z miast a nie z rybackich wiosek. Ale jak wracamy dziewczyny juz nie ma. Nie widzielismy jej tez przy wysiadaniu z promu. Nie wiem czy rzucila sie w nurty morskie z rozpaczy czy zaszyła w jakims zakamarku promu? ale cały czas nie umiem jakos ogarnąć tej sytuacji.

cdn


2 komentarze:

  1. super relacja Buba.... pozdrowionka, a Kabaczę cudnie sie wyszczerza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem stałym czytelnikiem, i z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej Was nie lubię :) Zazdrość to jedna wstrętna cecha :)

    OdpowiedzUsuń