niedziela, 30 października 2016

Czas nie goni nas cz.26 - Gruzja, Uszguli

Poszukujac transportu do Uszguli trafiamy ostatecznie do auta Irakliego, ktory juz jedzie w tamta strone i wiezie jedna turystke- policjantke z Tbilisi, Suzane. Poczatkowo droga jest z betonowych plyt wiec juz zaczynamy zalowac, ze nie ma z nami naszej milej skodusi, jednak pozniej plyty znikaja, znika tez szuter i zaczynamy w pelni rozumiec co miejscowi mieli na mysli mowiac “nie dojedzie” :D Wprawdzie podnieslismy przed tym wyjazdem zawieszenie, wstawilismy wysokie sprezyny z jakiegos dostawczaka czy ciezarowki, w sprezyny gumy ale mimo wszystko chyba “za wysokie progi”… Przypomina sie w tym momencie powiedzenie:, “że ze świni nie zrobisz konia wyscigowego- owszem mozesz zrobic bardzo szybką swinie” :) Nasza droga wije sie blotnista koleina, roznymi wawozami, skalnymi polkami nad szemrzacymi strumieniami a niekiedy tez strumienie odwiedzaja nas na drodze mniejszym lub wiekszym wodospadem!
Mijamy po drodze kilka wiosek. We wszystkich prawie przewijaja sie wieze obronne czy kamienne domy z oszklonymi balkonami
Na calej trasie stalym elementem krajobrazu sa drewniane, omszale, chylące sie na wszystkie strony ploty
Raz po raz odslaniaja sie widoki na różniste osniezone szczyty
W jednej z wiosek zatrzymujemy sie na dluzej niz robienie zdjec. Przystanek kibelek- biegniemy do przydroznej slawojki- poki co jednej z dwoch jakie widzialam w zyciu, gdzie nie ma szamba tylko jest splukiwanie woda :D Wychodki ze “spłuczka” jednak istnieja- ale chyba tylko w Gruzji! Ten drugi byl w Mutso.
Zwykle karmimy kabaka w samochodzie, podczas jazdy. Jednak na tej drodze robimy wyjatek, tu chyba jednak latwiej by trafic lyzka do oka albo prosto do zoladka ;) Cala ekipa chce uczestniczyc w posilku! Zwlaszcza Irakli bardzo sie interesuje wszystkich co jest zwiazane z kabakiem- bo sam ma coreczke kilka miesiecy mlodsza.
Przy drodze stoja dwa dziwne znaki. Ciezko mi jest sobie wyobrazic w tym miejscu auto jadace powyzej 30km/h
Albo ważące wiecej niz 50 ton!
Ta wieza jest szczegolna- nie stoi w wiosce, przy domach, tylko samotnie nad potokiem. Zwą ją wieza milosci. Irakli mowil ze nam o niej cos wiecej opowie ale potem jakos zeszlo na inny temat i wszyscy o tym zapomnielismy… Teren wokol wiezy jest ogrodzony i za oplata mozna ja zwiedzac w srodku.
Czasem na drodze tworzy sie korek tworzony przez rogacizne :)
A tu juz samo Uszguli. Najpierw podziwiamy z daleka panorame na cala miejscowosc.
Potem wpelzamy w plątanine uliczek, kamiennych sciezek i przejsc miedzy domami, wiezami, plotami, murkami.
Zwracaja uwage wycinankowe ozdoby domostw
I wszedzie peta sie pod nogami przydomowa wszelaka chudoba. Tu nie ma mody aby zwierzeta przebywaly w klatkach, zagrodkach czy na postrąkach. Biedne kury czy swinie z ferm na zachodzie, siedzac od urodzenia do smierci w ciasnych, ciemnych skrzynkach zapewne w najsmielszych snach nie przypuszczaja, ze ich pobratymcy z Kaukazu moga sie cieszyc az taka nieskrepowana niczym wolnoscia i łazic gdzie popadnie. Tez napewno na koniec skoncza w zupie - ale co sobie pouzywaja zycia to ich!
A najbardziej urzeklo mnie poidło zrobione z opony. Kiedys chyba napisze osobna relacje pt.”drugie zycie opony” - spotkalam juz na swojej drodze dziesiatki wspanialych patentow, pomyslow i ludzkiej kreatywnosci szybujacej wrecz pod niebo :) Ale tym razem moj zachwyt juz po prostu nie ma granic :)
W rejonie zwrocilo tez nasza uwage popularne tu pokrycie dachowe. Wyglada z daleka troche jak gont ale nie jest z drewna. Troche jak dachowka ale nie jest napewno jednolite w ksztalcie i produkowane seryjnie. Jakby plaskie kamienie czy ogolnie wykladanie “bele czym” co ma odpowiedni ksztalt i jest pod reka?
Zauwazamy tez fajny znak drogowy!
I rzezbione drzwi kaplicy! I niestety opatrzone klodka... Od razu widac ze popularna miejscowosc turystyczna...
Wlazimy tez na widokowe wzgorze, obowiazkowe miejsce kazdej wycieczki, gdzie wylaza wszyscy turysci i robia sobie zdjecia. Wiec i my spelniamy ten turystyczny schemat w 100%. Widoczki rzeczywiscie sa stad nienajgorsze i na wioske, i na okoliczne gory.
Nie wiem co sie stalo dzis kabakowi, czemu akurat dzis ma taki rewelacyjny humor ale od kiedy wjechalismy do Uszguli caly czas podskakuje, fika nozkami, spiewa na caly pyszczek, smieje sie, zaczepia z kwikiem mijanych ludzi. Radosc i szczescie po prostu wylewa sie uszami. Wszyscy spotkani turysci i miejscowi robia sobie z nami zdjecia, kreca filmiki, robimy tu za bialego niedzwiedzia z Krupowek. Wiesc chyba niesie sie szybko bo co chwile mijamy jakies grupy Japonczykow ktore wolaja “Majeczka” i juz ustawiaja sie z nami do zdjec. I juz biegaja w kolko z kamerka na kiju cos tam do niej gdacząc w swoim jezyku. Jakbysmy dzis pobierali oplaty to chyba wyjazd by sie zwrocil!
Odwiedzamy tez knajpe gdzie zjadamy chaczapuri w ktorym zamiast sera jest mieso. Jest to ponoc tradycyjna swańska potrawa. A u Irakliego w samochodzie jest rewelacyjny bajer- pomysl i wykonanie wlasne tzn. jego ojca. Jest przycisk a obok kranik. Z kranika wyplywa czacza. My tez chcemy takie cos w skodusi!
A tu cala dzisiejsza ekipa w komplecie
cdn cdn

1 komentarz:

  1. Kamienie na dachu to łupki. Widziałem ich pobieranie w Kacheti przy rzece Alazani.

    OdpowiedzUsuń