czwartek, 26 października 2017

Armenia cz.35 (Erewan)








Na ostatnie sniadanie idziemy do knajpki przy dworcu, bo sie okazuje, ze całe nasze jedzenie spleśniało. Zemsta myszy, ktorej zabralismy worek gdy spalismy w UFO czy jak? No i sie skonczylo, ze ani mysza nie zjadła ani my ;) Knajpke prowadzi sympatyczny Gruzin o imieniu Siergiej. Zjadamy chaczapuri po adzarsku. Miejsce wyglada troche jak McDonald (takie plastikowe bistro) ale po chwili przestaje to przeszkadzac. Atmosfera przyjemna, niespieszna, stołują sie tu przewaznie miejscowi. I jest lane piwo!


Dzis pętamy sie w okolicach stadionu. Nie wiem czy okolica jest tu jakas niepewna, ale w blokach sa kraty w oknach nawet na 1 pietrze. A jedyne okno bez kraty jest rozbite ;)


Zabudowa jest tu rozna, totalnie wymieszana, nowa, stara, mieszkalna, sakralna, imprezowa..


Jakas ogromna konstrukcja - ni to dzwig, ni to radar...


Spod stadionu, zarowno w strone centrum, jak i dworca Kilikia, idzie sie wzdluz duzych, ruchliwych drog. Pieszych tez sie kręci sporo. Ulica najpierw idzie wzdluz wąwozu a potem go przekracza mostem. Mieszkajac u Stiopy i chodzac do centrum przemierzalismy ten most wielokrotnie, zarowno w dzien jak i w nocy. Dzis jednak przykuwa nasz wzrok kilka rzeczy na dole wąwozu- gdzie nigdy nie bylismy. Jest drugi kamienny most, sa jakies jakby wloty do tuneli. Schodzimy zarastajacymi schodami. Wąwoz jest jakis dziwny. Jakby zapomniany. Powyzej śmigają szosami tysiace aut, jest ludne miasto pełne miejscowych i przyjezdnych a tu nagle pstryk! i wpadamy jakby w inny swiat. Wejscia do tuneli zatkane sa blachą. Nie podchodzimy jednak do nich bo na drodze stoi dwoch gosci, o niezbyt zachecajacych do poznakomienia wyrazach twarzy. Chyba nas nie dostrzegają, ich wzrok jest totalnie błędny. Wygladaja na totalnie zamroczonych, ktorzy utracili kontakt z otaczajaca rzeczywistoscia. Stoją bez ruchu jak manekiny. Albo ćpuny, albo jacys nienormalni. Obieramy wiec kierunek przeciwny. Kit z tunelami! W tym miejscu zaczynam żalowac po raz pierwszy, zesmy tu zlezli…

Dalej sa jakies oprzyrządowania zaglonionych kanałow. Mały kamienny most konczy sie kratą. Nie wiem dokad dalej prowadzi. Krata jest zamknieta na dobre.


Mijamy tez pożar. Nie wiem, ktory to juz w tegorocznej Armenii. Nie powinno nas to dziwic. Tylko, ze tu … pali sie jakby woda…


Wypływ rwącej rzeki zza zelaznej kraty.


Mijamy budynek jakby starej przepompowni gdzie jakas ekipa zrobila sobie imprezownie. Siedzą za stolem a ze srodka wyraznie wali bezdomnym. Ci nas akurat zauwazyli. Na ich twarzach rysuje sie ogromne zdumienie i jakby niedowierzanie. Nie czekamy na przyplyw kolejnych emocji u tej dziwnej ekipy i podązamy dalej płytowymi drogami. W strone wielkiego mostu. Moze tam uda sie wyjsc na powierzchnie i wrocic do Erewania, ktory znamy ;)


Kolejne miejsce schadzek jest pod mostem. Tu chyba spotkania mają inny charakter bo wiszą trzy roznobarwne biustonosze.


W wąwozie jest jeden domek. Chyba zeskłotowany na dziko. Nie podchodzimy jednak do niego.


Gdybysmy byli wieksza ekipą - tak z 4-5 osob mozna by sie tu pokrecic dłuzej i kto wie co jeszcze napotkac. We dwojke raczej nie polecam eksploracji tego wąwozu.. Cieszymy sie, gdy znow jestesmy na mostowym chodniku wsrod ryku aut, z widokiem na Ararat, ktorego nie widac i fabryke koniaku ;) Ten wąwoz to chyba pierwsze miejsce w Armenii, w ktorym czulismy sie naprawde nieswojo i oględnie mowiac “mało komfortowo” ;) Acz trzeba przyznac, ze owo miejsce zapada w pamiec.

U dołu duzego mostu wisi tablica. “Most Pobiedy” , kiedy zostal zbudowany i nazwisko glownego inzyniera. Pozostale napisy zostały dokladnie skute. Zarowno ormianskie jak i rosyjskie. Wyglada na to, ze bylo tam jeszcze jedno nazwisko. Dlaczego? Tego nie wiemy. A bardzo bysmy sie chcieli dowiedziec!


Na skarpie wąwozu stoja budynki o stylach zroznicowanych.


Na dachu jednego z blokow jest chyba dobudowany cały domek. Nie mam pojecia jak to działalo- czy kazdy mogł osiedlic sie na dachu bloku i zbudowac tam sobie chalupe? Bardzo mnie ciekawi mechanizm powstawania takich dodatkowych pieter. Ciekawe tez jaki mają adres? ;)


Na trasie z mostu w strone dworca autobusowego całe płoty sa udekorowane starymi zdjeciami ukazujacymi Erewan sprzed lat. Stara zabudowa centrum, ktora praktycznie cała zostala zrownana z ziemia, jakies targi, place, parady sprzed lat. Nawet chyba jakis tramwaj sie zalapal. Mnie najbardziej urzekło to zdjecie!


Szukamy tez hali targowej, gdzie ostatnio obkupilismy sie w pysznne łakocie! Patrzymy w mape, idziemy pod “hale targową” i... to nie jest to miejsce! Z zewnatrz wyglada jeszcze znosnie, ale w srodku to jest jakis market!


Nieopodsal trafiamy jednak na fajną, uliczną suszarnie wełny.


Wpadamy tez na meczet!! Wstyd przyznac, ale nie wiedzialam, ze w Erewaniu jest meczet… Ba! Bylam pewna, ze gdzie jak gdzie, ale w Armenii to nie ma zadnego meczetu!!! Meczet jednak jest i ma sie dobrze. Szok totalny!

Mozna go zwiedzac. Nalezy do mniejszosci iranskiej. Oprowadza nas po nim miła starsza pani. Zwracaja uwage ładne mozaiki na kopułach i scianach.


W srodku nie bardzo mozna robic zdjecia, ale babka pozwala na jedno "z biodra" ;)


Przybył tez jakis bosonogi pielgrzym. Umył zakurzone nogi, napił sie z fontanny i napełnił skórzany bukłak. Z torby przerzuconej przez ramie wyjął kawałek chleba i z apetytem zjadł. Otrzepał z kurzu długie dredy i zwiazal w kucyk sznurkiem. Usiadł na ławce, odsapnął troche… po czym wyciągnał smartfon i zrobił sobie 10 roznych zdjec- "samojebek" z kija. Potem podłączył telefon kablem do laptopa i zaczał zapamietale walic w klawisze. Taaak…. Nawet koles z makatki nie wytrzymał ;)


W koncu przypominamy sobie, ze nasza hala targowa byla zaraz obok obrzydliwego marketu "Taszir" gdzie bezskutecznie szukalismy butli gazowych. Tym sposobem docieramy juz bez problemu. Jak zwykle naszym zainteresowaniem cieszą sie głownie dwa rodzaje produktów - bakalie i domowe wódki owocowe. Niestety jestesmy ograniczeni wagą bagazu, wiecej niz 28 kg na osobe wziac nie mozemy. Pomni tez doswiadczen sprzed 3 lat (gdy zabrano nam na lotnisku alkohol w plastiku) przelewamy bimber do szklanych butelek (co oczywiscie wpływa na mase...) Nabywamy suszono-kandyzowane figi, gruszki, wisnie, czeresnie, brzoskwinie. Kurcze, czemu u nas tego nie ma? Jedynie daktyle sa u nas dobre, reszta takowych owocow jest sucha i twarda...


Z ostatnim półdniem jak zwykle nie wiemy za bardzo co zrobic. Włóczymy sie wiec bez celu po centrum, pijemy piwo przy fontannach, zagladamy na Wernisaż, mimo ze koszulek i magnesikow z Armenii mamy juz zatrzesienie. Na koniec zapodajemy do knajpy "Kaukaz" gdzie nażeramy sie po brzegi, coby nie musiec juz jesc na lotniskach, gdzie jest upiornie drogo i wszystko smakuje jak z kartonu.



Na lotnisku jestesmy koło 23. Czekaja nas upojne, dlugie godziny oczekiwania na samolot, ktory odlatuje o jak zwykle idiotycznej porze, chyba 5 rano. Ani to przeżuc ani wypluc.. ni czekac od wieczora, ni isc spac u Stiopy i przyjechac rano, ni siedziec w knajpach w centrum i potem szukac taksowek... Sprytny toperz przynajmniej ma ksiazke (ja nie mam tyle samozaparcia aby takie rzeczy dzwigac przez 2 tygodnie po górach...) Zeby nie umrzec z nudów kupiłam sobie w centrum dziwną gazete "Tajemnice CCCP" ;) o ekspedycjach na opuszczone stacje kosmiczne, sekrecie mumii Lenina, Majaku- starszym bracie Czarnobyla, utajnionych tsunami niszczacych Kuryle czy rzekomym otruciu Andropowa ;) Taki "Super Express" tylko tematyczny ;) Siedzenia na lotniskach sa chyba specjalnie tak konstruowane aby nie dało sie na nich wygodnie spać - podłokietniki oddzielajace siedzenia, dziwne wyprofilowanie a wszystko zrobione z lodowatego metalu. Na podlodze spac sie nie da bo ciagle jezdza czyszczarki. Obkładam wiec ławke karimatami, swetrami i czym sie da.. Zwijajac sie w w jakas spirale udaje mi sie zasnac na okolo 3 godziny. Śnią mi sie jakies niesamowite rzeczy- tęczowe fale z koziołkujacymi wiewiórkami, zalewa do kiszonych ogórkow, z ktorej musze wydłubac fioletowy brokat czy murzynskie dziecko, ktoremu otwiera sie główke pilotem a w srodku sa lody pistacjowe.. Nie wiem czy to spowodowała lektura tej gazety, zwiniecie w korkociąg podczas snu czy moze w "Kaukazie" dodali do zarcia inne przyprawy niz zwykle?? ;)

Samolot jest oczywiscie opozniony. W Polsce przezywamy szok termiczny - ze slonecznych 35 stopni wpadamy w 8 stopni i siąpiący deszcz. Tegoroczne zakonczenie lata bylo wiec szybkie i brutalne.

Kolejna kaukaska przygoda przeszła do historii...

KONIEC

1 komentarz:

  1. Most został zaprojektowany przez inżyniera i 2 architektów(żródło http://www.armeniapedia.org/index.php?title=Haghtanak_Bridge )cyt: "It was designed by engineer Simon Ovnanyan and architects Artashes Mamadzhanyan and Ashot Asatryan."
    Na Twoim zdjęciu widać tylko 'Awnaniana'. Nie znalazłem żadnej informacji, czym pozostali panowie się zasłużyli, że nie zasłużyli na miejsce na tablicy...
    Jak zwykle świetny opis z wyprawy! Czytam z przyjemnością!

    OdpowiedzUsuń