Na trasie odwiedzamy tez opuszczony kosciol w Starych Prażuchach. Wyzamykany na cztery spusty ale mozna do srodka zajrzec przez zakratowane okna, lekko wspinajac sie po murze. Przezywam tu lekkie chwile grozy bo wsadzam łape z aparatem miedzy kraty i robie zdjecia. A jako że jest ze mnie straszna fajtłapa to ow aparat mi wypada i koziołkujac upada na koscielna podloge.. Juz mam wizje, ze bede musiala albo rozbic glowa mur albo poruszyc niebo i ziemie w poszukiwaniu osoby majacej klucz. Na szczescie trzecie wyjscie okazuje sie tez skuteczne- znajduje dlugaśna gałąź i udaje sie nia chwycic za aparatowy sznureczek i przyciagnac do siebie. Ufffff…
Gdzies w rejonie przysiadamy pod sklepem. Lody i cos dla ochłody. Sklep niby nieszczegolnie klimatyczny ale cieniste miejsca biesiadne nieopodal zadowolilyby kazdego konesera gatunku.
A tu kolejny przybytek- nie zjedzony jeszcze przez zadne sieci i nie opleciony ich mackami...
Za Lipnem, miedzy Chrostkowem a Sarnowem, wsrod plątaniny gruntowych drog, rozbijamy sie na biwak nad jeziorkiem. Jest ono zbyt małe aby zasluzyc na nazwe w ogolnopolskim atlasie samochodowym. Miejsce mile, ale ukochały go rowniez komary, ktore chca nas zywcem zjesc. Przypominaja mi sie rozne filmy i relacje z Syberii gdzie ręka potrafi byc czarna od tych gadzin a do oczu czy uszu pchaja sie calymi stadami. Nawet 95% DEET nie bardzo je rusza... Zanim pojdziemy spac czeka nas jeszcze w busiu dlugie polowanie aby pozbyc sie wscieklego bzyku, łaskotania malych odnóży w nos i smutnych kwikow upalonego po raz kolejny dziecięcia. Po godzinnych łowach busio uzyskuje kolejne kilkadziesiat plam na suficie a my mozemy spokojnie zapaść w sen, sluchajac tylko spiewu nocnego ptactwa i plusku ryb w jeziorze…
Ulubione zajecie kabaczka w tym tygodniu- zamiatanie.
Drogi wsrod okolicznych lasow i pol. Pył zaczyna chrzęścic w zębach! Wlasnie takie drogi lubie najbardziej! :)
I teraz pytanie- czy to jest nazwa jakiegos przysiółka (po Koncu Swiata juz mnie nic nie zdziwi) czy tylko tak ktos sobie postawil...
A my jedziemy sobie dalej. W Suszu wpadamy na ciekawy pomnik. Odkrylismy go przypadkiem, przy cmentarzu.
Skadinad ostatnio cmentarze to ostatnie miejsca gdzie mozna legalnie wyrzucic worek smieci do kubła. Bo osiedlowe smietniki sa czesto pokratowe a w oknach blokow czaja sie kapusie. Przyalejkowe kubły w parkach, na przystankach autobusowych, przy sklepach czy stacjach benzynowych nadaja sie aby wrzucic do nich puszke po coli (o ile jest zgnieciona).. Na wielu lesnych parkingach kubłow nie ma i sa tablice aby smieci zabierac ze soba- tylko gdzie??? A potem jest płacz, ze smieci ląduja w lesie lub w rowie… Codziennie wiec szukamy jakiegos cmentarza ;)
W Kamieńcu stajemy przed palacem. Na teren nie da sie wejsc- pogrodzone.
Ale naprzeciw jest za to sympatyczny sklep. W srodku jest stolik biesiadny, za ktorym siedza lokalni żule i brzowa postac. Przed kukłą tez stoi piwo. Pytam jakie trunki łaciaty kolega lubi najbardziej. Ktos odpowiada ze tatre bo jest w promocji. Wszyscy wybuchaja smiechem. Brzozowy koneser piwnych smakow ponoc ma na imie Heniek. Zaluje ze nie zrobiłam zdjecia tego wnetrza, ale jakos czasem jestem zbyt nieśmiała…
W Kwietniewie wpada nam w oczy kosciół jak zamek krzyzacki a jego wnetrza własnie sa przystrajane zielonymi krzewami. Fajnie to wyglada ale troche mi zal… chyba pół lasu wyrżneli... :(
A czy wspominalam, ze maja tu w rejonie fajne nawierzchnie dróg? Tu np. droga trzycyfrowa z kolorowych kocich łbów! :D
Od rana pada. Im dalej to opad przybiera na intensywnosci. Plany ogniskowe na wieczor coraz bardziej biorą w łeb.. Kurde w taka pogode to i żarcie ciezko ugotowac bo sie leje za kołnierz, a jak sie kabaka wypusci to potem trzeba wykręcac. Pewne miejsce kolo Zaporowa spada nam jak z nieba- wiata mysliwska! Wlasnie to czego dzis potrzebowalismy najbardziej! A znalezione zupelnym przypadkiem- ot pojechalismy zobaczyc dokad prowadzi boczna, nieoznaczona droga… Jest i pulpa na marusi i radosny kabak biegajacy miedzy ławkami.
Lesna wiata to najlepszy plac zabaw!
I maja tu bardzo klimatyczna sławojke pod wielkim starym drzewem. Mozna sobie siedziec, patrzec na swiat przez uchylone drzwi i kontemplowac padajacy deszcz :)
Szkoda ze nie ma wewnetrznego paleniska ogniskowego- ale coz, nie mozna miec wszystkiego!
A tu nasze spanko
Busio ma jeden minus do spania w stosunku do namiotu- blaszany dach strasznie potęguje odgłos padającego deszczu. Bez stoperow nie zasne! Nie mowiac juz o szyszkach! Szyszka to jest jak granat!!! ;)
Poranne suszenie mokrych kurtek.
Rano zawijamy jeszcze zobaczyc drugie ewentualne miejsce na biwak w rejonie, polecone przez kogos znajomego- plaże nad jez. Pierzchalskim, ktore jest zbiornikiem na rzece Pasłęka. Tez ładne, puste miejsce, przynajmniej poza weekendem i wakacjami. I nawet wczoraj bysmy mieli dach nad glowa- zruinowany budyneczek jakby dawnej knajpki.
A potem jeszcze Braniewo i poszukiwanie kantoru z rublami (bo o dziwo nie w kazdym są). Najlepsza jest babka w jednym z nich i jej pytanie- “ a po co wam ruble??” W BRANIEWIE!!!- nie w Katowicach czy Honolulu. Zaproponowalam, ze jej pokaze mape ale nie chciala...
A potem juz kierunek - granica. Ku nieznanemu i kolejnym przygodom! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz