Poranek rozpoczynamy od spaceru po Ścinawie. W miescie sa 3 poradzieckie pomniki. W rynku stoi czołg z czerwona gwiazdą.
W parku slupowaty pomniczek o popularnym niegdys ksztalcie, obecnie juz obdarty z tablic, symboli czy napisow acz odgniecione ślady gwiazdy mozna zauwazyc.
Najciekawszy pomnik znajduje sie na rondzie. Z jednej strony zachowaly sie napisy o “wiecznej slawie gierojam”
a z drugiej wisi gitara i napis ze Ścinawa jest miastem bluesa :D Niesamowite zestawienie! Gęba az sie cieszy! Jak fajnie jest nie niszczyc starych rzeczy- a gdy sa niepotrzebne umiec je przekwalifikowac, uzyc do innego celu :)
Ulicą Rybną schodzimy w kierunku Odry. Pobocza opatrzone wlasciwymi symbolami do nazwy.
Nad Odra jest port. Latem odbywaja sie tu rozne imprezy, mozna pozyczyc kajaki. Sa nawet kible i lazienki w baraku, otwierane rowniez sezonowo. Jest ogromna wiata i dwa miejsca ogniskowe.
Dzis jest pusto- hula tylko wiatr przewalajac po niebie chmury, spod ktorych raz po raz przeblyskuje ostre slonce.
Na brzegu siedzi kilku rybakow oddajac sie namietnie swojej pasji.
Zaraz obok sieci i wiaderek przycupnely trzy koty. Cierpliwie czekaja. W oczach widac nadzieje..
Na przyzby okolicznych budynkow tez wylegly masowo te futrzaki. To pierwszy taki cieply dzien chyba od pol roku. Widac radosc na pyszczkach. Wygrzewaja sie, czochraja, mrucza!
Potem jedziemy do Przyborowa. Blotnistymi drogami kluczymy wsrod dawnych zabudowan palacowych. Czesc z nich same wygladaja jak palace- ogromne budynki z czerwonej cegly.
Tu znow spotykamy komplet wypoczynkowy pod gołym niebem.
Coraz czesciej na roznych zadupiach, w fortach i ruinach, w menelskich melinach, w miejscach gdzie sie zrzesza mlodziez, zauwazamy nieraz calkiem dobre meble.. A mowi sie, ze w wielu miejscach Polski, na popegieerowskich wsiach- ze jest bieda.. Ale to chyba nieprawda- skoro stare kanapy, fotele, stoly nie sa juz potrzebne w domach, nie trafiaja na rynek wtórny, nie sa uzywane zgodnie z przeznaczeniem, mimo ze nadal sa wygodne i spelniaja swoje funkcje. Jakos ostatnio- moze przez nadmiar towaru w sklepach, moze przez lansowaną i promowaną mode na nowosci, zanikł wogole szacunek do rzeczy.. Zanikła umiejetnosc naprawiania, dbania, renowacji… Takie jakies refleksje czasem mnie nachodza wedrujac tu i tam. Choc skadinad lubie taki klimat podniebnego salonu :)
I tak odnalezlismy palac. Ogromny, opuszczony i z zewnatrz wydajacy sie byc w dobrym stanie. Polozony wsrod wyschlej, szumiacej na wietrze trawy i wysokiego, chudego, samotnego iglaka.
Kiedys byl tu m.in. “Klub Prasy i Ksiazki”.
W herbie mieli tu ryby i kolesia z irokezem.
Od drugiej strony sciany budynku porastaja malownicze bluszcze i jest ciekawa okragła weranda.
I co najwazniejsze- udaje mi sie wejsc do srodka. Zachowalo sie jeszcze troche sciennych i sufitowych zdobien.
Wbrew pozorom w srodku stan pałacu nie jest juz tak dobry jak sie z zewnatrz wydawalo. Stropy zaczynaja mocno przeciekac, wylazi z nich siano a gdzieniegdzie sie powoli zawalaja. Tym samym rezygnuje z dalszych eksploracji wyzszych pieter. Wchodze tylko pare schodkow wystawic czułki i slysze, ze za tymi bialymi drzwiami ktos jest.
Jakby szuranie, odglosy krokow, chrzakniecie, ziewanie. Zatem “oni” napewno tez o mnie wiedza- moje kroki mocno dudnia na drewnianych podlogach. Nikt mnie nie goni, ale na wszelki wypadek zwiewam w strone wyjscia. Na tyle skutecznie, ze udaje mi sie pomylic droge i spotkac ze ślepą sciana.. Pieprzony labirynt! Na szczescie drugie poszukiwanie wybitego okienka konczy sie sukcesem! Ufff.. Nawet nie mam pewnosci czy to byli ludzie czy np. zbłąkany kot, ale strachu sie najadłam. Nie wiem czemu sa czasem miejsca gdzie nagle zaczyna sie czuc dziwny niepokoj.. I to bylo jednym z nich..
Na zewnatrz atmosfera juz jest miła, spokojna i sielska. Toperz goni kabaka wsrod zeschlych lisci a malenstwo czesc z nich probuje wsadzic do pyska.
A za palacem jest stawek. Widac miejsce po ognisku. Rzucone w krzakach przebite kolorowe kolko do plywania sugeruje, ze latem stawek spelnia funkcje kapielowe.
Na kolejny palacyk trafiamy przypadkiem. Dostrzegamy go z drogi.
Znajduje sie we wsi Śleszowice. Tak przynajmniej mowi moja mapa. Bo drogowskazy sie cos nie dogadaly ;)
Czesc palacu jest chyba zamieszkana, albo byla jeszcze calkiem niedawno. Wokol sa zamieszkane czworaki, łazi ptactwo, stoja sympatyczne stare ursusy i stanowiska rąbania drewna.
Po okolicznych polach przechadzaja sie żurawie w czerwonych beretkach, drą dzioby i kręca czarnymi pierzastymi kuprami.
Budków uracza nas białą tablicą do kolekcji.
I nietypowym przystankiem autobusowym! Zaraz za owym obiektem sa dwie wiatki, miejsce ogniskowe, grill i stawek. Gdy autobus sie opoznia i w brzuszku zacznie burczec z glodu - mozna ułowic rybke i na miejscu ją przyrzadzic i spozyc w komfortowych warunkach.
My łowic nie umiemy, na autobus nie czekamy ale usmazenie oscypkow wydaje sie bardzo kuszące. Drewna jest wokol mało i dosc mokre wiec korzystamy z łanów uschnietego wrotyczu. Pali sie wybornie a i zapach jest dosc nietypowy. Ogien uklada sie w dziwne formy i skwierczy, piszczy, jakby ktos rysowal po szkle. Poki co to moje pierwsze ognisko z wrotyczu. Ha! Robakow miec nie bedziemy! ;)
Jak juz tu jestesmy to jedziemy za Budków, tam gdzie droga sie konczy w rejonie wałow nadrzecznych. A nuz sie tam czai jakies miejsce biwakowe albo co innego rownie ciekawego. Wał, jak wał. Jak 200 m od naszego domu w Oławie ;)
Niespodzianka jednak jest… W okolicznych krzakach, pod wałem i w jeszcze kilku miejscach leżą reklamowki z Castoramy a w nich zawiniete martwe ptaki. Nie wiem jaki gatunek, wole tego nie dotykac i nie zblizac sie zanadto, szlag wie na jaka dżume zdechly ;) W marketach bywam sporadycznie, ale z tego co wiem to w Castoramie raczej nie sprzedaje sie ptactwa, a juz napewno nie takie z piórami! A dzikie ptactwo jak ma zamiar zdechnac to raczej w foliowe torebki sie samo nie zawija! Jest wiec cos w tym znalezisku dziwnego…
Pogoda sie pogarsza, niebo zasnuwaja coraz ciemniejsze chmury. Wzmaga sie wiatr. W takich nastrojach zajezdzamy do Wyszęcic. Niestety nie mamy zepsutych resorów. A szkoda, bo klimat zakładu kusi i zacheca!
Spotykamy tu tez fajny plac zabaw o zroznicowanej infrastrukturze- i dla mlodszych i dla starszych, dla kazdego cos milego!
Szerokie brukowane drogi wiją sie wsrod luzno rozsianych zabudowan.
Jedna z nich prowadzi do palacu.
Czesc budynku jest zamieszkana.
Lewe skrzydlo zawalilo sie i jest calkowitą ruina. Na otaśmowanym wybiegu pasie sie koń. Kabaczek bardzo sie cieszy widokiem konia, ale tylko wowczas gdy odleglosc od niego przekracza 20 metrow ;) Blizej konia wiec nie podchodzimy!
Zabudowania przypalacowe sa zamieszkane czesciowo.
Faktury starości…
Nastepny na naszej trasie jest Dziewin. Tutejszy palac jest juz niezadaszona ruiną
Zachowalo sie jednak troche starych napisow.
Zabudowania przypałacowe prezentują optymalny wedlug mnie stopien symbiozy ludzkich domow z roslinnoscia! :)
Kiedys musialy tu mieszkac jakies dzieci
Obecnie we wnetrzach panuje zapach, ktorego nie potrafie zdefiniowac. Ni to jakies zioła, ni to detergent, ni to cos przywołujacego wspomnienie laboratoriow na studiach..
Znajduje tez starą kafle piecową (chyba) z napisem i zamierzam ją zabrac na pamiatke. Na srodku jest jednak kupa, przypuszczalnie jakiegos gryzonia. Gdy juz prawie udaje mi sie wyczyscic eksponat- pęka na pół :(
Teren wokol pałacu porasta pewna niebezpieczna roslina, ktorą ja jednak jakos bardzo lubie. Fascynują mnie jej rozmiary, jej wielkie baldachy, jej rozmach w pochłanianiu kolejnych terenow. Jest w niej cos nieziemskiego, strasznego i budzącego respekt. Na bramie pałacowej nawet wisi ostrzezenie.
Teraz jednak jest marzec. Złowrogie kłącza śpią uspione w ziemi. Zeszloroczne wielkie baldachy sa juz tylko wyschłymi na wiór truchełkami. Nie moge darowac takiej okazji. Od tej chwili mamy pasazera na gape. Droge ku Oławie pokona na przednim siedzeniu. I o zgrozo bez pasów!
Za Dziewinem, nad starorzeczem, jest miłe wyznaczone miejsce biwakowe.
Lokalny kosciol jest mocno oklejony mniej lub bardziej zdobionymi tablicami w roznym stadium zachowania. Niektore popękały ze starosci, inne wygladaja jak nowe.
Z czesci tablic lub nagrobkow zrobiono skalniaczek
Nieopodal rosnie drzewo. W nadpęknietym i nadprochnialym pniu jakby sie kulily jakies postacie!
Jedna z tablic, taka wkomponowana w koscielny mur zostala skuta. A z jaka dokladnoscia i zawzieciem! Jakby kogos opętala mania zniszczenia. Az chcialabym moc uslyszec mysli, ktore kłębiły sie w glowie skuwającego. Czy była to złosc i chec zemsty? A moze w takich głowach mysli nie goszczą wogole? Jedno jest pewne- widac sporo włozonej siły, energii i czasu.. Tablica musiala dotyczyc I wojny.. Mimo staran widac, ze u gory byla data 1914-1918.
A postawiony w tym miejscu świątek mocno sie zadumał… Ciekawe nad czym…
Ten zadumany osobnik nie jest jedyny! Cala wioska wyroznia sie duza iloscia drewnianych rzezb przydroznych- musi tu mieszkac jakis artysta! Przy kosciele dominuja klimaty tematyczne
Kawałek dalej juz zroznicowane.
Im dalej od kosciola tym wiecej cycków ;)
Na jednym z domostw sa kolorowe budki. Ale chyba nie dla ptakow, wyglada, ze raczej dla pszczol.
Kolejny pałacyk jest w Niemstowie. Wyglada na szczelnie zapustakowany, ogrodzony, wiec jedziemy dalej bez zwiedzania.
Juz wracajac zawijamy jeszcze do Proszkowa- miejsca bez wyjscia, w ślepy zaułek lokalnych dróg…
Teren przypalacowy, pobieznie patrząc prezentuje sie klasycznie
Kawałek dalej uwage jednak przykuwa niecodzienny widok! Wsrod zeschłych lisci poniewierają sie spore ilosci jedzenia- glownie mięsa, ale tez frytek, sałatek! Co to u licha jest??? Całe kurczaki, tuszki i dzwonka jakby łososi i karpi, jakies spore kawały czerwonego mięsa. Pięć, sześć, siedem takich składowisk. Jedzenie nie jest bardzo zepsute tzn. nie smierdzi i wyglada calkiem apetycznie. Kto, po co i dlaczego tutaj to wywalil? Nie szkoda mu bylo? (hmmm… co to ja sobie o tych meblach myslalam? ;) ) Choc z drugiej strony to nie wyglada na wyrzucone, raczej na wyłozone.. W ofierze duchom przodkow albo smokowi zjadajacemu lokalne dziewice? Albo na przynete dla jakis zwierzat aby je potem upolowac? W sensie poswiece kurczaka ale bede miec dziczyzne?
Rozważając nad wędliną prawie calkiem zapomnialam po co ja tu przyszlam- wlasnie! Pałac!
Z zewnatrz nie wyglada na zbyt uzywany
Żelazna weranda sprawia wrazenie wrecz opuszczone i zapomniane.
Zagladam do srodka - i szok! Calkiem elegancko, nie?
Na koniec jeszcze palac w Jugowcu. Ogrodzony, z wrazymi tabliczkami.
Ale maja chociaz milo zarosnieta mchami trylinke :)
To byl udany weekend! Niby dwa dni a wrazen jak z tygodnia wedrowki! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz