wtorek, 18 kwietnia 2017

Śladem poradzieckich baz cz.4 (Łotwa - leśne bazy wojskowe, radary i lotniska)

Krajem najbardziej obfitym w poradzieckie leśne bazy, ktory odwiedzilismy- była Łotwa.

Zdjecia pochodzą z dwoch wyjazdow w 2013 i 2014 roku.

okolice Rucavy

Obiekt jest mocno zniszczony. Obecnie widac, ze jest przerobiony na tor motocrosowy.
Dokonujemy tu interesujacego odkrycia przyrodniczego- na litewsko-łotewskim pograniczu występuja niedziewiedzie! I do tego białe! Mają łagodne usposobienie, nie atakuja ludzi i prowadza nadrzewny tryb zycia




okolice Kiburi

W lasach za Kiburi szukamy kolejnej poradzieckiej bazy! Kurcze- tu byla kiedys baza na bazie. Łotysze chyba mieli przekichane- jak tu isc na grzyby? ;) Kolejne kilometry plytowych drog przypominaja o minionych czasach. Przyroda ponownie przejmuje wladanie nad betonem. Znów ptaki zakladaja gniazda w pokruszonych łukach stropów. Tam gdzie trzymano rakiety z ziemi wylaza niesmialo swiezutkie pędy bluszczy. Gdzieniegdzie zbrojone plyty juz calkiem nikna pod gąszczem chaszcza- latem wogole nie bedzie ich widac. Ot trwalosc ludzkich osiagniec.
Czesc hangarów miejscowi wykorzystuja jako gigantyczne stodoły. Ogromne bele sianka sie tam susza. Idealne miejsce- suche i przewiewne.
Sprawdzamy czy wszystkie autka zmieszcza sie kolektywnie w garazach samolotowych.
Toperz znajduje skrzynie. Bardzo fajną! Ale mimo najlepszych checi nie upchniemy jej do skodusi. W oczach naszych pasazerow widac przerazenie- bo i tak ledwo miescimy sie z bagazami.




Liepaja

Przedzieramy sie przez bagna w poszukiwaniu bazy. Baza siedzi w takich terenach:
Okolica bardzo piekna ale isc na przełaj nie bardzo sie da. Nadkladajac mocno drogi odnajdujemy groble, ktora wyprowadza nas w suchy, mocno pagorkowaty las. Jak sie okazuje w kazdej gorce siedzi spory zamaskowany bunkier, z korytarzem i ogromna halą.
Przy wypalonym ognisku znajdujemy resztki kombinezonu kosmonauty, przeciwchemicznego albo moze na skazenia radioaktywne? Sa glosy w ekipie ze "kombinezon chyba nie jest pusty w srodku" ale nikt nie ma ochoty (i odwagi ;) ) tego sprawdzac.
Znajdujemy tez skrzynke, ktora dawniej sluzyla jako przechowalnia wojskowych petard. Jest taka fajna i w dobrym stanie, ze nie mozemy jej zostawic. Ale chocbysmy staneli na glowie to nie wsadzimy jej do skodusi (chyba ze bedziemy ciagnac losy kto biegnie za samochodem ;) ). Na szczescie udaje sie upchnąc skrzynke w drugim, mniej wyladowanych samochodzie. Teraz trzymam w niej ksiazki. Rzecz jasna- takie o podrozach na wschod ;)
A skad tu sie wzial drewniany konik na biegunach to ja juz calkiem nie mam pojecia!




okolice Vainode

Na naszej trasie jest dawne wojskowe lotnisko. Na uboczu wsi rzucaja sie nam w oczy dwa stare pomniki
Wsrod rozwalisk stoi tez jeden w polowie zburzony blok. Czesc mieszkan jest wypalona, czesc wypatroszona, czesc zwisa na zelbetonie jakby po jakims wybuchu. Ale przed blokiem stoi calkiem nowa i zadbana slawojka a po ogrodku ktos sie kreci i układa porabane swiezo drewno. Jakos nie podchodzimy sie przywitac, czego pozniej zaluje. Jedziemy na lotnisko. Ogladamy kilka hangarow i scigamy sie po dawnych, juz lekko zaroslych trawa, pasach startowych.
Podjezdza do nas miejscowy. Poczatkowo jest troche nieufny i zdziwiony ze interesuja nas takie miejsca. Potem nawiazuje sie jakas nic sympatii i opowiada nam o roznych bazach w okolicy. w 91 roku Rosjanie opuscili lotnisko i od tego czasu cala baza jest sukcesywnie rozbierana. Wojskowi wyjechali od razu, a reszta miasta rozplywala sie powoli, znikaly miejsca pracy- zaklady naprawcze, szkola, sklepy. Ludzie po kolei rozjezdzali sie do miast, za granice, do rodziny.. Puste bloki szły pod młotek, a tłuczniem utwardzano kolejne lesne drogi. Do dzisiaj przetrwal tylko jeden samotny blok wsrod pol i podmurowek innych obiektow. Jedno mieszkanie tego ocalalego bloku zajmuje emerytowany major. Jego rodzina wyemigrowala kilkanascie lat temu. W domu nie ma juz ani pradu ani wody i wszystko coraz bardziej popada w zupelna ruine. Koles ma ponoc "skrzywiona psychike" i trudno sie z nim dogadac. Nie wyjechal bo twierdzi ze tu bylo i wciaz jest jego miejsce. Z widokiem na pasy startowe i pomnik niesmiertelnego. Tak jak dawniej, tak jak zawsze.. tylko wszystko coraz bardziej zarasta trawa i chwast....




pomiędzy Nigrande a Skrundą

Bazy zagubionej w tamtejszych lasach dlugo nie mozemy znalezc. Juz prawie sie poddajemy gdy nagle myk! betonowe wrota do mrocznych czelusci wylaniaja sie spomiedzy drzew!
Im dalej w las- tym wiecej hangarow! Wiele z nich z dobrze zachowanymi napisami- np. zeby nie robic nic bez komendy, zeby nie zostawiac bez dozoru tajnej literatury. Zadnej literatury nie znalezlismy- wiec albo jej juz nie ma albo jest rzeczywiscie dobrze pilnowana ;) A jesli chodzi o komendy to jakies padły na poczatku wyjazdu- w stylu “włazimy w kazde ruiny!” :)




okolice Zalite

Baza rakietowa niedaleko wsi Zalite (koło Iecavy) ze swietnie zachowanymi tematycznymi mozaikami. Do kompletu jest tez pomnik z rakietami.
Czesc bazy wciaz jest wykorzystywana. Widac zadbane hangary z nowymi drzwiami, doprowadzony prad, skladowska setek klatek dla drobiu albo dla hodowli jakis norek.



okolice Zeltini

Ta baza odroznia sie od pozostalych obecnoscia wielkiego łba! W deszczu, szarosci i zimnie dojezdzamy na miejsce. Budynkow sporo, duzo z nich jest obecnie uzywane przez jakies firmy zrywkowe. Głowy nie ma. Jezdzimy w kolko betonowymi drogami. Nie ma. Ukradli czy jak? Gdy juz mamy zawracac toperz wjezdza w boczny placyk celem latwiejszego wykrecenia. A na srodku tego placu wlasnie stoi to czego szukamy!!!
W tej chwili nie pada ale wszystko wokol jest paskudnie mokre. Jakos postawienie namiotu w tej bagnistej trawie nie jest tym o czym marzymy najbardziej. Szukamy jakiegos zadaszonego miejsca. Zaraz obok "wielkiej glowy" zaczynaja sie hangary. W wiekszosci zamkniete ale jeden okazuje sie idealny! I na dodatek przed nim stoi kibelek! To ostatecznie przekonuje nas ze jest to miejsce przeznaczone dla zbłakanych wedrowcow!
Namiot i stolik stawiamy we wnetrzu hangaru! Dzis nam nie straszne ulewy, wiatry i burze!!
Rano wita nas slonce. Wloczymy sie jeszcze chwile po bazie, szukajac sladow starych napisow czy malowidel.




okolice Gulbene

Kolejną baze szukamy kolo Gulbene, gdzies w lasach pomiedzy Sinole i Lizums. Na miejsce prowadzi strasznie dluga droga z betonowych plyt. Plyty sa wyjatkowo zniszczone, rozlazly sie tworzac miedzy soba wielkie szczeliny. Tam gdzie sie nie rozjechaly to sie rozsypal beton i stercza druty zbrojen, wiec chyba jeszcze gorzej. W koncu docieramy na miejsce. Budynkow zachowalo sie sporo. Idziemy dluga ulica obstawiona z obu stron dwupoziomowymi domami. Nie umiem powiedziec czemu i skad pojawilo sie to odczucie,ale baza ma w sobie cos przerazajacego. Za cholere nie chcialabym w niej spac. W innych bazach tego nie czulam. Zdaje sie tu nikogo nie byc ale wciaz sie ogladam za siebie bo mam wrazenie ze ktos nas obserwuje. Wnetrza blokow sa jakby wypalone, mury jakby postrzelane odlamkami czegos sporego kalibru (karabinki ASG czy paintballa to raczej nie sa), jakos sobie wkrecilam ze w ktoryms z tych budynkow musza byc ukryte zwloki.
Jeden z budynkow ma wejscie zabezpieczone drutem kolczastym. Toperz decyduje sie zbadac wnetrze. Ponoc w srodku nie ma nic szczegolnego, tyle tylko ze fragmenty podartych folii czy desek sugeruja ze miejsce sluzylo kiedys za schronienie lub nocleg.
Najlepiej zachowaly sie warsztaty mechaniczne, gdzie jest sporo hal z roznymi tematycznymi napisami.




Radar w Irbene

Miejsce nie tak do konca opuszczone bo jeden z radarow jest uzywany. Obecnie pelni funkcje naukowe (glownie obserwacje przestrzeni kosmicznej niedalekiego zasiegu) i mozna go zwiedzac.



Dostepny do zwiedzania jest najwiekszy z tamtejszych radarow, ten 32 metrowy. W najblizszej okolicy znajduje sie takze radar 16 metrowy oraz ruiny budynkow malutkiego radaru, ktory Rosjanie zabrali ze soba kiedy stad odchodzili. Mamy duze szczescie, ze zalapujemy sie akurat na taka godzine ze mozemy wejsc do srodka. Oprowadza nas mlody chlopak, chyba jakis student albo praktykant. Ogladamy rozne mechanizmy sterujace wewnatrz radaru, wszystkie pochodza z czasow kiedy radar byl stawiany i pelnil funcje szpiegowskie dla radzieckiej armii. W przyszlym roku wiekszosc mechanizmow ma byc wymienianych na bardziej nowoczesne a czesc starych ma sie znalezc w malutkim muzeum przyradarowym.



Mamy kupe szczescia ze mozemy zobaczyc to wszystko jak jeszcze dziala. Wnetrza wygladaja jak z jakiegos filmu o promach i stacjach kosmicznych!






Chyba jakos wzbudzilismy sympatie i zaufanie oprowadzajacego bo pozwala nam przejsc sie tunelem ktory łaczyl wszystkie trzy okoliczne radary. Mamy isc caly czas prosto korytarzem, jakies 1.5 km i dostajemy klucze aby moc sobie otworzyc jakies drzwi na przeciwleglym koncu tunelu. Wlazimy po drabince w mroczna czelusc.

Korytarz jest dosc waski i niewysoki, z prawej jego strony stercza jakies druty, wygladajace jakby mocowania dla sporej ilosci kabli.


Idac trzeba trzymac troche krzywo glowe aby sie na nic nie nadziac. W tunelu dochodzimy do rozgłezienia. Postanawiamy isc w prawo , jako ze wisi kartka z napisem po angielsku "do wyjscia". Trasa prowadzi do ruin malutkiego radaru ktory Rosjanie zabrali. Wchodzimy do opuszczonych zabudowan ktorych pilnuje specyficzny stroz.

Czesc ekipy idzie szukac wyjscia. Ja staram sie jak najbardziej wykorzystac czas do obejscia zruinowanych budynkow.



Jak sie okazuje reszta ekipy znalazla jakies drzwi ale klucz do nich nie pasuje i sa solidnie zasrubowane. Tędy nie wyjdziemy chyba ze wywalimy te drzwi z framuga. Moze jednak trzeba bylo w tunelu skrecic w lewo? Podoba mi sie ta mysl! Jest szansa ze tam wrocimy i zobaczymy jeszcze ten 16 metrowy radar! Idziemy. Znowu ten sam tunel, znowu glowa dziwnie skrecona, zeby nie nadziac sie na druty. Dochodzimy do drzwi pod srednim radarem. Niestety zamkniete. Bez dziurki na klucz. Hmmmmm.. Chyba jednak trzeba wrocic do budynkow malego radaru. Zaczynaja sie tworzyc opowiesci o tunelach bez wyjscia, o turystach zagubionych w podziemnych labiryntach albo o Polakach - wandalach ktorzy wywala z kopa drzwi razem z zawiasami bo nie umieja posluzyc sie kluczem. Ciekawe jakby sie spalo w tym tunelu? To moglaby byc calkie fajna przygoda! Szkoda tylko ze nikt nie zabral jedzenia ani balsamu bo jednak tu troche chlodno.. Wracamy do tych samych drzwi. Okazuje sie ze faktycznie sa zasrubowane ale tylko jedno ich skrzydlo. Drugie otwiera sie bez problemu!! Na tym etapie nie jestesmy juz w stanie dociec kto z ekipy zakrzyknal pierwszy "drzwi sa zamkniete". Wylazimy i wracamy lasem do duzego radaru. Chlopak ktory nas oprowadzal chodzi w kolko po placu, nerwowo pali papierosa, co chwile spoglada na zegarek i pochrzakuje. W koncu wedlug wszelakich wyliczen mielismy wrocic chyba dwie godziiny temu. Mam wrazenie ze kamien mu spadl z serca jak nas zobaczyl i dluugo juz zadnych turystow nie wpusci do tunelu.... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz