wtorek, 13 grudnia 2016

Czas nie goni nas cz.42 - Gruzja, wśród płowych gór..

Akhalseni jest znaczone na mapie jako dawna wies, ktorej juz nie ma. Tereny sa uzywane pod sianokosy przez ludzi z innych, okolicznych wiosek
Faktycznie nie ma tu zadnych domow. Jest tylko jeden baraczek zrobiony ze starej blaszanej przyczepy.
Udaje sie nam znalezc mostek i przeprawic za rzeke do kosciolka na gorce.
Mozna sie tu zupelnie poczuc jak w Armenii- kosciolek jest otwarty! W innych regionach Gruzji obowiazkowym wyposazeniem tego typu obiektow jest duza kłódka. No coz- duzo ludzi mi mowilo, ze Dzawachetia to taka nie do konca Gruzja ;)
W srodku budynku dominuje zapach swiec i wilgotnego muru. Wszedzie sporo swietych obrazkow. Kabak zawiesza sie wpatrujac w pełgajacy płomien swiecy. Nieruchomieje, a na podswietlonym blaskiem swiecy pyszczku widac wielkie zainteresowanie i zadume.
Czesc postaci przedstawionych na sciennych obrazkach ma charakterystyczne i dosc nietypowe twarze.
Kosciol jest zbudowany z nieregularnych kamieni o roznych kolorach. Nie wiem czy celowo takie dobierali czy przypadkiem tak wyszlo, bo takie mieli pod reka.
Czesc z kamieni jest rzezbiona.
Budynek chyba kiedys byl wiekszy, nieopodal wejscia stoja resztki jakiegos filaru.
Jest tez “oklapniety” krzyz
W polach lezy cos co wyglada jak kamienne poidło dla bydła
Widoki na wszyskie strony sa jednolicie plowe, tylko waski pas wzdluz rzeki daje po oczach zielonoscia!
Ze wzgorza udaje sie wypatrzec jakis budynek na gorkach po przeciwnej stronie drogi (mniej wiecej w srodku zdjecia). Moze tez stepowy kosciolek? Moze baszta? Moze bacowka? Na mapie nie ma tam nic. Zatem trzeba isc sprawdzic!
Mała sciezynka wije sie polami. Wysoko nad nami spiewaja jakies ptaki. Ledwo je widac. Dzwiek jakby wiosenne skowronki skrzyzowac ze skrzeczeniem papugi. A poza tym to normalnie- wszystko sie trzesie od cykad, czasem w oddali zaryczy krowa. Trawa pod butami kruszy sie i zamienia w pyl..
Czasem mozna sie natknac na mniej lub bardziej rozlozona padline
Albo zarloczne kolonie żuczkow gnojarzy, lepiacych kuleczki wieksze od siebie i potem mozolnie wpychajacych je pod gorke.
Sa tez inne stworzenia w kolorach maskujacych
W koncu docieramy pod poszukiwany obiekt. Spory szescian z kamieni. Wejscia brak. W srodku zarosly krzakami. Rozpadliska scian upodobaly sobie węże i jaszczurki.
Gdzies w okolicznych polach lezy jakies stare poidlo. Albo inne zastosowanie mogl miec ten kamulec, wyraznie obrabiany ludzka reka?
Za Aspindza skrecamy w boczna droge, ktora widokowymi serpentynami wspina sie na zbocze.
Odwiedzmy tam wies Khizabawra, z dwoma kosciolami i zrodlem z zespolem kamiennych poidel, miedzy ktorymi woda przeplywa kaskadami.
W plot jednego z kosciolow wmurowane sa fajne rzezby.
Za wsią, w cieniu starych drzew jest tez budynek, ktory poczatkowo bierzemy za kaplice. Dziwi jednak ze jest szczelnie ogrodzony a przed zamknieta furtka siedzi babcia i mowi “zamkniete”. Miejsce to nie daje mi spokoju, obchodze dookola plot i w chaszczu gdzie mnie juz nie widac udaje mi sie go sforsowac. Zaraz za plotem wpadam na kola mlynskie?
Budynek pelni role jakby muzeum, jest poswiecone wojnie z lat 1941-45, w srodku jakies krzesla, stoliki i sciany udekorowane portretami gierojow. Czemu to takie wyzamykane?
Miejsce ma jakas dziwna moc. Albo to zemsta babuszki-strazniczki? Gdy wkladam przez okienko reke aby zrobic kolejne zdjecie- szlag trafia mi aparat.. Zaczerniony podglad, czarne zdjecia. Gasze, włączam, zmieniam baterie.. Dupa… Zdechl.. Bez ostrzezenia, dzialal bez zarzutu.. Az do teraz… Ani nie upadl, ani nim nie uderzylam... Musze wykopac aparat zapasowy… No to sie skonczylo zoomowanie z daleka... :(

W Saro tez ma byc kosciol. Nie mozemy go znalezc. Pytamy o droge miejscowych, ktorzy obsiedli lokalne zrodlo przystrojone gołąbkiem i narzedziami rolniczymi ;)
Chlopak mowi- za trzecim domem w prawo. Babcia - nie bo trzeba sie cofnac i wzdluz murku jechac. Przechodzacy facet- nieprawda! Dopiero za wsia jest skręt! I zaczynaja sie klocic kto ma racje. Chyba zaraz sie pobiją… Dobra.. Poszukamy sami...Damy rade.. Oddalamy sie, donosne wrzaski zbulwersowanych lokalsow powoli cichną. Wjezdzamy pomiedzy wiejskie zabudowania. Coraz bardziej grzasko.. Koła skodusi miela jakąs paste chyba o wiekszej zawartosci gnojowki niz zwyklego blota. Sprzed maski uciekaja stada gęsi i kaczek. Przy domach maja tu ciekawe piwniczki wsparte na palach. Uliczki sa wąskie, co chwile sie rozgałęziaja. Istny labirynt!
Okazuje sie ze kosciol jest w komplecie wraz z klasztorem pelnym zakonnic, ktore postanawiaja nas oprowadzic. Zapalaja swiatlo w kosciele, opowiadaja pare slow o jego historii, ale ogolnie bardzo trzymaja sie na dystans i odnosze wrazenie, ze nie sa zachwycone naszym przybyciem. Jedna cos wspomina “rzadko odwiedzaja nas turysci” a na twarzy ma wypisane “i dobrze nam z tym!”.
Zabudowania "klasztorne" stoja zaraz obok
Kosciol polozony jest na brzegu urwiska. Pare metrow za nim jest jakby uskok plaskowyzu i skarpa waląca sie mocno w dol…
Przy serpentynach na zjezdzie stoja jeszcze ruiny jakiejs fabryczki. Calkiem mile miejsce na biwak, widac slady ognisk.
Ale my wracamy nad “nasza” rzeke. Pranie gdzies trzeba zrobic. Dzis wiekszy ruch nad rzeką- jakis chlopak wyczynia akrobacje na dwoch koniach. Chyba cos cwiczy, z dala od wzroku rodzny i znajomych, jakies przeskoki z jednego grzbietu konskiego na drugi, jakies zbieranie galezi w biegu, jazde w kucki itp. Jest tez ciezarowka i kilku facetow wybierajacych kamienie z rzeki. Biorac pod uwage rozmach przedsiewziecia to chyba ktos sie buduje. Raczej nie na skalniaczek do ogrodka ;) Przypominaja mi sie opowiesci Aszota: “Kazdy prawdziwy facet potrafi zbudowac dom. Najpierw jedziesz ciezarowka w gory po kamien. Gdy nie masz swojej ciezarowki to pozyczasz od kuzyna lub brata…”. Wieczorem zostajemy sami. Tylko za rzeka blyskaja czasem latarki. Chyba dalej zbieraja siano.. Choc kto ich tam wie…

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz