piątek, 25 listopada 2016
Czas nie goni nas cz.34 - Gruzja, Tskaltubo
Dzis jedziemy do Tskaltubo gdzie chcemy sie spotkac z Kahą, na ktorego wpadlismy na dziwnych plazach kolo Poti. Jako ze nie mozemy sie do niego dodzwonic to sami zwiedzamy miasteczko. Nad jeziorem znajdujemy dawne sanatorium o wygladzie palacu, ktore obecnie jest opuszczone.
Na scianach i sufitach zachowalo sie sporo ozdobnej sztukaterii, kolumn, kasetonow..
Okragla dziura w podlodze glownego holu przypomina mi troche palac w Tomaszowie Boleslawieckim na Dolnym Slasku. I z wygladu i panuje tu podobny zapach jak tam. Zapach dosc nietypowy w wilgotnych nieuzywnych murach - bo zapach wanilii.
Tskaltubo:
Tomaszów:
Inne, nieczynne sanatoria sa czesciowo uzywane. Kilka razy podchodze do rzekomo opuszczonego budynku i cofam sie szybko, bo sie okazuje, ze wlasnie komus wlazlam do mieszkania. Takich prawie opuszczonych budynkow jest w miescie kilkanascie. Pustostany glownie zasiedlaja uchodzcy z Abchazji. Mieszkaja tu juz ponad 20 lat a ich pobyt wciaz sprawia wrazenie tymczasowosci.
Na przedmiesciach znajduja sie dwa sanatoria molochy. Obecnie zasiedlone sa glownie wyzsze pietra. Dolne zieja pustka a wiatr hula po wypatroszonych pomieszczeniach. Mija mnie jakas kobieta. Widzi, ze fotografuje budynki. Odruchowo chowam aparat i chyba mam glupia mine. Babka sama zaczyna mowic: “Tak sie konczy gdy wiejskich od pokolen ludzi osiedli sie w miescie. Tak sie konczy jak oderwie sie ludzi od ich ziemi. Czlowiek bez ziemi nie istnieje, nie zyje tylko wegetuje. Tam mielismy domki, ogrodki, zylismy skromnie ale u siebie i mielismy co jesc. Pytam dlaczego tutaj nie sprobuja sobie zalozyc ogrodkow- tyle ziemi wokol budynkow lezy odlogiem. Wiele razy np. na Ukrainie widzialam miedzy blokami okopane grzadki, zagony kartoszki. Babka twierdzi, ze “to nie nasza ziemia”. Ma tez wielki zal do gruzinskich wladz, ze postapili niesprawiedliwie, bo uchodzcom z Osetii zbudowali osiedla domkow z ogrodkami, wychodkami, studniami. A tu dostali ogolocone ruiny i kazali sobie radzic samym. Chce cos jeszcze jej powiedziec ale ona bierze siatki i znika. Bez “do widzenia” jakby rozplynela sie w powietrzu. Nawet nie wiem w ktora strone odeszla.. Pstrykam jeszcze pare fotek. Z jednego z budynkow rozlega sie warkot jakby silnika odrzutowego. Blok jednak nie odlatuje. Warkot troche cichnie, mechanizm rozpoczyna ciagla monotonna prace. Ciekawe czy zdarzyl sie jakis przypadek czlowieka z Abchazji, ktory za Sajuza przyjezdzal tu na wypoczynek do tego kurortu, a potem przyjechal tu na stale zamieszkac?
Odwiedzam tez sklep. Wdaje sie tam w pogawedke ze sprzedawczynia. Niestety nie ma tu w miescie otwartych cieplych zrodel, w ktorych by sie ludzie pluskali, na jakie to miejsce po cichu liczylam. Tutejsze wody maja zastosowanie lecznicze i przyjezdza sie na specjalne kuracje z przepisu lekarza. Zabiegi pomagaja na bole kosci i stawow. Potem rozmowa znow schodzi na uchodzcow. Mimo uplywu 25 lat wciaz sie ich okresla tym slowem. Nadal jest dziwny podzial na “my” i “oni”. Jakos nie umiem tego zrozumiec, przeciez to ten sam narod, ten sam jezyk, chyba te same tradycje i zwyczaje. Uchodzcami jest nazywane tez pokolenie doroslych ludzi ktorzy urodzili sie juz w wolnej Gruzji na terenie miasta Tskaltubo. Sprzedawczyni jednak twardo stoi przy swoim zdaniu. Twierdzi ze zasadnicza roznica polega na tym, ze wielu przyjezdnych i ich dzieci nigdy sie nie pogodzilo z wygnaniem i zmiana miejsca zamieszkania. Nadal zyja wspomnieniami wojny i doznanych krzywd. Czesto swoja zlosc czy frustracje wylewaja na tych ktorzy sa najblizej czyli na starych mieszkancow Tskaltubo. Sa czesto wsciekli ze miejscowi maja lepiej, dostatniej, ze nie ucierpieli w czasie wojny. Mozna zrozumiec ich zal i poczucie niesprawiedliwosci ale rodowitych Tskaltubian to drazni, bo nie widza w tym swojej winy. Obraz roztaczany przez babke ze sklepu jest krancowo inny niz przedstawila mi kobieta z siatkami pod ruinami. Ta tutaj twierdzi, ze przybysze z terenow Abchazji dostali tu za darmo wypasne pokoje wlasnie co zamknietych poradzieckich sanatoriow, umeblowane, z woda i pradem. I to ponoc oni wszystko zdemolowali, rozkradli, wysprzedali do golych scian. Nigdy nie dbali o swoje mieszkania uwazajac je za tymczasowe lokum, na ktorym mozna sie oblowic. I ze od zawsze powtarzaja ze ich dom jest tam daleko, pod Gagra, Suchumi czy Oczamczira. Babka opowiada tez, ze wraz z wygnanymi z Abchazji przyjechalo do miasta troche ludzi o nieznanym pochodzeniu. Czesto nawet nie znali gruzinskiego. Ale byly trudne czasy, bałagan i zamieszanie wiec nikt tego do konca nie ogarnial. Najciekawsza historia zdarzyla sie w 97 roku, tu w tym wiezowcu za sklepem…. Nagle babka milknie a sekunde pozniej zmienia temat, polecajac nam okoliczne jaskinie o bardzo ciekawej szacie naciekowej i gablotach przedstawiajacych wykopaliska acheologiczne z okolicznych terenow gdzie ludzie mieszkali juz od pradziejow. Katem oka dostrzegam, ze wlasnie weszly do sklepu trzy osoby. A potem jeszcze kolejne… Taaaa.. Wiec juz nie poznam historii wiezowca sprzed 19 lat.. Zesz ich k… szlag! Nie mogli wejsc 5 minut pozniej??? :( Stoje chwile pod sklepem i czekam. Czekam az wszyscy wyjda. Ale nie ma szans. Toperz mnie chyba zabije bo wyszlam po wode a nie ma mnie pol godziny. A oni tam smaza sie w skodusi.. To tak jak z serialami. Zawsze odcinek konczy sie w ciekawym miejscu. Potem w kolejnym zapewne sie okazuje, ze to nic wielkiego i tylko sztucznie zbudowano napiecie. Ale gdy kolejny odcinek nie nastepuje juz nigdy, to na zawsze pozostaje wrazenie, ze moze wlasnie przeszla mi przed nosem najwieksza ciekawostka wyjazdu.. Ide pogapic sie na wiezowiec. Kolorowa mozaika roznych zabezpieczen przed chlodem, szyb, dech, dykt, workow i szmat. Zwyciestwo woli ludzkiego przetrwania nad niekorzystnymi okolicznosciami. Wzrok slizga sie po okienkach, zabudowanych pustakami fragmentach scian, wystajacych, osmolonych rurach piecykow. Nigdzie jednak nie znajduje odpowiedzi na tajemnicza historie sprzed lat.
Gadam tez z babuszka majaca male stoisko handlowe pod dawnym budynkiem domu towarowego. Kupuje od niej przyprawe z okolicznych ziol. Dwa worki kupilam, jeden dobry a drugi zly. Pierwszy sluzyl wspaniale jako poprawiacz smaku jedzenia i jego czesc wrocila do Polski aby dalej cieszyc podniebienie swoim aromatem i wspomnieniami wpolopuszczonego miasta. Drugi natopiast pękł i zasypal wszystko w plecaku. Jego okruchy bede znajdowac jeszcze kilka miesiecy pozniej w miejscach, o ktorych nie mialam pojecia, ze moga byc tak latwo dostepne dla garsci sproszkowanych ziol.. Babinka opowiada mi o roznych wlasnosciach leczniczych wystepujacych w rejonach roslin a potem odczytuje fragmenty Biblii po gruzinsku, ktore maja byc potwierdzeniem, ze spozywajac ziola jestesmy blizej Boga.
Udalo sie nam w koncu dodzwonic do Kahy! Umawiamy sie pod poczta. Oczywiscie jedziemy pod inne poczty. Tak nas kieruja zagadnieci miejscowi - na jakies zadupie. Po godzinie udaje sie w koncu odnalezc i pozbierac do kupy. Kaha stawia sie w trzech osobach, jest z nim syn Lewan i kolega Mirab. Postanawiaja nas zabrac do pobliskiej jaskini Sataplia, jako ze to miejsce ktore podoba sie turystom. W odroznieniu od jaskini Prometeusza gdzie rowniez, podobnie jak w kanionie, nie wpuszczaja dzieci, tu nie ma idiotycznych regulaminow. Wchodzi kto chce. To znaczy musi jeszcze zaplacic oczywiscie, sama chec nie wystarczy. Jaskinia jest tylko kawalkiem "parku z atrakcjami". Sa tu skaly z odciskami łap dinozaurow. Ilosc odciskow swiadczy o tym, ze te gady musialy sie tu tarzac albo grac w berka. Wszystko jest przykryte szklana wiata, w ktorej robi sie szklarnia i mozna sie udusic.
Dalej w lesie stoja plastikowe rzezby dinozaurow, z ktorymi wszyscy sie fotografuja. Jednemu z nich cos urwalo pol pyska. Chwile musimy poczekac na nasza kolej pod dinozaurem
Oprowadza nas przewodnik brzuchomowca, ktory mowi nie otwierajac wogole ust. A moze on tylko stoi a glos sie wydobywa z jakiegos urzadzenia ktore on trzyma? Na gorce jest miejsce widokowe z panorama gor i Kutaisi.
Owo miejsce uformowano w postaci przezroczystego balkoniku z pleksi, gdzie trzeba zakladac filcowe kapcie jak w muzeum, zeby nie porysowac nawierzchni. Ilosc kapci jest 4 razy mniejsza niz liczba uczestnikow kazdej wycieczki, wiec tworza sie dlugie kolejki jak za starych, dobrych czasow po srajtasme ;)
Sama jaskinia byla przepiekna zanim ją odkryli. Teraz chodzi sie wybetonowanym chodnikiem z poreczami, z glosnikow sączy sie nastrojowa muzyka a poszczegolne szaty naciekowe na scianach sa podswietlone w sposob kojarzacy sie z nocnym klubem. Troche bola zęby.. ale moze to dlatego ze zjadlam zbyt slodka chałwe? Kabaczę jest zachwycone jaskinia, chyba jeszcze nic jej tak nie przypadlo do gustu. Donosne "uuuuu" nie schodzi jej z pyszczka, zreszta tak samo jak usmiech, a łepek kreci sie na wszystkie strony. Najwieksza atencja ciesza sie fioletowe filary.
W grupie zwiedzajacych sa dwie pary z Iranu. Nowoczesni, mowiacy po angielsku, obwieszeni drogim sprzetem, nie odrywajacy wzroku od smartfonow z fejsbukiem.. A baby zakutane w szmaty do ziemi, twarze zakryte, jak w jakims haremie na srodku pustyni. Ale rzesy wytuszowane na 10 cm, wymalowane na czerwono paznokcie. Do tego markowe adidasy i fikusne ciemne okulary. Przedziwna zbitka... Z egzotycznych obyczajow zwraca tez uwage sposob popędzania kobiet aby nie myszkowaly na boki i utrzymywaly tempo wycieczki. W takiej sytuacji facet prowadzi ją za kark na wyprostowanej rece, nadajac wlasciwy kierunek. Natomiast iranskie dziewczynki, takie na oko 8-12 letnie, bedace rodzina opisywanych powyzej par, nie nosza na glowie nawet chustki i niektore biegaja w krotkich spodenkach.
Z calej trojki naszych nowych znajomych najlepiej gada sie z Mirabem. Kaha chyba specjalnie go zabral jako tlumacza. Zreszta tak samo jak syna zabral jako kierowce. Kurcze, facet wszystko przemyslal! Mirab jak na czlowieka z tego regionu ma niesamowicie wywazone i rozsadne podejscie do polityki. Sam rowniez jest uchodzca z Abchazji a o Abchazach wypowiada sie bardzo cieplo. Ponoc calymi latami byli normalnymi ludzmi, sasiadami, kumplami. Nie bylo nienawisci miedzy nimi a Gruzinami, przynajmniej w okolicach Suchumi, skad on pochodzi. Ba! Nawet czesto roznice sie zacieraly- on i Kaha maja abchaskie w brzmieniu nazwiska. Jako dzieci obaj potrafili mowic w trzech jezykach- po gruzinsku, abchasku i rosyjsku. A potem tak jakos wyszlo, ze jednak najbardziej sa Gruzinami i musza odejsc albo zginac. Wiec teraz sa tu.. Mirab twierdzi, ze ta cala wojna to wina Rosji, wielkiej polityki i jakis podejrzanych ludzi pociagajacych za sznurki gdzies wysoko, niewiadomo skad. I ze taka wojna jak gruzinsko-abchaska moze wybuchnac wszedzie i nie potrzeba duzo czasu aby kumple i bracia zaczeli strzelac do siebie nawzajem i nazywac sie wrogami. Ot taki durny swiat, taka natura ludzka, taka podatnosc na wplywy i propagande. A czy dzisiejsza Ukraina nie jest tego najlepszym przykladem? To nie kaukaski tygiel narodow, to nie lata 90-te, spokojny z pozoru kraj... Ale ktos u gory postanowil- bedzie wojna o tu! ... i jest wojna.. I zawsze tak bedzie ze wschodnie i zachodnie mocarstwa beda walczyc o swoje strefy wplywow kosztem zycia i szczescia zwyklych prostych ludzi. I co najgorsze ich rekami.. Slucham go z otwarta japą. To chyba pierwszy czlowiek spotkany na wschodzie, ktory nie dzieli konfliktow na "my" i "oni", sam nie zajmuje stanowiska ale patrzy na sprawe jakby z boku. Mimo, ze los powierzyl mu role, ktora niejako wciska go w okreslone stanowisko i pewna grupe...
cdn
Bardzo ładny opis i zdjęcia tylko o "Tskaltubo".
OdpowiedzUsuńAż zęby bolą na angielską transliterację.
Nawet Google piszą Ckaltubo!!!
Czy musimy paplać po angielsku jakbyśmy swojego języka nie mieli?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem chyba ostatnia osoba ktorą mozna posądzic o sympatie do jezyka angielskiego i chec wplatania go do swoich wypowiedzi. Nie przypuszczalam ze zapis miejscowosci przez "Ts" jest angielski a przez "C" polski. Nawet o tym nie myslalam tylko przepisalam nazwe ze swoich map, gdzie akurat pisalo w ten sposob. A ze wymowa nazwy miejscowosci mniej wiecej sie zgadza wogole nie zaprzatalam sobie tym glowy. Nie wpadlam nawet na to ze mozna ta nazwe zapisac przez "C". Juz chyba teraz nie bede poprawiac i jak juz tak bylo to zostawie ale obiecuje poprawic sie na przyszlosc :) Rozumiem ze analogicznie inna nazwa miejscowosci po polsku powinna brzmiec "Calka" a nie "Tsalka"?
OdpowiedzUsuńTak samo jak do konca nie wiem jak powinno sie zapisywac nazwe innych gruzinskich miasteczek- "Khoni", "Honi", czy moze "Choni" albo "Khaiszi", "Kaiszi", "Chaiszi", "Haiszi"? Przyjelam ze spisuje z mapy , no chyba ze tak jest "Shatili" to wiadomo ze wpisuje "Szatili" skoro sie tak wymawia... Nie jest to proste....
OdpowiedzUsuńNajlepiej jak będziesz traktować język gruziński na zasadzie "jeden dźwięk=jedna litera"
OdpowiedzUsuńW większości przypadków litery gruzińskie mają odpowiedniki w języku polskim - czasami różnią się wymową ale litera odpowiada literze (no dobra czasami dwie różne litery gruzińskie odpowiadają jednej polskiej a czasami jedna gruzińska dwuliterowemu zapisowi polskich dźwięków np. "dz", "cz"
Tutaj jest informacja w WIKI
https://pl.wiktionary.org/wiki/Aneks:J%C4%99zyk_gruzi%C5%84ski_-_Alfabet_i_wymowa
a tutaj
http://www.przydasie.eryniawtrasie.eu/1740-2
znajdziesz transliterację z Rozmówek Polsko-Grusińskich Giorgi Maklagelidze
(ps. samo wydawnictwo jest bardzo ciekawe i potrzebne ale... wymaga drobnej korekty)
A wracając do transliteracji spróbuj wymówić nazwę dawnej stolicy Gruzji
Mccheta (მცხეთა)
მ - m
ც - c
ხ - ch
ე - e
თ - t
ა - a
napisane po angielsku "Mtskheta"
Postaram sie na to zwrocic uwage! czyli moja ulubiona nazwe przeleczy "łamijęzyk" Zhratskaro juz wiem ze powinno sie zapisac Zhrackaro. Czy moze "Zh" powinno sie tez czyms zastapic np. samym "s"?
OdpowiedzUsuńMcchete wymowic przez "ts" faktycznie nieprosto ;)
OdpowiedzUsuńA jak się po gruzińsku pisze to "Zhratskaro" - nie znalazłem nic takiego.
OdpowiedzUsuńZa to znalazłem przełęcz ცხრაწყარო czyli: cchrackharo lub cchracqaro (optuję za tą drugą opcją ;-) )
szczególnie interesująca jest literka ყ (tutaj wymowa: http://pl.forvo.com/word/%E1%83%A7/#ka )
przy tym nie jestem ekspertem - posługuję się jedynie literaturą przy założeniu że "angielski jest FUJ!"
przy okazji znalazłem coś takiego:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=PogbgePaCLc&list=PL83f-r8yXPADYIfvNy0bVdMwE_kBVU7vV&index=3
ყ - jako litera brzmi 'kh'
- wymawiane w słowie brzmi raczej jak 'q'
ja chyba wole "kh" litera q to jakos juz calkiem mi nie wyglada po polsku...
OdpowiedzUsuń;-)
Usuń