piątek, 2 września 2016

Bałkańska majowka po raz drugi cz.7

Rzuca sie nam w oczy miasteczko Himara. Starsza czesc polozona jest czesciowo na gorce. Duzo tu ruin i brukowanych uliczek zaroslych trawa i kwiatami. Jakies przejscia, tuneliki, schody.






Teren jest chyba turystyczna atrakcja bo na szczycie wzgorza sa lawki, barierki, latarnie. Nie jest jednak wypolerowany na blysk i sprawia wrazenie autentycznosci. W jednym z niepozornych kamiennych budynkow jest kosciolek.


Spotykamy tam pare Holendrow z dzieciakiem w nosidle. Kabaczek bardzo sie interesuje mlodym Holendrem i probuje mu odpiac buta, ale chlopczyk jest nieco oniesmielony spotkaniem i nie podejmuje zabawy.

Polecaja nam jakies miejsce biwakowe u podnoza tego wzgorza, ale takie zorganizowane i platne. Nocuje tam tez jakis Niemiec w kamperze przerobionym ze starej strazy pozarnej. Musi byc klimat! Poranny prysznic pod wężem? Moze gdybysmy nie mieli nagranego Porto Palermo to bysmy skorzystali majac nadzieje na jakas wspolna integracje.. Ale nie zanocowac w Porto Palermo? Szkoda by bylo.. Teren z tunelem okazaju sie zamkniety i chyba strzezony. Czesc powojskowych budynkow jest zagospodarowana.

Kawalek dalej, przy twierdzy, z drugiej strony zatoki teren jest dostepny bez problemu.


Stoi tu kilka opuszczonych parterowych domkow z ciekawymi grafiti w srodku i suszacymi sie ziolami. W ilosci duzo. Sprawdzam czy to przypadkiem nie suszarnia plonow z plantacji pod Gjirokaster, ale schnie jakas nie znana nam roslina. Bardzo aromatyczna, cos jak tymianek?





Twierdza jest zamknieta. Podlazimy tez od tylu czy jakis kamien sie nie obluzowal ale niestety.

Morze jest cieple i pelne jezowcow. Widac im tez sie tutaj podoba.

Nie mozemy sobie z Ziutka odmowic przyjemnosci posiedzenia pod plazowymi parasolami. Morze, plaza i my. O tak- takie kurorty lubimy!


Wieczorem przyjezdzaja rybacy i wsiadaja na stojace tutaj kutry. Czyms takim marzy mi sie poplywac! Nie jakims jachtem z lazienka i telewizorem, nie jakas zaglowka gdzie trzeba sie szarpac z ciagnieciem za liny i szukaniem wiatru. Takie plywadlo- ze skrzypem blach i desek, aromatem ryb ,wodorostu i benzyny. I powoli pyr pyr pyr w morze… Czy gdzies ktos organizuje takie rejsy???

Przyjezdza tez ekipa ktora naklada stroje pletwonurkow i z latarniami zapodaje w morze. Zastanawiamy sie nad celem wyprawy podwodnej? Czemu noca? Moze klusownicy? Moze poszukiwacze skarbow w jakis wrakach na dnie? A moze po prostu sport? Jakis czas widac pelgajace po dnie swiatlo ktore znika w koncu gdzies w glebszych odmetach. Dlugo siedzimy wieczorem a chlopaki nie wracaja.. A to juz poranek- nasz biwak i moje pierwsze pranie wysuszone na agawie!



Rano rybacy chca nam sprzedac rybe, wolaja “fish, fish”, ale Ziuta mowi ze nie. Madra Ziuta bo co bysmy z surowa ryba zrobili, zwlaszcza w autach w ktorych sie gotuje powietrze a lodowki nie mamy. Ja bym pewnie sie skusila a potem bysmy sie nie pozbyli smrodu zdechlej ryby. Potem przyjezdza duzo emerytow z Izraela aby zwiedzac twierdze. Zalewaja cala okolice a kolejne autokary juz jada. Na szczescie jestesmy juz spakowani i szybko opuszczamy to mile miejsce ktore w oka mgnieniu uleglo zatloczeniu. A! I przyjechal koles od ciekawego kampera!

Oddalamy sie dzis od morza, jedziemy w strone Gjirokaster. Po drodze osady pasterskie

i zaklady wyprawiania skor ;)

Mijamy tez jakas osade ludow polkoczowniczych, u nas powiedzialabym ze sa to Cyganie. Ledwo zwalniamy troche i zjezdzamy na pobocze - juz od namiotow odrywa sie stadko ciemnoskorych dzieci i z wrzaskiem biegnie w nasza strone. Toperz dosc szybko daje po gazie ;)



Kawalek dalej znajduje sie popularna atrakcja turystyczna zwana “Niebieskie Oko”. Woda rzeczywiscie ma tu niesamowity kolor. Poza tym jest strasznie turystycznie, komercha wylewa sie zewszad a na slupach powiewaja flagi unijna i amerykanska.


W knajpie obok rosnie ciekawa roslina- o kwiatach w ksztalcie szczotek do czyszczenia butelek!!! :)

Przejezdzamy przez Gjirokaster. Centrum ludne, tloczne i w remonto-rozbudowaniu jak spora czesc Albanii. Na wzgorzu calkiem ladna starowka na ktora rzucamy okiem z daleka.


Suniemy dalej. Na tym wyjezdzie wciaz brakuje nam czasu. Daleko ta Albania na dwutygodniowy wyjazd. Na trzy byloby na spokojnie. Za skretem na Permen zaczyna sie fajny klimat. Znikaja hotele, znika rozbudowa, remont i huk wiertarek. Znika syf, smieci i smrod padliny. Przekraczamy jakies bramy innego swiata. Pojawiaja sie coraz wyzsze gory, osiolki, pasterze i owce w ilosci duzo. Mijamy miasteczka ze starymi blokowiskami, gdzie dziadki siedza przy drodze zapatrzone w dal, gdzie kwitnie handel przydrozny, a z zakladow naprawy riksz wydobywa sie zapach smaru.









Nad rzeczkami kolysza sie chybotliwe kladki, niektore bez desek. Hmmm.. Kusi aby sprobowac przejsc!


Nie tylko kabak ma trojkolowca! :)

Obserwujemy tez przeladunek z koni do mercedesa (albo odwrotnie)

A wogole to dzis wszedzie na domach wisza misie. Czasem gdzies zatkniete albo jako wisielce. Jakies swieto tu maja? Czy moze przesad- powies misia bedziesz szczesliwy?


Juz po zachodzie slonca zajezdzamy w rejon kanionu Lengarice. Pokrecimy sie tu jutro a poki co szukamy miejsca na biwak pakujac sie w dosyc nieskodusiowe drogi.




Ostatecznie osiedlamy sie nad rzeka, z widokiem na osniezone z lekka gory.


wiecej zdjec z tej czesci wyjazdu: https://photos.google.com/album/AF1QipMQDAtvlElzJNnzXXSU2Owt3Cx_JUlTf5sF04Vb https://photos.google.com/album/AF1QipOWlI1mOhDtTFANHKWZBdOGJDFobxDiA18z2x-H cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz