niedziela, 28 czerwca 2015

Roztocze Poludniowe (2015)

Jadac od Beskidu Niskiego po Roztocze, caly czas wschodnia sciana Polski, mam dziwne wrazenie, zupelnie odmienne od tego z minionych wyjazdow w ten region. Jakos jest tak gęsto... Caly czas na drogach, nawet bocznych, jest straszny ruch, ludzie i auta sie wrecz roja! Wszedzie rosna jak grzyby po deszczu cale stada nowych wypasnych domow. Gdyby przyjechal tu ktos z daleka nigdy by nie uwierzyl ze w Polsce sa jakies problemy ze znalezieniem pracy, wyplaty sa niskie, mlodzi masowo wyjezdzaja za granice i jest niz demograficzny.. Nic tez dziwnego ze jak ludzie stad przyjezdzaja na Dolny czy Gorny Slask to im sie zdaje ze tam u nas, na dalekim zachodzie, dopiero co skonczyla sie wojna.. ;) Tu jedziemy od rana i ni pol ruinki! Rowniez nieuzytkow malo, wszystko jakies takie zagospodarowane... Ciekawe czy uda sie odnalezc choc jakis skrawek tego Roztocza sprzed lat? Mijamy cerkiewke w Bihalu, przed ktora wlasnie trwaja porzadki, koszenie trawy a grupka kobiet trzepie jakies biale ogromne obrusy czy przescieradla- do czego takie plachty moga sluzyc w kosciele?

W Szczutkowie cerkiew jest ponadto wzbogacona w kibelek- slawojke z ktorej nie omieszkam skorzystac.


Budynek stoi sobie na pagorku, z dala od wsi. Obok jest szeroki wygrzany plac zakonczony w oddali malym cmentarzem. Rosnie sobie dorodna lipa a pod nia zapadnieta w ziemie stara laweczka. Miejsce rokuje dobrze noclegowo, acz godzina jest wczesna wiec suniemy dalej. A nuz nam los jakies inne ciekawsze miejsce podrzuci? Ruszamy dalej na polnoc… Mijamy ze smutkiem Opake, miejscowosc gdzie dawno temu, przed laty jeszcze kilkunastu, stala najsliczniejsza wedlug mnie cerkiewka, o czerwonych, dzwonkowatych daszkach. Juz jak tam bylam to miejscowi jej nie lubieli, prychali na nas, ze chcemy takie g… ogladac.. Juz wtedy na jednym boku nosila slady podpalania.. Kilka lat pozniej podpalacz okazal sie sprytniejszy i szybszy od strazakow… Taka byla w roku 2002

Nie wiem czy sprzyjajacy los czy jakas intuicja rzuca nas w stara droge w strone wsi Podemszczyzna. Jupi! Gruntowka! Tu jeszcze nie zalali swiezym asfaltem. Stukol kol o kamulce miesza sie szumem bujnej roslinnosci, jeszcze nie zniszczonej przez pily i kosiarki! Zdazylismy! Kawalek dawnego Roztocza jeszcze udalo sie odnalezc!


Przy drodze pelno kapliczek!



Probujemy odszukac kilka bunkrow pochowanych po tutejszych zaulkach, ktorych spękany beton swietnie ukrywa sie wsrod chaszczy. Do pierwszego bunkra nie udaje sie wejsc- stoi na srodku uprawnego pola, nie chcemy wlazic rolnikowi w szkode.


Drugi bunkier stoi w pachnacym sosnowym lasku.


Wlaze do srodka przez okno, ale szybko zarzadzam odwrot- smieci po kolana, wiekszosc uwalana jakims wapnem, lub czyms rownie niemilym o jakims chemicznym zapachu.

Trzeci ktorego szukamy stoi na pieknych rozleglych łakach z ktorych widac dach kosciola w Nowym Brusnie. Toperz nie docenia uroku miejsca bo dostaje kichawki i zdecydowanie odmawia noclegu w tym malowniczym miejscu.


Popularne w tych terenach jest stawianie na dachu bunkra mysliwskiej ambony.


Dostepu do tego bunkra broni gleboka woda wypelniajaca wszystkie komory.



Do czwartego bunkra tez nie udaje sie wejsc- jest caly pomurowany, szczelnie jakby kto tam skarby trzymal.. Widac cegla w rejonie nie stanowi zadnej wartosci i pchaja ja bez celu byle gdzie...

Za Podemszczyzna odwiedzamy stary grekokatolicki cmentarzyk. Miejsce jest cieniste i wilgotne.Nagrobkow jest calkiem sporo, poukrywanych wsrod pokrzyw, łopuchow i innych bodiakow.






Obok wzgorza jest maly stawek, caly trzesacy sie od kumkania zab.

Na cmentarzu oszczekuje mnie sarna, raz po raz wystawiajaca łeb zza kolejnego nagrobka. Jakos wybitnie probuje mnie przegonic albo nawiazac kontakt. Probuje jej cos odszczekac, nasladujac jej jezyk. Chyba wychodzi mi cos groznego albo obrazliwego bo natychmiast ucieka w podskokach. W Nowym Brusnie remont cerkiewki. Trzeba im przyznac ze robia to bardzo ladnie i sensownie. Zaczeli od naprawy dachu a nie jak zwykle od plotu, nowego chodnika i tablicy z zakazami. Rzadko ciesze sie z remontow ale tu tak jest. Nie zawali sie bidulka od lat podparta drągami. A jak sciemnieje drewno moze bedzie jeszcze ladniejsza niz poprzednio?



Droga za Polanka Horyniecka sugeruje ze jest dopuszczona do ruchu.

Ba! znaki wskazuja ze mozna sie tu rozpedzic do 90 km/h. Jednak tego nie czynimy, jako ze owa droga zaczyna przypominac koryto wyrwanego powodzia strumienia :) Geba cieszy mi sie coraz bardziej! Kazdy trzaskajacy w drzwi kamien jest mila odmiana po setkach kilometrow rownych do obledu drog…



W Starym Brusnie porzucamy skodusie i lazimy sobie po okolicy. Do piatego bunkra rowniez nie udalo sie wejsc… bo go nie znalezlismy ;) Za to znalezlismy srodlesny cmentarzyk. Bardzo dobry stan zachowania nagrobkow laczy sie tu z zarosnieciem i dzikoscia. Las, cisza, brzek owadow, szum i cien drzew i przenikajace przez gesta zaslone lisci promienie popoludniowego slonca. Bluszcze ,paprocie i bujne czerwcowe kwiaty. Smutne anioly, zadumane Madonny, bezglowe lub beztwarze ,mniej lub bardziej anonimowe postacie i Jezus z czuprynka z mchu.








Krzyze o ksztaltach bardzo roznych i napisach w niejednej czcionce.




Cmentarz ten jest jakis przedziwnie przyjazny. Tu chyba noca nie straszy. A jesli jakies duchy tu wystepuja to mam wrazenie ze mozna sie z nimi zaprzyjaznic i pogadac co zyciu. Wracajac w strone Polanki spotykamy zajaca -desperata! Biegnie caly czas droga przed skodusia, uciekajac jakby w poplochu. Nie czmychnie w krzaki ani do rowu. Caly czas tylko na wprost. Jak sie zatrzymujemy i on staje. Rozglada sie. Ruszamy- on w nogi. Moze zajace tak lubia?

Droga z Dziewiecierza do Nowin Horynieckich mimo ze znaczona na mojej mapie- w terenie zdaje sie nie istniec. Zanika przed torami, a na pokonywanie szyn kolejowych bez betonowych plyt czy chocby podsypanego zwiru, nie czujemy sie poki co gotowi ;) Do Nowin ostatecznie nie zagladamy. Niedaleko kosciolka trwa jakas wielka budowa. Niefajnie, uciekamy stamtad! W Horyncu zjadamy obiad w barze “Piwnica”.

W lokalu na pietrze trwa potancowka. Wokol plyna spiewy na zywo, w klimacie i rytmice przypominajacej mi gornicze imprezy w chorzowskim parku z czasow dziecinstwa. Jak zywe staja mi przed oczami sprochniale podesty do tanca, wata cukrowa ktora zawsze chcialam miec ale nigdy jej nie zjadlam bo byla ohydna w smaku, pilki na gumce, skaczace myszki miki, baby w wieku przeroznym i koronkowych stanikach, rozdziewajace sie z bluzek na swiezej wiosennej trawie i ogorzale twarze nad butelkami, probujace wtorowac wodzirejowi. Klimat festynu czy uzdrowiska z dawnych lat.. Dlugo siedzimy w tej knajpie, patrzac jak kuracjuszki, krecac grubymi kuprami, suna tanecznym krokiem na pierwsze pietro. Zawijamy jeszcze do Radruza zobaczyc przycerkiewna wiate. Ale jakos nas tym razem nie urzeka. Zbyt na widoku z okien okolicznych domow. Poza tym ponoc straz graniczna lubi tu nocami zagladac..

Niesympatyczne wrazenie robi tez jezdzacy w kolko samochod na brytyjskich blachach, ktory prawie wjezdza w kuper skodusi… Nachlana mlodziez wisi z okien , pokazuje rozne obrazliwe gesty i rechocze glupkowato.. Stara cerkiew bez zmian...


Wracamy wiec do Szczutkowa. Do czerwonej cerkiewki, slawojki przy pylistej drodze, starej lipy i skrzypiacej laweczki. Na miejscu jestesmy juz po zmierzchu. Ksiezyc swieci, swierszcze piłuja, pelgaja lampiony na pobliskim cmentarzyku. Jest ogrodzony, wiec zombiaki moze do nas nie przyjda ;) Spi sie wysmienicie az do godziny 6 rano. Pobudka! Bija dzwony! No to pieknie… Cerkiew pewnie nie jest opuszczona, pewnie pelni role kosciola, szykuje sie poranna msza i zaraz nas tu zadeptaja! Ale chwila! Dzis jest poniedzialek.. To luz! Najwyzej jakies babuszki przydreptaja… Dzwony przestaja bic w sekundzie… Ale jaja! Pozytywka! To wszystko lecialo z zaprogramowanego nagrania. Ostatecznie mszy nie ma wcale.. Taki uniwersalny budzik coby ludzie do pracy nie zaspali? Cala otaczajaca nas łaka pokryta jest kropelkami rosy, w ktorych przeglada sie wiszace jeszcze dosc nisko slonce.




Natychmiast odechciewa mi sie spac! Biegam sobie boso po łace. Po co komu lepsza łazienka? Kury w oddali gdakaja, czasem odezwie sie jaka piła. Wyciagam sie na pachnacej starym drewnem ławce pod lipa. Milo miec swiadomosc poczatku upalnego dnia i dwoch tygodni wloczegi przed soba!



W czasie sniadania pod cerkwia towarzystwa dotrzymuje nam myszopodobne zwierzatko, mieszkajace w dziupli starej lipy. Zwierzaczek najbardziej przypomina mi chomika! Dokarmiamy go chlebem i serem. Jest bardzo ruchliwy i plochliwy.


Dzis na trasie mijamy cerkiew w Kowalowce

a potem w Płazowie.



Mozna wejsc do srodka przez dziure w murze.

Potem mijamy tereny lesne- miejsce jak wiadomo opatrzone wieloma zakazami. Ale taki jak drugi od gory,to widze po raz pierwszy

Potem Łówcza - cerkiewka za wsia, w wygrzanym sosnowym lesie. Tez byloby mile miejsce na biwak


Z Łówczy do Huty Złomy jedziemy rozleglymi polami.



Kolejna pachnaca drewnem budowla jest w Woli Wielkiej. Wyglada calkiem solidnie ale chyba musi byc cos z nia nie tak bo ją podparli kilkoma belami.


A w Bełzcu nastepna cerkiewka. Pamietam ją stojaca w cichym lasku. Teraz wokol warcza jakies szlifierki, mloty- plac budowy. Przycerkiewny ogrodek zmniejszyl sie chyba trzykrotnie.



Namierzaja nas takze miejscowi ktorzy upieraja sie ze musimy zobaczyc pomnik Romow. Pewnie normalnie bysmy sie udali go obejrzec ale natarczywosc polecania tego miejsca zupelnie nas zniecheca. Nie lubie jak ktos za mna lazi i probuje do czegos przymuszac. A ugryzcie sie gdzies z waszym pomnikiem! Suniemy dalej na polnoc! CDN

2 komentarze:

  1. Hej, całkiem przypadkiem trafiłam na Twój wpis na temat wypadu w okolice Strzelina/Gościęcic w 2014 r. Mam nadzieję, że trafiłam na właściwą osobę i bloga:) Jeśli tak to odezwij się proszę, mam kilka pytań a odpowiedzi na nie mogą mi bardzo pomóc w zorganizowaniu wyjazdu, który planuję. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chetnie pomoge- moze na jakiegos maila do ciebie napisac?

      Usuń