sobota, 9 grudnia 2017

Zaułkami lubuskiego szukając pałacyków cz.1

W taki ciemny i szary dzien jak dzisiaj to nie bardzo chce sie wstawac, wiec nie czynimy tego zbyt wczesnie. Gdy w koncu wyruszamy okazuje sie, ze do zmroku pozostalo tylko kilka godzin. Wszechobecna mgła zdaje sie z minuty na minute gestniec. Jak my te wszystkie palacyki znajdziemy w takich okolicznosciach?


Pierwszy pałacyk odwiedzamy w Rudzinach. Niewiele z niego zostalo. Niezadaszone ruiny przytykajace do jakiegos gospodarstwa.


W Mycielinie ponoc pałacu juz nie ma. We mgle jednak majaczą jakies ksztalty posrod parku oplecionego bluszczem.


Ponoc to dawna oficyna przypalacowa, ktory zostal rozebrany 40 lat temu.


Kolejna miejscowosc to Długie. Juz tu kiedys bylismy szukajac ruin koscioła. Pogoda byla podobnie zdechła jak dzisiaj.


We wsi jest tez pałac ale nie udaje mu sie nawet zdjecia zrobic. Prywatny, zamkniety, szczelnie zapłotowany. Wiec troche jakby go nie bylo…


Na pocieche pozostaje sympatyczna aleja.


Oraz blokowisko utopione w błocie i … brukwi!


Kolejny palac odnajdujemy w Stypułowie. Chyba trafiamy na jakis inny niz ten, ktorego szukalismy ;) Tamten mial słuzyc za mieszkania socjalne - ten jest opuszczony ale zamkniety i mozna go swobodnie obejrzec tylko z zewnatrz. Tzn. prawie swobodnie.. Otaczają go przepasciste bagna i jakies szemrzace cieki wodne, w ktore udaje mi sie wpasc po kolana.


Artystyczna kompozycja a moze reklama Tatry? ;)


Do palacu jest przyklejony ciekawy balkonik. Nie wiem czy byl tu od poczatku czy jest to efekt jakiejs przebudowy z lat pozniejszych, ale wyglada troche jak wyrwany z innej bajki np. z jakiejs karpackiej wsi. A moze w palacu po wojnie zamieszkali jacys repatrianci, ktorzy chcieli choc troche upodobnic bydynek do architektury, ktora znali z rodzimych okolic?


Naprzeciw jest fabryczka, ktora mogla kiedys byc gorzelnią.


Przy jednym z domow na dalszej trasie zalęgło sie sympatyczne ptactwo!


A w Chotkowie znow pałac! Taki jakby troche odnowiony z dwoma wolnostającymi basztami po boku.


Wokol zabudowania dawnych folwarkow czy PGRow. Kostka brukowa, omszały beton, przezierajace ze scian stare, niemieckie napisy. Ogolnie sympatycznie! :)


Przy sklepie w Jeleninie mamy podsklepie zadaszone. Mozna spozywac w cieple, bez deszczu kapiącego na łeb a moze i policaje tu nie zagladaja. Lokalna żulernia bardzo sobie chwali to rozwiazanie!


Lokalny palac jest zamieszkany i chyba przez dosyc ciekawych ludzi. A napewno takich, ktorzy mają manie gromadzenia, wiec troche sie z nimi identyfikuje ;) W ogrodzie sa zeskładowane przerozne rupiecie, ale głownie mniej lub bardziej powrastane juz w ziemie samochody.


Ogrod jest na tyle bujny, ze latem zapewne jest to jeden busz i kompletnie nic nie widac zza plotu. Juz ktorys raz sie utwierdzamy, ze sezon palacykowy trwa od listopada do kwietnia, i najlepiej jak sniegu nie ma!

Nieopodal stoją jakies ruiny. Nie wiem czy to jest stare czy nowe? Robi wrazenie zamku obronnego z basztą albo czegos na takowy stylizowanego. Najbardziej kojarzy mi sie z knajpami przy autostradzie albo mafijną dyskoteką gdzies na wschodzie ;)


W Jeleninie jest jeszcze jeden palacyk, tzn. malownicze ruiny wsrod rozlewisk i drog z błotem po uszy!


Zapadamy sie w śliską breje, krzaki i pnącza zrywają nam czapki, z pobliskich domów dudni disco-polo, czyli jest dokladnie tak jak lubimy! :)


Przy drodze do Jabłonowa przekraczamy stary, od lat nieuzywany tor..


A kawałek dalej siedzi w chaszczu budynek stacyjny.


Toperzowi nie chce sie wysiadac z cieplej skodusi. Ide wiec sama… Niemieckie farby przedwojenne okazaly sie skuteczniejsze od pozniejszych, to one wyłaza teraz na swiatlo dzienne!


Sa tez napisy z czasow pozniejszych.


Do wnetrza da sie wejsc. Zagladam - jedno, drugie pomieszczenie. Kable wyprute, legowiska rozlozone ale chyba dawno nieuzywane, swiete obrazy wciaz na scianach.


Wnetrze stacyjki wypelnia dziwny dzwiek. Jakby solidnego wodospadu? Albo przynajmniej wody gotujacej sie w czajniku bezprzewodowym? Takim co sie zepsul i nie potrafi sie sam wyłączyc a parą pod cisnieniem sika wszedzie wokol? Albo jakas maszyna bimbrownicza pracuje? Co to u licha za dzwiek??? Nie nadaje sie na samotnego eksploratora. Zwiewam biegusiem do skodusi ;)

Szukamy tez palacu w Przybymierzu, ale nie udaje sie nam znalezc. Jak potem sprawdzalam byl jakis dwor czy stara karczma ale wygladal jak zwykla kamienica i mogl byc ogrodzony.

W zapadajacym zmroku zajezdzamy jeszcze do Miodnicy. Tutejszy palac porastaja bluszcze i ma dziwny ksztalt jakby lekko kopnietej litery “U”.


Kiedys tu mieszkal ktos, kto przyjmowal “tylko dobre listy”.


Sa tu tez gdzies targi konskie!


Juz ciemna nocą tzn pewnie kolo 17 zajezdzamy do Lubska.


Natrafiamy na klimatyczny bar “Małgosia”, ale jest niestety nieczynny. Ktos sie orientuje kiedy zakonczyl swoja dzialalnosc?


Byl to “lokal kategorii IV”. Czyli taki jak w piosence. Czyli taki jakich szukamy!


Z braku odpowiednio klimatycznych spelun idziemy do pizzerii “Mafia”. Zaskakuje nas wyjatkowo sympatyczna obsluga i chyba najdrozszy kibel jaki w Polsce spotkalam! Przebiło nawet Walbrzych za 3.5!


Spimy w hoteliku “Zemsz”. Przewaznie jak szukamy zimowego noclegu w rejonie to trafiamy tutaj. Albo do Kożuchowa. Tu nocujemy juz chyba czwarty raz.


Tym razem przypada nam pokoj gigant! Jesli to bylby jeden z modnych obecnie hosteli - to by pewnie w tym pomieszczeniu zakwaterowali 30 osob a cene podniesli dwukrotnie. Tu na szczescie jest Lubsko, wiec mozemy sie cieszyc przestrzenia.


Oprocz nas w obiekcie nocują glownie robotnicy ze wschodu. Zreszta kartka na korytarzu wiele mowi w tej sprawie ;)


Poranny widok z okna cieszy gębe i zwiastuje kolejny udany dzien na włoczędze w nieznane!


cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz